Opowiw *** Mus przebaczenia / Szambi
Teksty powtórkowe
Często wracam pamięcią do czasów, kiedy jako dzieci, rozrabialiśmy w sadzie. Tego pamiętnego roku, jabłka wyjątkowo obrodziły. Z naszym sławetnym odmieńcem, mieliśmy istny krzyż pański. Lubił też zrywać owoce. Później deptał leżące na trawie, jednocześnie przekonując, że tylko w jego koszyczku, są wyjątkowo piękne i pyszne. Częstował nas, lecz powtarzał do znudzenia, że tylko on poznał tajemnicę prawdziwego smaku i wyglądu.
Tego dnia poszliśmy wcześniej, by wyzbierać spady i mieć święty spokój. Nie przyszedł więcej. Podczas naszych porządków asekuracyjnych, już nie żył. Zmarł nagle.
Któreś z dzieci, na różaniec zaplątany w zimnych dłoniach, położyło połowę jabłka. Mieliśmy wtedy mieszane uczucia.
***
U podnóża góry leży niewielkie miasteczko.
Tubylcy wiedli spokojne życie, ale nie całkiem.
Egzystencje zakłócał wieczny smród dobiegający z Szambiego.
Miał pseudonim pasujący do skazy.
Nawet po wielokrotnych kąpielach w olejkach wonnych,
zostawał uporczywie w nim.
Pewnego razu, społeczność nawiedził tajemniczy morderca.
Niby każdy wiedział jak wygląda,
ale żadne służby oraz obywatelski komitet, nie zdołali go schwytać.
Zarówno na gorącym uczynku, jak i po.
Liczebność mieszkańców niepokojąco malała.
Kiedyś o świtaniu, cuchnący spacerował szlakiem górskim.
Napotkał mordercę, a ten odruchowo cofnął ciało, porażony odorem.
Deczko za daleko. Poza krawędź przepaści.
Zdecydowano nie uwierzyć Szambiemu.
Wdzięczność zobowiązuje.
A przecież nadal śmierdział.
Komentarze (10)
5, pozdrawiam 🙂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania