Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Rodzinka Ƭoɾեմɾղíɑƙóա

                                                              ⚡ Prolog ⚡

Kap, kap, kap… trzy kropelki krwi, szybują na podłogę, rozbryzgując na boki, cichy szum miniaturowej fontanny. Po chwili nadlatuje czwarta, piąta, szósta… aż w końcu czerwona wilgotna wstążeczka, ciurla miarowo, rozmaczając żółtawego, z lekka przypieczonego naleśnika. Rozwija się z tej przyczyny samoistnie, niczym rozkwitający kwiat paproci, odsłaniając różowy farsz.

 

*

–– Kochanie… zapomniałeś kim jesteśmy? Walnij mu wreszcie młotkiem w palec i odetnij ucho, bo doprawdy… od tej przejmującej ciszy głowa mi pęka.

–– Znowu masz migrenę kochanie? Ojej! Biedna ty. Musisz bardzo cierpieć. Młotek połamałem na kości udowej. Pamiętasz? To były ekscytujące wrzaski… dopiero jak mu język wyrwałem…

–– Ty zawsze zrobisz coś głupiego. Bez języka tylko głupawo szumiał… durny ty. Profanator tradycji.

  

Ogród przylegający do niewielkiej, aczkolwiek schludnej posesji, niczym szczególnym – z punku widzenia właścicieli – nie odstaje od zwyczajnej normalności. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż pewne doznania zapachowe, spoczywają na solidnych podwalinach odczuwania.

 

Charakterystyczna woń świeżych kwiatów, stanowi kołyskę dla innej woni, słodkawo mdlącej, a wypadkowa owego duetu, jest autorem przecudnych zapachów, tworzących po prostu, niebo w nosie. Wszystkie rośliny są tym przepełnione po same czubki wzrastania. Postronny obserwator, dostrzegłby zapewne, że nikt z obecnych tutaj, wcale się tym nie przejmuje… a nawet więcej, widać anielskie uśmiechy na ogorzałych, czystych twarzach.

  

–– Dziecko drogie. Znowu naleśnik na podłodze. Tatuś tak bardo się napracował, by zerwać krwawy włochaty strzęp… a ty zamiast chłonąć wrzaski z rozanieloną buzią, to odcięłaś mu sisiolka.

–– Przecież tatusiowi nie odcięłam!

–– Co z tobą kochanie? Nie o tatusiu mówię. Trochę pojęczał i to wszystko. A później zemdlał. Tyle razy my oba z ojcem ciebie uczyli, że tortury, to sztuka i mają być przemyślane. Im więcej wrzasków i błagań o litość, tym większy szacunek dla tradycji rodzinnej.

–– Przepraszam mamo. Co mam zrobić z podrobowym nadzieniem? Pobrudzone, a nie chcę dostać zakażenia.

–– Tatuś złapie nowy eksponat. Mam nadzieje, że nasza nauka, nie poszła w knieje jelitowe lasu. Jedzonka to tylko produkt uboczny. Nie możemy jak niewychowani barbarzyńcy marnować jedzenia, wyrzucając do kubłów.

 

–– My nie mamy kubłów, mamusiu.

–– To taka metafora.

–– A co to: metafora?

–– Jak byś z wiersza wyrwała wnętrzności i skosztowała ze zrozumieniem.

–– A... teraz wiem. Też by wrzeszczał?

–– Gdybyś z autora, to tak.

 

–– Mamo… ale ja już trochę zjadłam mózgu. Masz może proliwe… zapomniałam… jak dalej.

–– Babcia ma. Tylko teraz zajęta. Obdziera ze skóry nowy nabytek dziadka. Podupadł na zdrowiu.

–– Kto? Ten co wyje z tęsknoty za skórą?

–– Nie. Dziadek chorowity. Miał tylko tyle sił z racji gorączki, że mu oczy łyżeczką wydłubał, nerwy przegryzł, zmiażdżył jądra... i nic poza tym. Nie to co kiedyś. Starość nie radość. Chyba słyszałaś rozkoszne hałasy. Niebo w uszach.

–– Nie słyszałam, bo mam za dużo miodu.

–– Żałuj, dziecko, żałuj

–– Zadrasnęłam sobie paluszek.

–– Biedna tyś. Na pewno cię boli. Przemyję wodą utlenioną... i ucałuję maleństwo.

  

Gdyby dokładniej spojrzeć, dostrzec by można, wiele misternych ozdób, wiszących na drzewach oraz między jelitami grubymi, schnącymi w powiewach ciepłego, przytulnego zefirka. Splecione w urocze warkoczyki, stanowią liany do huśtania, ku uciesze rozkosznego dziecka. Można też zauważyć dorodne łańcuchy z białych czaszek. Porozwieszane między drzewkami jabłonek i wiśni, stanowią przeurocze studium ozdobnicze.

 

Szare kościane twarze, ładnie wyglądają, na tle różowego i białego kwiecia, jednocześnie będąc schronieniem dla ptactwa wszelakiego. Wiele z nich w oczodołach założyło swoje gniazda, w których wychowują pisklęta. Wystające, pocieszne łebki, przypominają ludzkie oczy, które kiedyś patrzyły, lecz później zostały wydłubane na żywca, zasłużoną łyżeczką. Przyznać trzeba, że dokładnie umytą, by zakażenie się jakieś nie przedostało, do biesiadnika przegryzającego gałkę.

  

–– Mamo!

–– Co mi powiesz, słonko?

–– Babcia rozpalony pręt włożyła jemu… no wiesz gdzie.

–– Oj… chyba kłamiesz. Żadnych wrzasków nie słyszę?

–– To przez dziadka. Podciął mu za szybko gardło laubzegą.

–– Temu bez jąder?

 

–– Nie. Nowego już mają. Fajowy to widok. Babcia ma czerwone okulary, z których ścieka, bo chciała patrzeć z bliska, wyduszając flaki z wiewiórki…

–– Co! Z wiewiórki? To wbrew zasadom! Biedne zwierzątko. Nie wiedziałem, że moi teściowie tacy podli, bez sumienia. Tradycja schodzi na psy.

–– Mamo. To moi dziadkowie. Lubię ich. Wybaczysz im? A kupisz mi miniaturowe koło do łamania? Takie dla niemowlaczków. Obiecałaś. Pamiętasz?

–– Pamiętam, bo zapytałaś, jak wyrywałam paznokieć. Choć po prawdzie byłam zawiedziona. Zawziął się w sobie. Nie pisnął.

–– Pękanie kości jest fajniejsze. Jak strzelanie kukurydzy.

–– No cóż dziecko… przykro mi, że nie wszystkie narzędzia możemy tobie kupić, przez to spowalniając twoje wykształcenie, podcinając korzeń tradycji. Może kiedyś… jak wygramy: Coroczny Konkurs na Najlepsze Tortury.

 

–– Nie przejmuj się mamo. Rozumiem. I tak cię kocham. A tatuś gdzie?

–– Poszedł po nowego, ale już chyba wraca. Słychać pozytywne jęki.

–– Widzę mamo. Ciągnie go po drutach kolczastych, aż skórka się strzępi w czerwieni. Nawet flak wykukuje z gołego.

–– Dziecko. Zakryj oczy. Gołego? A jak się przeziębi, to za szybko straci wartość.

–– Lubię kukiełki. Ich rozkład w ogródku.

–– Wiem, skarbie. Podejdź, to cię przytulę… co tu masz?

–– Palec. Odcięłam mu sekatorem… ale wolniutko ściskałam, żeby bardziej jęczał.

–– Zuch dziewczynka. Rączka cię nie boli?

–– To był cienki paluszek, mamo.

 

Gdyby się przejść po wypielęgnowanej ścieżce, można by odczuwać równomierne zgrzytanie, gdyż kawałeczkami kości, została dróżka zasłana, by nie bałaganić po bokach, przewracając szkielety w kolorowych czapeczkach, sukienkach i wstążkach na piszczelach. Niektóre ubranka są jeszcze wilgotne, gdyż prześwitujące resztki mięska, przemoczyły jedwabny materiał.

 

Kolorowe ptaszęta często przylatują w to miejsce, na dożywianie. To prawda, że niektóre umierają zadławione strzępkiem sukienki lub innego wdzianka, ale z zasady tu się ptactwa nie płoszy, gdyż wiele miłości tu jest, dla fauny i flory, oraz ku pokrzepieniu tradycji rodzinnej. W każdym najmniejszym rozpalonym pręcie, w każdym środeczku, pulchnej włochatej bułeczki oraz innych, rozkosznych cudeńkach.

 

                                          ⚡––––––––––––––––––––––––––––––––⚡

 

–– Wreszcie doszliśmy do tego słynnego miejsca, owianego zła sławą. Proszę wycieczki spojrzeć. Kiedyś w tym miejscu, ludzie torturowali ludzi, bez żadnego zarządzania, płacenia podatków, odpowiedniej wydajności… jednym słowem... tak na łapu capu. Rozpizdrzaj i tyle!

–– A teraz?

–– A teraz sami państwo widzicie. Wspaniały instytut badawczy wyrósł. Specjalnie na odludziu, by czynniki zewnętrzne nie absorbowały za bardzo, by uczeni mogli się odpowiednio skupić na swoich badaniach, wspomagani dotacjami. Raz po raz tylko… zresztą nie ważne. Chyba są państwo ciekawi, co kryją te mury. To jedyna taka okazja, specjalnie dla wycieczek. No jak? Ciekawi? Chcecie tam wejść?

–– Jasne, że chcemy.

–– No to świetnie. Proszę za mną.

–– A dowiemy się czegoś więcej?

–– Bez obaw. Naturalnie. Ta placówka kryje w sobie niezwykle wykształconych pracowników, którzy aż się palą do swoich zajęć.

–– To aby na pewno znajdą dla nas czas?

–– Ależ oczywiście. Bardzo chętnie wdrożą oczekiwanych gości, w zawiłości tematu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Ha ha, jeszcze nie czytałem, a już morda mi się cieszy. Wrócę później.
  • Straszna historia ?! I klimatyczna, taka mocno w Twoim typowym, klasycznym, zabójczym stylu ?. Kiedyś podobne opowiadanie już tu opublikowałeś. To tekst powtórkowy?

    5, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Piotrek P. 1988↔Tak. To tekst powtórkowy, ale nie zawsze zaznaczam?
    To taki czarnawy humor jeno:)↔Pozdrawiam?:)
  • Lem by się tego nie powstydził, miał podobny humor. No i dlaczego uważać kogoś, kto czerpie przyjemność z cudzego cierpienia, za gorszego? On naprawdę jest kimś więcej, posiada dodatkowy zmysł tortur. Ale współczuje ze swoim dzieckiem jednocześnie. Są takie plemiona, były, które jeńców nazywały bogiem, po czym torturowały, jakby był Jezusem. Taka ich kultura, ani lepsza ani gorsza. Ja się domagam przywrócenia ludożerstwa jako dobra kulturowego np. u Papuasów, którzy teraz ludożrą potajemnie, a powinni robić to jawnie, jak ich dziad i pradziad ?
    Pozdrawiam i gratuluję ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor↔Rozumiem co prawisz, ale przyznasz, iż ważne też, po której stronie tortur jesteś.
    Czy torturniakiem....czy torturowanym, który pełen wrzasku, cieszy się, że ten co go torturuję, ma radochę.
    Bo przecież zgodnie z tym co twierdzi, powinien się cieszyć, uczestnicząc, w tworzeniu sztuki:)
    Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi, zdecydowanie jesteś z tych, co potrafią pomyśleć więcej niż inni. Za to się obrywa. Jak mogłeś o tym nawet pomyśleć? Otóż mogłeś, bo to jest do pomyślenia. Straszny kraj Chiny, skąd najbardziej wyrafinowane tortury. My jesteśmy dla nich małpami. Bez gustu. Oni mają wyższe IQ i lepszy gust, jest to prawda. A na YouTube wyświetlają mi się żywcem jedzone ośmiornice przez żółtków. W filmie Ostatni Cesarz chyba jest ta scena, gdzie żółw gotowany żywcem jest polewany sosem. Torturniaki istnieją, i może są doskonalsi niż my, jak Szernowie z powieści Juliusza Żuławskiego, dziadka czy kogoś Andrzeja. Szernowie właśnie byli wyrafinowani jak diabli, i jak diabli lubowali się w torturach. Czy ktoś, kto spotkał pedofila i go nie zabił, może nazywać się uczciwym człowiekiem?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor↔Dzięki:)↔ Mętne są Twoje tłumaczenia, aczkolwiek ciekawe. To zawsze jakiś plus, w minusie:)↔Pozdrawiam?:)
  • Dekaos Dondi również dzięki za odpowiedź, choć nie wiem, czy cokolwiek tłumaczyłem. Już postaram się swojej wszechrozumności nie nadużywać ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor↔Nie lękaj się. Jam odporny raczej?:)
  • LaurazjanWolf rok temu
    Ciekawe opowiadanie. Creepy, a jednocześnie absurdalna i ociekającą elementami komedii. Ode mnie 5.0 ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    LaurazjanWolf↔Dzięki:)↔Takich tekstów, mam niewiele, ale różne raczej piszę. Np→obrzydliwe specjały
    Wrażliwi raczej nie powinni czytać?:))↔Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania