Poprzednie częściFoto Zabawa→9→Absurd Czarowny 1

Foto Zabawa→9→Absurd Czarowny 2

Nawiązanie do wszystkich fotek

  

  

Panienka mokra od spodu siedziała na krzesełku, zanurzonym po siedzisko w przypływie, ubrane w rozłożystą sukienkę, opadającą na brak jakichkolwiek fal. Łzy kapały ze wzroku, dlatego poziom morza niebezpiecznie wzrastał, chociaż przystojny w urodzie, dopływał otulony łódką. Panienka ujrzawszy co zobaczyła, zarzuciła przynętę z haczykiem, na długaśnej żyłce, którą wyszarpała z przedramienia i poleciała by zaczepić o burtę.

 

Nagle łódka pofrunęła, zauroczona powabnym cumulusem. Wtedy stary mors, strasznie mroczno zamroczony, począł w sobie zazdrość o magiczną łódkę, cudownie szybującą na powietrznych kłębach. Panienka przywaliła mu kanalikiem łzowym z rozbryzgiem, że niby słusznie prawi, ale na cholerę jej ta cudowność, skoro łódka nie po to, żeby fruwać, tylko żeby pływać, w jej kierunku, a szczególnie zawartość, którą chciała wydłubać sobą ze środka.

 

I wydłubała w końcu zwinnymi paluszkami, a wydłubany nie marudził, że jest wydłubanym, tylko oko na niej zawiesił. Od tego czasu ona miała trzy, a on został cyklopem mutantem, bo miał nie na środku.

 

Wtedy na horyzoncie ujrzeli wielką pozeszywaną twarz, w kształcie ośrupanej kamienicy, z balkonem z lalka pijącą krew z kubka, ściekającą z futryn okiennych w której wnętrzu zamieszkali, razem z zegarami na ścianach, by wiedzieli ile czasu im zostało, chociaż były pomalowane różnokolorowym czasem.

 

Był z tym jednak pewien problem, gdyż malarz upity wieloprocentową weną, namalował na każdym inne wskazania, dużej i małej oraz seks-sekundnika. Dlatego z tej zgryzoty, chodzili w kółko po krętych schodach oraz swoich umysłów, aż prawie do skołowacenia i wygładzenia szarych fałd, bez jakichkolwiek poręczy i jeździe bo rozwydrzonej bandzie.

 

Potykali ciała o leżące łyżeczki, depcząc gdzie popadnie, zmieniając łyżeczkowe charaktery, dodatkowymi wgłębieniami, pomimo że widelce i noże, dźgały ich w stopy i po odciskach, broniąc rycersko, swoich wybranek a nawet cudzych pałeczek.

 

A że poczuli do siebie pociąg, to wywołali wilka z lasu, o kształcie włochatej bestii InterSyty, gdyż pozjadała wewnętrznych podróżnych, uzębionymi schowkami na bagaże, który wyjechał nagle z chmur, gęsto rycząc i bekając zapachem przeżutych obiadów i wilgotnych biletów z dziurkami.

 

Tak przeraźliwie wył, że aż usiedli i dostali wilka, bo pociąg zimny był, a następnie wszystko zamarzło w jeden wielki sopel zwisający z nosa wielkoluda, który najpierw wypił, a za chwilę pochrupał część morza, łącznie z dalszym ciągiem, tej jakże ciekawej i zajmującej opowieści.

 

Od której – co głosi wątpliwa w swoją prawdę legenda – wzroku nie można oderwać.

Podobnie jak języka, od zmrożonego tyłka metalowego robota.

 

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • kigja miesiąc temu
    Zazdroszczę lekkości w absurdalności. Można czytać, czytać i nie odczuwać znużenia. Pasjonujące!
    Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi miesiąc temu
    Kigja↔Dzięki:)↔Przyznaję, iż lubię pisać, tego typu głupoty:)↔Pozdrawiam:)
  • TseCylia miesiąc temu
    Faajne. A cyklop mutant naj:)
  • Dekaos Dondi miesiąc temu
    TseCylia↔Dzięki:)↔Wymyślałem w trakcie pisania, bez żadnego planu:)↔Pozdrawiam:)
  • TseCylia miesiąc temu
    Dekaos Dondi ja podobnie. Ad hoc. Zainspirowałeś. A dawno limków nie pisałam, więc fajnie, że dałeś asumpt. :)
  • Dekaos Dondi miesiąc temu
    TseCylia↔Szkoda, że nie ma Twoich na głównej. Mogłabyś chociaż dołożyć do tekstu→"Monolog... "

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania