Opowiw *** Ino, ino
Ławka ostrugana miłosnymi sentencjami, ma wygląd nowoczesnej rzeźby, gdzie każdy coś widzi, bo nie wypada, nie. Za to anielica siedząca na niej, pięknością i powabem poza niebo grzeszy. Jam też, spozierając na nią. W końcu zauroczony, przysiadam ciało, chuć i umysł, nieopodal końca zwieńczenia szczebli.
Mowa moja, o długich, rozkosznie falujących zębach, jest zaiste szczerze pokrętna, lecz finalna. Siedząca spogląda w mym kierunku figlarnie. Widocznie podziwia subtelny humor oraz żółte odzienie, lub przeciwnie. Jednakowoż wyraża zgodę na powtórne spotkanie, jutro, o tym samym czasie i na tej samej ławce. Spoziera przy tym dziwnie. Czyżby tajemnicę jakąś skrywała.
Nie bacząc na to i by nadać zdarzeniu pikanterii, składam werbalne przyrzeczenie, iż przybędę na spotkanie, z zamkniętymi oczami. Jeżeli trafię do celu… to tego tam, a jeżeli nie, to wypad czubku, już na początku, aczkolwiek intrygujesz.
Na drugi dzień, tak jak stoję, przychodzę do parku o umówionym czasie. Tkwię na początku, zakrzywionej ścieżki, pomiędzy tujami, na której końcu, po zakręcie, czeka – żywię tik takiem nadzieję – upragniona cudownie.
Już mam spuścić żaluzje na oczy, gdyż honorny jestem i pragnę słowa dotrzymać, aż tu nagle widzę przed sobą, migoczący tunel, słysząc jednocześnie, nad wyraz szybkie tykanie. Pomimo pewnego lęku, wspomniany wzrok powiekami zakrywam, wędrując w przód, choć natrętne tykanie, przeistoczone w jednostajny szum, wzmaga dokuczliwość.
Tunel jest wyjątkowo wąski, przeto dłońmi na boki macam, rozczapierzony, niczym do odlotu. Ściany sprawiają wrażenie płynnej przestrzeni. Mam wrażenie, iż opuszkami paluszków, tajemnic wszechświata dotykam.
Wędruję niespieszno, acz dziwnie długo, z deczko zestresowanym ego. I dobrze. Albowiem, gdy uderzam kończynami w ławkę, nie lecę do przodu, tylko stoję, chociaż i tak od razu siadam.
Momentalnie czuję, iż siedzi przy mnie. Miarkuję przebiegle, nie otwierając oczu: a niech to, zaryzykuję. Obejmuję bez ceregieli anielską kibić, mówiąc sentymentalnym głosem: jestem kochanie, śliczna tyś, a zatem…
Wtem słyszę zachrypnięty głosik:
–– Wim, wim, pamiętum, ale ja tera stara, bezzębna jestem, gdzie mi tam w głowie kumplementy i wygibasy jakieś. No chyba, że chce tak trochę. Ino, ino...
Komentarze (13)
Pierwsze zdanie super, reszta też niczego sobie. No i końcówka rozwala.
Pozdrawiam.
Ciekaw, co by zobaczył w lustrze, po otwarciu oczu? →Pozdrawiam😆:)
Czasami jak kot, chodzi swoimi drogami:)↔Pozdrawiam😆:)
Muszę jutro do roboty to mnie odkleją. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania