Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** LBnP↔61↔Rzeźnia błękitnej mgły

Wrzuciłem tekst powtórkowy,

bo w jakimś tam sensie, pasuje do tematu

 

Całun gęstego zmierzchu, z lekka pokrywa ziemię, kiedy to nie świadom przyczyny, stoję przed wielką, drewnianą bramą. Melodyjnie skrzypi w podmuchach delikatnego zefirka, ozdobiona płaskorzeźbami kolorowych motyli oraz lepką, gęstą czerwienią. Ścieka po małych skrzydełkach, cienkimi strumyczkami. Z wewnątrz, poprzez pionowy prześwit, blady błękit, sączy skrawki światła. Nieco przestraszone zewnętrzem, siadają na okolicznych drzewach, zdobiąc czarne surduty kruków.

  

Z głośnego krakania wnioskuję, iż mam wejść do środka. Odnoszę wrażenie, że coś nie tak ze mną, a także ze światem, którego stanowię, chcąc nie chcą, niechcianą część. Dlatego jakby na przekór, nie odczuwam zbytniego strachu, zestrojony z otoczeniem, tylko pokręconą umysłowo ciekawość. Jednocześnie odczuwam zewsząd jakiś nieokreślony gwar, z niezgodnością czasową, tego co wokół i tego, co bliżej mnie.

  

Z pewnym wysiłkiem, uchylam wielkie wrota. Kropla czegoś spada na rękę. Z trudem też odrywam dłoń, od owiniętej lepkością klamki. Pachnie intensywnie lawendą. Wchodzę do środka pomieszczenia, czując lepki, gęsty zapach. Bo obu stronach dostrzegam kosze kwiatów. Stają na stolikach, na białym obrusie. Pogrążone w błękitnej poświacie mgły, sprawiają wrażenie leniwego snu czarownika. Po jakimś czasie, dostrzegam niektóre szczegóły.

  

Najpierw końce skrzydeł. Drgają rytmicznie, jakby od uderzeń. Zjeżdżam wzrokiem po białych piórach, w kierunku ich wyrastania. Są doczepione do grzbietu, pokaźnych rozmiarów, spoconej świni. Właśnie szlachtuje człowieka, odcinając ręce i nogi.

 

Zastanawia mnie, w jaki sposób może racicami, trzymać ostre, ząbkowane narzędzie. Choć przyznać muszę, iż obraz niezbyt dokładny, z racji wspomnianej, niebieskawej mgły. Postanawiam pójść trochę do przodu. Widok zyskuje na przejrzystości. Tym bardziej, że co jakiś czas, rusza skrzydłami, rozganiając nieco, nadwątloną widoczność. Chociaż całkiem możliwe, że jej po prostu duszno.

 

Uświadamiam sobie, iż słyszę zgrzytające dźwięki przecinania, oraz wiele innych o ciekawym, tajemniczym brzmieniu. Także na modłę ludzką, oraz nieustanne kapanie. Wnioskuje, że zapewne do metalowych wanienek.

 

Natężenie szumu skrzydeł przybiera na sile. Mogę dostrzegać więcej, w tej gęstej klaustrofobii. Całe rzędy oskrzydlonych świń i krów, stojących na dwóch nogach, pracują lub mają taką przyjemność, wzdłuż ślimaczego taśmociągu, upstrzonego czerwienią. Jeżeli wzrok nie płata figli, jestem świadkiem pewnej prawidłowości. Mycie, opalanie kłaków, obcinanie kończyn, patroszenie.

 

Dalszy horyzont, spowija nieodgadniona granica. Możliwe, że cała reszta pracujących, nie ma skrzydeł lub są niezdolne do machania.

 

Spoglądam w drugą stronę. Sytuacja bardzo podobna. Niczym lustrzane odbicie, tylko barwa skrzydeł inna. O ile tamte, lśnią śnieżną bielą, to te są doskonale czarne. Lecz wszystko poza tym, dokładnie takie same. No prawie. Horyzont nie spowity zamgleniem, ale i tak próżno patrzeć na zamazane kontury.

 

W pewnym momencie, niedaleko od miejsca w którym stoję, wielki wół, popycha taczkę, załadowaną dziecięcymi główkami. Zastygłe, okrwawione uśmiechy, przylepione śmiercią do twarzyczek, sprawiają wrażenie pewnego paradoksu, co wywołuje we mnie, odruch zastanowienia.

Ten szczegół sprawia, iż nagle odczuwam nieokreśloną ciekawość. Jakby dopiero teraz, wszystko zaczęło docierać do umysłu, w jakiej jestem sytuacji i co mam zrozumieć.

 

Na domiar złego, słyszę siorbanie i mlaskanie. Najpierw ciche, bo odległe, zaś coraz głośniejsze, gdy kieruję kroki, w tamtym kierunku.

To jest coś w rodzaju stołówki. Chyba trafiłem na przerwę śniadaniową, jednej z ekip przy taśmociągach. Biesiadują przy normalnym stole. Opodal, lecz nie za daleko, wiszą nad wanienką, niemowlaki, z mniejszą ilością krwi. Znacznie mniejszą. Zwisają główkami w dół, prawie odciętymi od tułowia.

Gdzieś w tyle, majaczy niewyraźny napis: „Łowiek”

Kompletnie nie jarzę, co ma oznaczać.

 

O ile widzę dokładnie zawartość talerzy, to już wiem, co jedzą.

To przeważa szalę krwawej goryczy, gdyż nie cierpię czerniny.

 

Postanawiam niezwłocznie opuścić to skądinąd intrygujące miejsce, ze śliską posadzką, leżącymi wszędzie flakami, tudzież połamanymi kośćmi. Pragnę wyjść na zewnątrz. Odetchnąć świeżym powietrzem. Lecz brama nie ma już prześwitu.

 

Nagle z tyłu czuję świdrujący wzrok. Spoglądam za siebie. Chociaż odległość spora, dostrzegam świnię i krowę. Patrzą w moim kierunku znad talerzy, siorbiąc niemiłosiernie. Jakby mnie pierwszy raz zobaczyły, tymi swoimi zaropiałymi ślepiami, o żółtej barwie. Dziwne. Dopiero teraz, gdy postanowiłem stąd wyjść. Na domiar złego, wdepnąłem w coś miękkiego, lecz bardzo lepkiego z odłamkami czegoś. Nie mogę uwolnić nóg. Jakby zaklinowane w czymś.

 

One w tym czasie wstają od stołu, łapiąc ząbkowane narzędzia. Nie widzę dokładnie, lecz tak wnioskuję z zamazanych kształtów. Są coraz większe. Wychodzą z mgły, lecz nadal obraz niezbyt wyraźny. Pomimo tego, w tle widoczna, nieskończona ilości taśmociągów. To akurat nie wzbudza mojego zainteresowania. O wiele bardziej, ciężkie, słyszalne kroki oraz metaliczne stukanie o betonową posadzkę.

 

Nagle kurtyna opada zupełnie, jakby zamieniona w namacalny dotyk. Zewsząd słyszę jakiś gwar, nie pasujący do panujących tu dźwięków. Ząbkowane narzędzia słyszę nad głową. Jak jakiś głupek, próbuje je odgonić, niczym natrętną muchę. Zaczynam machać skrzydłami…

  

*

–– Spokojnie. Już po wszystkim. Proszę wziąć tabletki. Nie poczuje pan bólu i za chwile ustaną te straszne wizje. Nie jesteśmy barbarzyńcami, a jestem jednym z lekarzy. Badamy różne zachowania na określone przesłanie.

–– Przecież nie czuję bólu.

–– Proszę wziąć i połknąć. Grzecznie nalegam. Dla pana dobra.

 

Zatem biorę z jego dłoni, dwie błękitne kapsułki, czując przez chwilę, dotyk twardej racicy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Rubinowy 3 tygodnie temu
    Specyficzny klimat i bardzo fajny język. Masz własny styl, a czyta się naprawdę przyjemnie, szczególnie opisy, nie są przesadzone do granic :)
  • Dekaos Dondi 3 tygodnie temu
    Rubinowy↔Dzięki:)↔Z tymi opisami, to tak u mnie różnie. Bywały trochę bardziej plastyczne:)
    Pozdrawiam😆:)
  • Rozpoczynamy Głosowanie!
    Autorzy czytają i pozostawiają komentarze i nagradzają według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?

    Zapraszamy Autorów do czytania, komentowania i zagłosowania.

    Głosowanie potrwa do 19 /piątek/ do godz. 23:59/

    Literkowa
  • droga_we_mgle 3 tygodnie temu
    Opisy jak zwykle cudowne.

    Ta, już brama poplamiona czerwienią sugerowała, że sielanki nie będzie...

    "O ile widzę dokładnie zawartość talerzy, to już wiem, co jedzą.
    To przeważa szalę krwawej goryczy, gdyż nie cierpię czerniny." - dobree, rozluźniający akcent w tym momencie
    Kapsułki to nawiązanie do Matrixa? :)

    Niby dobrze znany temat, a opisany w sposób, że zadziałał. Tak, robimy takie rzeczy (albo pozwalamy na nie), żeby jeść. Ja też, bo wege nie jestem. Fajnie sobie to przypomnieć.

    5, pozdrawiam ~
  • Dekaos Dondi 3 tygodnie temu
    Droga_we_mgle↔Dzięki:)↔Tekst zapewne nieco niejednoznaczny... nawet dla mnie... lecz tak chciałem:~)→Ale ogólnie, to raczej wiadomo, w czym rzecz. Kapsułki→nie są nawiązaniem.
    Trudno mi przeważnie nie wtrynić coś... "rozluźniającego:))↔Pozdrawiam😆:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania