Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Wędrówka Grzybka

Trochę inna wersja

 

 

Mały Grzybek smutno skacze przez las. Doskwiera mu zimno, a na domiar złego, nóżka nie wyrasta ze środka kapelusza. Dlatego często – bęc – fika koziołki. Leżąc, musi wypatrywać punktów oparcia: gałązek lub kamieni, by móc powtórnie wstać. Chwilę wcześnie, o mało co, a by został rozgnieciony przez dzika. Zwierzę nie chciało go zdusić. Po prostu nie zauważyło. Mały Grzybek został sam na świecie. Szuka przytulnego schronienia, gdzie mógłby trochę odpocząć, a najlepiej – myśli sobie – gdybym znalazł dom, w którym mógłbym zamieszkać.

 

Nagle staje oniemiały. Radość wypełnia grzybową duszę, po sam kapelusz. Widzi wiele grzybowych domków. Wie, że na pewno w którymś z nich, odnajdzie dla siebie wymarzone miejsce. Już nigdy nie zazna smutku. A nawet gdyby, to ktoś, pocieszy przytuli, dobre słowo powie, robaczka wygoni.

 

Podchodzi do pierwszych drzwi, bardzo zdenerwowany. Kto mu otworzy. Jak ten ktoś zareaguje na jego widok. Po chwili puka kapeluszem. Otwiera Stary Grzyb z krzywą tłustą nóżką.

 

– Czego tu chcesz?

– Czy ja… mógłbym… no... z wami zamieszkać. Sam jestem na świecie.

– Zamieszkać? Z nami? Czyś ty z dębu spadł? U nas nie ma miejsca.

– Ale proszę pana Grzyba, wasz dom jest przecież taki duży… nie będę przeszkadzać… niewiele mnie.

– Duży? Mam meble powywalać żebyś mógł zamieszkać? A poza tym jak ty wyglądasz. Nawet nóżki nie masz na środku. Idź już. Może inni cię przyjmą. To powiedziawszy, trzasnął mu drzwiami przed kapeluszem.

 

Małemu Grzybkowi, łzy zalśniły w grzybowych oczach. Myślał, że smutek go opuści, a tu masz ci los, jeszcze większa rozpacz ogarnęła. Mimo tego podchodzi do następnego domu. Jeszcze większy od tamtego, dlatego nadzieja w sercu, też przeogromna. Otwiera mu Grzyb zdrowy jak rydz, choć rydzem nie jest, zadając pytanie:

 

– O co chodzi? Po co przyszedłeś? Jesteś głodny to coś ci dam. Co tak stoisz jak kołek na pieńku. No mówże wreszcie. Mój czas jest cenny. Nie mogę marnować dla byle kogo.

– Głodny to jestem, ale bardziej szukam domu, gdzie mógłby zamieszkać.

– Domu? A tobie co dolega? Nas tu pełno. A poza tym już niedługo w naszej chacie zamieszka rodzina Muchomorów. Dalecy krewni. Marudy straszne. Czerwone pyski kropkowane... ale cóż... bardzo bogaci. Mimo miłych chęci nie możesz z nami zostać. Spróbuj gdzie indziej. Powodzenia życzę.

 

Chociaż zapłakany, odskakuje głęboko w las. Stoi tak falując na wszystkie strony i myśli sobie, że przecież nikomu żadnej krzywdy nie wyrządził, to dlaczego go nie chcą.

 

Nagle słyszy, że z Grzybowego Miasteczka dolatuje wielki hałas. Podskakuje co sił w nodze w tamtym kierunku. Upada kilka razy, ale szybko wstaje, bo serce mu podpowiada, że coś złego na pewno zobaczy. Faktycznie. Kiedy dobiega na miejsce widzi zrujnowane Grzybowe Domki. Widocznie jakieś zwierzę nieopatrznie je powywracało. Grzyby na szczęście przeżyły. Biegają, siedzą, płaczą, nie wiedząc co robić. Cały ich dobytek został zniszczony.

 

Widząc to, dodaje im otuchy, poklepuje po kapeluszach, mówi że wszystko można naprawić, że im pomoże, a zmartwienia niech wyrzucą gdzieś daleko. Wspólnymi siłami podnoszą domki, wkładają meble, robią ogólny porządek. Pracuje razem z nimi. Jego starania są bardzo pomocne, chociaż często robi fikołki ze względu na swoją nóżkę. Wszyscy go chwalą, a ich uśmiechy radują jego serce. W końcu po ciężkiej pracy wszystko błyszczy odbudowane. Domki znowu stoją jak stały. Miasteczko jest jak nowe.

 

Mały Grzybek puka do drzwi. Otwiera mu wypasiony Stary Grzyb.

 

– Mogę z wami zamieszkać?

– Z nami? Co dopiero swój dom odbudowałem, a ty chcesz go pobrudzić. Idź sobie. No jazda stąd.

 

Nigdzie Grzybka nie wpuszczono.

 

Zapłakany opuszcza Grzybową Wioskę. Jest mu coraz trudniej skakać. Zostawił tam nadzieję a zapasowej nie ma. Na domiar złego, w jego nodze, buszuje grzybożerczy robak. Inne też biegną w jego kierunku. Okrążają ze wszystkich stron, wchodzą w żółty miąższ. Po chwili Mały Grzybek leży na ziemi. Nie może wstać, bo nóżki już prawie nie ma, a smutek wypełnia ból i przygnębienie.

 

Mimo wszystko z rozrzewnieniem wspomina Grzybowe Miasteczko. Jak to z nimi biegał, a wszyscy kierowali ku niemu, uśmiechy. Życzy im w myślach, żeby już nigdy żadna paskudna katastrofa nie poprzewracała domków. W czasie owych rozważań odpada, kapelusz. Przez chwilę sprawia wrażenie, że jeszcze żyje, ale to tylko robaki będące wewnątrz, są tego przyczyną. Przegryzły jego nóżkę.

 

***

 

– Mamo, moja Babcia jest ciężko chora. Mówi, że to wszystko przez brak grzybów.

– Brak grzybów?

– Ma ona wielki apetyt na prawdziwki, a dziadek nie chce jej przynieść, tylko marudzi. A babcia mówi, że jak je zje, to wyzdrowieje.

– Marudzi? Powiedział dlaczego?

– No… niby powiedział, że zimą grzybów w lesie, to ze świecą szukać.

– To prawda córeczko. Musisz babci powiedzieć, że wiosną…

– Ależ mamo. Babcia nie może czekać do wiosny. Coś ty!

 

***

 

Mała dziewczynka wychodzi z domu, wczesnym, zimowym rankiem. Cichutko i ukradkiem, żeby rodzice nie przyłapali. Mieszkają blisko lasu. Wie o grzybach wszystko. Które są dobre, a które złe i tych nie wolno zbierać. Słoneczko świeci wesoło, oświetlając korony drzew, przyozdobione srebrzystą kołderką. Ścieżka wiedzie do starego zagajnika. Nigdy tam nie była. Mało ludzi odwiedza to miejsce. Słyszała jak rodzice opowiadali legendę o jakimś małym grzybku. A może to była bajka. Dokładnie nie pamięta. Że niby był taki smutny i umarł między tymi młodymi drzewkami. Kto tam teraz wejdzie, to też będzie smutny do końca życia. Ludzie niby w to nie wierzą, ale do tego czasu, nikt nie miał na tyle odwagi, żeby tam wejść.

 

Też niesie lęk w swoim sercu. Jest ciężki jak worek kamieni. Mimo że słońce świeci, wewnątrz zagajnika jest prawie ciemno. Wyobraża sobie , że jakiś straszny krwiożerczy grzyb na nią wyskakuje, a z niego czarne robaki, a wszystko po to, by ją pożreć. Pragnie natychmiast stąd uciec, oby jak najdalej od tego miejsca. Wtem przypomina sobie o swojej babci, która tam tęskni razem z apetytem i nadzieją, na wyzdrowienie.

 

A ona, przyszła przecież do lasu, żeby znaleźć prawdziwki. Wie, że pora roku nieodpowiednia, ale chce wierzyć, że gdzieś tutaj są. Może je wreszcie zauważy, gdyż mimo zimy, śniegu tyle, co śnieżny kot napłakał. Drzewa z lekka poprószone wyglądają pięknie. Niczym posypane, srebrno białym pyłem. Lecz ona nie ma czasu na podziwianie widoków. Stoi na skraju zagajnika jak jasna plama na tle ciemności.

 

Nagle drzewa zaczynają głośniej szumieć. Tak dziwnie jakoś. Dziewczynka jest przekonana, że coś do niej mówią. Szeleszczą ciepło zimnymi gałązkami, jakby chciały dodać jej otuchy. Ma wrażenie, że słyszy słowa:

 

– Dziewczynko! Możesz śmiało wygonić lęk, ze swojego serduszka. W tym miejscu, umarł kiedyś, zwyczajny grzybek, zwany Małym Grzybkiem. Użyźnił ziemię dobrocią. Co roku wyrastają tu piękne prawdziwki. Tylko nikt ich nie zbiera. Mówiliśmy innym ludziom, że nic im nie grozi… że mogą śmiało wejść i nazbierać, lecz widocznie tylko ty nas rozumiesz. Powiedz, że tak.

– No tak… jakbym was słyszała… ale czy to możliwe, że rozmawiam z drzewami?

– Skoro nas słyszysz to możliwe. Wejdź do zagajnika. Nazrywaj prawdziwków. Zanieść babci.

– Ale przecież dziadek mówił, że w zimie...

– Dziadek jest bardzo kochany, ale marudny. Poza tym nie wie tego, co ty teraz wiesz.

 

Dziewczynka rzeczywiście znalazła tam dużo pięknych prawdziwków, poprószonych śniegiem. Zaniosła do domu. Opowiedziała o przygodzie i rozmowie z drzewami. Przygotowano smaczny obiad. Babcia oczywiście sama ich nie zjadła. Poczęstowała też resztę rodziny. Starczyło dla wszystkich. Już nigdy więcej nie zachorowała. Tylko dziadek cały czas przyprawiał obiad zdziwieniem.

 

 ***

 

Mały Grzybek, gdzieś tam w Innym Lesie, tak pięknym że takiego w życiu swoim nie widział, gdzie jego nóżka wystaje dokładnie ze środka kapelusza, a dzięki temu nie musi robić co chwilę fikołków – no chyba, że sam chce – gdzie czas nie płynie i nie ma robaków….. myśli sobie:

– Nie znalazłem wtedy schronienia, gdzie bym mógł zamieszkać, ale dzięki temu, tamtej Babci życie uratowałem. Nie umarłem na próżno. Niczego nie żałuję. Moje pokręcone życie, w którym tyle wycierpiałem miało sens. Wtedy o tym nie wiedziałem. Teraz wiem.

 

A drzewa nieustannie szumią legendę: o Grzybku, który szukał domu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Piotrek P. 1988 8 miesięcy temu
    Piękna, poruszająca, surrealna baśń z ciekawą, interesującą fabułą i zaskakującym zakończeniem. Na szczęście, dla głównego bohatera pozytywnie zaskakującym 😅

    🍄 🍄 🍄 🍄 🍄, pozdrawiam 🌳 😄
  • Dekaos Dondi 8 miesięcy temu
    Piotrek P. 1988↔Dzięki:)↔Tak. Zakończenie jest w swym założeniu, pozytywne:)↔Pozdrawiam🙂:)
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    Sympatyczna, słodko-gorzka (raczej gorzko-słodka, patrząc chronologicznie...) bajka. I dość życiowa mimo bajkowej otoczki, powiedziałabym. No i chociaż szkoda grzybka w tamtym momencie, to bardzo fajne wyobrażenie, jak robi fikołki przez las :)

    Masz nosa - najpierw ,,Cmentarz Owadów" przyszedł we właściwym momencie, a teraz to wrzuciłeś w dniu, kiedy byłam na grzybach😐
    Pozdrawiam ~
  • Dekaos Dondi 8 miesięcy temu
    Droga_we_mgle↔Dzięki:)↔Też dzisiaj trochę grzybów przyniosłem, ale musiałem wygonić krasnoludki,
    przed upieczeniem:)↔Pozdrawiam😐:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania