Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Złotojɑjҽϲzղყ

Modyfikacja dawnego tekstu

oraz pozbycie się się

-----------------------

 

 

Chatka jest taka mała, że gdyby od wewnątrz ściany pomalować, to by zabrakło miejsca. Start i meta to prawie jedno. Dlatego nie biorę rozpędu. Po prawdzie, w ogóle nie biegam. Musiałbym hamować, zanim bym zaczął. Na zewnątrz, pomiędzy drzewami, rośnie las. Tak kiedyś powiedziano i muszę wierzyć ze słuchu. Tym bardziej, że jak wejdę w niego, to wciąż wygląda tak samo. Trochę widok drzewa zasłaniają, ale cóż. Innym drzewom, też drzewa zasłaniają, ale za to jestem mniej obserwowanym. Mam większą intymność działań w swoim kawałku wszechświata.

 

Jednak nie do końca. Od czasu do czasu, goszczę krasnoludka, z podeptanego grzyba po przejściach. Za każdym razem przypomina, że jest moim: wyobrażeniem. Wierzę mu na słowo, bo skoro mówi i go widzę, to niech sobie będzie tym, czym chcę.

 

Często prowadzimy rozmowy filozoficzne, lecz na smyczy, żeby nie zwiały, na tych swoich dyskusyjnych nóżkach. Nie ma nic gorszego, gdy takie konwersacje po obejściu rozchodzone. Gdyby przez pomyłkę nadepnąć, wtedy sens wypowiedzi można zmienić. Buciki każę malcowi wycierać, żeby nie nabrudził runem leśnym, wyciem wilków i stukaniem dzięciołów w robaczywe dziurki.

 

Wszystkim najbliższym drzewkom, czubki poobcinałem. Nie chcę brać dodatkowego przykładu, gdybym osiadł w zapomnieniu. Co za dużo, to na żółto. Pielęgnuję względną normalność umysłu. Sprawiam, iż synapsy śpiewają kołysanki uspokajające, gdy przesadnie jestem sobą. Chociaż poza tym, wszystko w porządku. Zwierzaki, też tak mówią. Tylko ryby w pobliskim strumyczku, spoglądają z byka z byczków. Nie chcą ze mną gadać. Nie chciałem skakać przez płotki. W sumie mają racje.

  

Między chatką, a lasem, trochę wolnego miejsca. Mogę pobiegać, skoro w mieszkaniu nie mogę. Krasnoludek by mógł, bo mniejszy i miałby dłuższy dystans, ale nie chce biegać samotnie. Często potykam o niego, nagie stoy. Mnie to nie przeszkadza, ale jemu tak. Mam poobgryzane paznokcie. Straszy kurdupelek, że wyjdzie mi z głowy, jeśli nadal będzie traktowany, niezgodnie z prawami człowieka. A przecież już dawno wylazł. Głupi on czy co. A kto ze mną biega, gdy stoję?

 

No wreszcie bądźmy poważni. Musiałbym haczyć stopy, o jakieś: halucynacje. Też coś. Mało tu wystających korzeni. Dziwnych, bo za bardzo prostych na łuku, ale zawsze.

  

Tak oto wiodłem normalne, spokojne życie… aż do teraz. Dzisiaj rano wszystko szlag trafił. Zaprzestaje snu, a tu o włos ciemno. Gdyby było zupełnie ciemno, to bym nie widział, że leżę w mrocznym pokoju. Drzewa przyciśnięte do okien, miętoszą zewnętrzne światło. Widocznie knieje chcą złożyć wizytę, w piekło i niebo. Gdzie to wszystko pomieszczę. Czym poczęstuję. Nie mam tylu talerzy, z których mógłbym wykarmić cały las. A poza tym wiadomo to, co na tych gałęziach siedzi. Poza tym, nie posiadam tylu krzeseł na stanie lub siedzenie. I takiego długiego stołu. A nawet gdym miał, to i tak bym nie miał, bo bym tego całego ambarasu tutaj nie zmieścił, jak już rzekłem wprzódy. 

 

Słyszę jakiś szum. Drzwi nagle otwarte i wchodzi ludzik żołędziowy, w krzywej czapeczce, z daszkiem wyrzeźbionym z trawy. Mało co dostrzegam, ale wzrok zaczyna dostrzegać w półmroku. Gościu buszuje niczym niewychowany, po wszystkich kątach i tyle. Nic nie mówi. Ja też głośno milczę, bo nie znam żołędziowego języka. Poza tym bez drukarza przyszedł, żeby tłumaczenie drukował. Ale co tam. I tak nie ma takiej potrzeby. Po chwili wchodzi krasnoludek. Wita ludzika, coś tam szepcą i już ich nie ma. Drzewa coraz głośniej trzepocą o szyby. Chcą wejść bezczelnie, bez zaproszenia.

   

Nagle podłoga zaczyna pękać. Widocznie była torturowana. To nie ja. Przecież spałem. Widzę pod spodem jakieś długaśne coś. Srebrzyste jakieś. Dom zaczyna drgać podłużnie.

 

Co do jasnej choinki – chyba myślę. Patrzę ponownie w głąb. Wiem, że jestem trochę czubkiem, ale żeby aż tak. Nagle zdaję sobie sprawę, że cały dom jedzie po szynach. Zaczynam widzieć lepiej.

Drzewa odbiegają od okien. Widocznie ścierpły korzenie. No tak. Biedne. Cały czas stały w miejscu, choć czubki rosły. Jestem normalnie w szoku i chociaż ze mnie, przypadkowo trudny przypadek, to coś tam jednak umysłem kombinuję. Czuję nawet, jak mózg pulsuje wewnątrz kościanej puszki, płaskimi fałdami.

 

Aż na czaszce wschodzi pot perlisty, od wewnątrz. Wprost czuję synapsy, co go zlizują od środka. Znowu widziałem krasnoludka, jak wszedł do mojej głowy. Ostatnia znikła czerwona czapeczka, w białe myszki. Może dlatego takie światy rozległe, po drugiej stronie lustra. Nagle czujemy dziwny zapach oskarowy i słyszymy głos:

  

– Zwijamy manele. Kończymy na dziś. Jego do autka i do zakładu. Traktować dobrze i z szacunkiem. Jest zbyt cenny. To złota kura, co nam znosi złote jaja, z prawie wolnego wybiegu. Musimy tylko uważać, żeby jej dzioba nie zatkało z wrażenia, gdy powiemy, do czego służy oraz ile ma na koncie. Ale nasze konto jest większe. Niesamowicie większe! Tego już nie musi wiedzieć. Trochę ma nierówno pod grzebieniem… ale nie aż tak. Byle gdakał jak chcemy. Jutro dalszy ciąg zdjęć. Żeby tylko światło dopisało. Są pytania?

 

– A co z krasnoludkiem, żołędziowym i czytelnikami? Chcą więcej kasy.

– Pogadam z nimi. Nie widzę przeszkód. Parę naszych drobnych i będą mieć byt zapewniony.

I tak wyjdziemy na swoje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • rozwiazanie rok temu
    Krasnoludek to niezły zbir tylko tak udaje, że można go kontrolować. Zaprosił żołędziowego i czytelników do mieszkania i zrobiło się ciasno jak cholera:)) Pozdrawiam ?:)
  • Dekaos Dondi rok temu
    Rozwiazanie↔Dzięki:)↔Ano może być jak prawisz. I trza było zwinąć manele, by nie być do tyłu z kasą:)
    Pozdrawiam ?:)
  • Genialny, przebojowy, odjechany i odlotowy klimat! ? ?

    5, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Piotrek P. 1988↔Dzięki:)↔Odlotowy, to raczej tak. Nie przeczę:)↔Pozdrawiam ?:)
  • Pasja rok temu
    Każdy z nas ma bogate w mysli wnetrze. Fajnie ująłeś je w chatkę i jeszcze pragnienie w żółtym kolorze. Codziennie borykamy się z kolejnymi barierami odnalezienie siebie w sobie. A dookoła nas las niezrozumienia. Natura wszystkich potrafi wykarmić, lecz nie wszyscy potrafią skorzystać z talerzy. Chcemy coraz więcej jadła i więcej. Sa takie chatki, co otwierają się dla gości i są też zaciasne na otwarcie się dla ludzi i dlatego w samotności znoszą złote jajka. Co lepsze?
    Chyba zakręciłam nie w tę stronę?

    Często potykam o niego, nagie stoy - stopy

    Pozdrawiam czwartkowo
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pasjo↔Dzięki:)↔Pod takim tekstem, nie można zakręcić "w nie tą stronę"↔Każda strona, coś w sobie ma
    Także Twój komet:)↔Pozdrawiam ?:)
  • Przyjemne opowiadanie. Taki nawiązujące do dzieciństwa. Wprawdzie niezbyt je zrozumiałem, ale czy to problem? Pozdrawiam 5
  • Dekaos Dondi rok temu
    Marek Adam Grabowski↔Dzięki:)↔Też wszystkiego nie rozumiem. I to raczej nie problem:)
    Pozdrawiam ?:)
  • Dekaos Dondi A wiesz, raz (jeszcze kiedy nie tworzyłem Kości) zdarzyło mi się stworzyć opowiadanie, które nie miało sensu, ale wyglądało na mądre. ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Marek Adam Grabowski↔Ano właśnie. Chociaż czasami pojęcie sensu, bywa względne, zależne od skojarzeń. A różne mogą być. Jest tu owe opko??
  • Dekaos Dondi W moim archiwum czeka na ciebie wiele opowiadań.
  • Tu jest DD w całej swojej okazałości. Niby bajkowe klimaty ale z pazurem!
    Kłaniam się :)
  • Dekaos Dondi rok temu
    Maurycy Lesniewski↔Dzięki:)↔No tak czasami mam, że tak jest:)↔Pozdrawiam ?:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania