Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Jɑsƙíղíoաíҽϲ, Żółեҽ Ƙoło í Rҽszեɑ

Zachodzące Słońce, omiata pomarańczową poświatą, ogromne Żółte Koło, stojące na pustkowiu. Dolna część, jest trochę zanurzona w gruncie, dlatego obiekt nie ma wyglądu pełnego koła, aczkolwiek tylko głupi by pomyślał, że to kwadrat. Ta dziwna żółtawa rzecz, liczy z dwadzieścia metrów średnicy i z pięć grubości. Lekko drga na boki, w powiewach ciepłego wiatru. Aż dziwne, nieprawdaż? Taka wielka i ciężka, a telepie ją przy byle podmuchu. A może coś tam w środku kombinuje? Licho ją wie. Powierzchnia nie za twarda i nie za miękka.

A poza tym strasznie cuchnie.

  

Właśnie ów smród, budzi mnie, pokonując mój własny: Pana Jaskiniowca, w mojej własnościowej jaskini, własnoręcznie wydłubanej w skale. Co prawda, okolicę można nazwać: pustkowiem… ale niezupełnym. Jednak coś na niej jest oprócz koła oczywiście a mianowicie: skały, pagórki, zwierzęta oraz początek ludzkości, czyli ja: wyżej wspomniany. Teraz jestem pierwotnie wnerwiony. Wściekła woń, wchodzi na smrodliwych nóżkach, do mojego domku, w czapeczce z odoru.

  

Niby to dziura w skale, ale jednak musiałem się sporo nadłubać innym kawałkiem skały, bardziej twardej i wytrzymałej, zanim wydłubałem co trzeba. Ale byłem cierpliwy, a muskularny jestem nadal. Całe życie górę miętosiłem, aż powstała na tyle obszerna jama, że mogłem w nią cały wejść i po trzydziestoletniej pracy, trochę wreszcie spocony, odpocząć. Co dopiero położyłem swoją głowę na kamiennej maczudze i masz ci los… smród, jakby szablasty bąka puścił i okoliczne małpy. Nie czuję się małpą. Co to to nie! Wiem, że stoję wyżej. Ponad nimi.

   

Zaczynam mruczeć przekleństwa, bo słów jeszcze nikt nie wykombinował, lecz jednak nimi myślę. Co u diabła? Wychodzę z kamiennej komnaty, by zobaczyć: co to za cholerstwo tak cuchnie. Zatykam początek nosa. Ma tylko jedną dziurkę i właśnie ewoluuje, by mieć kiedyś dwie, ale guzik to daje. Czuję to świństwo nadal, jakby mnie gówno oblazło i oklepało ze wszystkich stron, swoją wkurzającą wonią. Małpy jak to małpy, też przyszły, ale w białych maseczkach na ryjkach.

  

Zazdroszczę im takiego pomysłu, bo coś mi w głowie lekko kołuje, do czego te dodatkowe twarze służą. Czyżby przegoniły moje myślenie? Nie, to niemożliwe. To ja stoję na najwyższym szczeblu rozwoju. One dopiero dobiegają do drabiny. A jednak… skąd to wzięły lub z czego zrobiły? Dlaczego umiały? Widzę, że idą do żółtego koła i go obwąchują. Co za durne małpy. Po co one to robią? Co im z tego przyjdzie? Co innego ja.

  

Też zaczynam tam iść, by chociaż dotknąć tego dziwa. Nie wiadomo skąd tu ono. Nic nie było i nagle jest. Z innego drzewa złażą dalsze małpy. Trochę większe i bardziej wyprostowane. Jednak nie aż takie prostaki, podobne do mnie. Trzymają przy uszach dziwaczne klapki. Coś do nich mruczą. Nie wiem, że to słowa, ale nimi myślę. Na diabła im takie głupoty. Małpy gadają do telefonów komórkowych. Słowami? A co to za paskudztwo, te: telefony? Skąd znam takie słowo, skoro wcale słów nie znam. I skąd one znają? Wszystkie mają takie gadżety. Poza tym są ubrane. Wcale nie gołe, jak święty turecki. Jaki znowu turecki? Chyba głupieje z wolna. Dobrze, że nie szybko. Nie, ja nie mogę zgłupieć. Jestem mądrzejszy. Na samym szczycie rozwoju.

  

Hałas robi się nie do wytrzymania. Nie dosyć, że smród, to jeszcze to. Na dodatek przyłażą mamuty. Na kłach wiszą, doczepione anteny satelitarne, a przed gębą, na aluminiowym wsporniku: ekran. Na cholerę im takie wielkie okulary. Okulary? I dlaczego dumam słowami, chociaż nie wiem, co to jest. I po diabła, wciąż powtarzam w myślach… że myślę. Po co mi to. Mało to mam zmartwień na głowie. Jednak muszę, chociaż nie chcę. Stoję wyżej w hierarchii. A oni wszyscy doszczętnie powariowali. Maczugą takich lać i tyle. Jeszcze toporkiem kamiennym po łbach dołożyć. Przestaną mieć durnowate pomysły. Tylko w głowie mieszają. Tyle czasu był święty spokój. Tylko odgłosy mojego stukania w skałę, przez trzydzieści lat było słychać. A teraz co? Dupa, smród i zamieszanie.

 

Podchodzi tygrys szablasty. Ma łagodne usposobienie. Łagodne? Chyba go z lekka pogięło? To znaczy dla mnie tak lepiej, bo jeszcze trochę pożyje. Tygrys staje na dwóch łapach. Z prostokątnej małej rzeczy, wylatują jakieś dźwięki. Szablasty nadal stoi, lecz zaczyna się ruszać. Robić jakieś wygibasy. Małpy też.

  

Nagle widzę kolejne dziwo: coś jedzie na dwóch… takich samych, jak to wielkie żółte, tylko mniejszych. Nagle wiem, że to rower. Rower? Istota podobna do mnie, przystaje, pytając o coś. Może jak dojechać na stacje benzynową. Co to w ogóle jest ta: benzyna. Można się chociaż upić takim czymś? Albo co najmniej, zapalić do pomysłu? Ja słów nie znam, tak żeby na głos zupełnie gadać, chociaż stoję wyżej, ponad nimi. I znowu ze mnie chwalipięta, wciąż to samo nawijam, jak mamut węża na kieł. Co będzie mi tu mruczał nad uchem, jak mucha do kupy gnoju.

 

Ten z roweru, wyciąga pudełko i do niego gada. Podchodzi małpa i coś mu tłumaczy. Po chwili, gościu odjeżdża. A Wielkie Żółte Koło, nadal stoi. Tylko trochę bardziej wiruje. Ma na sobie kupę śladów różnych łap. Zostało dotknięte, przez nas wszystkich tu obecnych. A dokuczliwa woń, nawet przez maski przelazła. A może jeszcze wtedy masek nie było. Pojawiły się później.

 

*

Czas i przestrzeń nieustanie się tutaj zagina. Coś z nią nie tak. Sekundy, dni, lata, wieki… jakby wszystko wymieszane. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, do jednego worka wrzucone.

 

*

Ogromny statek kosmiczny, wyłania się nad ową Planetą, jakby nie wiadomo skąd. Wisi dokładnie nad Żółtym Kołem. Niektórzy go widzą, inni nie. Jedni słyszą jakiś szum, drudzy wcale. Żółte Koło nadal wiruje, tylko szybciej. Na dole osuwają się z niego grudki piasku. Wiatr jak diabli od tego obracania. Dostajemy rozwiewanym smrodem po naszych mordach. Małpy nawet maski zdejmują ze zdziwienia. Ja nie widzę żadnego kołowania, ale o nim wiem. Dla mnie, jest nieruchome.

 

Mamutom, coś się chyba wydaje, bo kręcą w kółko głowami. Szablasty przestaje tańczyć, ale nie wiadomo dlaczego. Stoi na czterech łapach, podpierając ogonem równowagę. Żółte zaczyna świecić jasnym blaskiem. A może już kiedyś tu świeciło i śmierdziało. Nikt tego nie wie. Nawet taki ktoś jak: ja. Wszyscy do tego zjawiska podbiegają, chociaż niektórzy, tylko dlatego, że inni gdzieś biegną, więc oni też... myk, myk, w tym samym kierunku. Doprawdy… jak stado baranów.

  

Koło zaczyna startować, pozostawiając łukowate wgniecenie. Jest coraz mniejsze i mniejsze, aż wreszcie znika, w tym wielkim klamocie, co wisi nad nami. Od powstałego podmuchu, teren się wyrównuje, jakby tu nigdy nic nie stało. I bardzo dobrze. Czort go brał! Wreszcie cisza, spokój i nie cuchnie.

  

*

 [ * Dyskusja hen wysoko, nad Żółtym Kołem *]

 

 – Na nic im ten serowy dar. Nauczyli się to czy tamto wytwarzać, gadać, myśleć i korzystać z dobrodziejstw naszej cywilizacji, ale jak widać, nie wszyscy.

– Ten głupek… no ten, co to wiercił skałę, wszystko popsuł. Namieszał im w głowach.

– Cholerny jaskiniowiec.

– Małpy chociaż zeszły z drzewa. Maski zrobiły, telefony.

– Ale jak ich używali. Sam widziałeś.

– Mamuty też pojętne.

– Żebyś wiedział. Tylko po co im te ekrany przed łbami? Przecież mogły się potknąć.

– Chociaż ten szablasty, to super. Chociaż jakiś taki...drgający.

– Ech… i wszystko o kant czarnej dziury rozbite.

– Chciałeś powiedzieć: dupy?

– Też.

 

– A przecież dołożyliśmy wszelkich starań, żeby to był ser długo dojrzewający, by dać im czas na różne przemyślenia. Chociaż z drugiej strony, uszczęśliwiać kogoś na siłę, to jak gołemu gacie założyć.

– Co komu założyć?... w zasadzie można powiedzieć, że największy problem mieliśmy z początkiem człowieka.

– Żebyś wiedział. A przecież jako jedyny, smrodem obudzony... i najwięcej go wchłonął.

– I co z tego. Sam bardziej śmierdział. Był o tym przekonany. Ciągle się tym chwalił. Nasz smród miał w zadzie.

– Swój też. Obydwa tam były.

– Ale tylko jeden został.

– Zapewne.

 

– Taaa… Wsysajmy Ser i odlatujmy.

– Może gdzie indziej, zalążek człowieka nam nie przeszkodzi.

– Raczej to jego głupie myślenie: co to nie ja.

– Takiego to maczugą w łeb i po sprawie.

– No nie, panowie. Bez takich banalnych sformułowań. Tak nie wypada. Nie jesteśmy barbarzyńcami, spod spalonej gwiazdy.

– A co z nimi tam na dole?

– Po prostu, to wszystko im zniknie. Zapomną zupełnie. To już nie nasz problem, kto zdominuje planetę i co kiedyś wymyślą.

– Ale potrwa to na pewno dłużej.

– Może to i lepiej. Kiedyś tu wrócimy.

 

– Jeżeli będzie do czego.

– To się okaże.

– Nie dla wszystkich myszy ser.

– Niektórym może zaszkodzić.

– Taaa… a jeśli nie tak śmierdział, jak powinien, bo za mało żeśmy wysiłku włożyli w jego produkcję? Za mało sera w serze… no wiecie.

– Kapitanie! Proszę nie robić sobie wyrzutów. Śmierdział właściwie, tylko oni niewłaściwie wąchali.

 

ᵈ↔ᵈ

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • rozwiazanie dwa lata temu
    „Kiedyś tu wrócimy”. Dekaosie, tekst w Twoim styl, a zapowiedź powrotu intrygująca. Może to my gdzieś mamy wrócić... Pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Rozwiazanie↔Dzięki:)↔Kto wie. Może słusznie prawisz:)↔Pozdrawiam?:)
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Bardzo super, mnóstwo świateł inteligentnych i zabawnych. Niegodni daru sera świętego, wonnego, długo dojrzewającego. Z przyjemnością,
    Pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Pobóg Welebor↔Dzięki:)↔Kiedyś oglądałem już po raz kolejny, dawny film... "Odyseja kosmiczna 2001"
    No i początek, nieco mnie zainspirował?:)
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Całkiem zabawne. Sorry, że tak ogólnikowo, ale na ten moment mam zamęczony mózg więc nic lepszego nie napiszę. Pozdrawiam 5
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski↔Dzięki:)↔Istotę zmęczonego mózgu, to akurat dobrze rozumiem, więc spoko:)
    Pozdrawiam?:)
  • Urszula Pieńkowska dwa lata temu
    Chcesz sobie poprawić humor? Przeczytaj tekst Dekaosa Dondiego :)

    Pozdrawiam serdecznie :)
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Urszula Pieńkowska↔Dzięki za protekcje:))↔Rozumiem, że Twój też został poprawiony↔Pozdrawiam?:)
  • Józef Kemilk dwa lata temu
    Jakbym to kiedyś czytał, albo coś podobnego. Całkiem spoko
    "telepie ją byle podmuchu" zgubiłeś "przy"
    Dalej masz nawias matematyczny, chyba pomyłkowo.
    Pozdr
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Józef Kemilk↔Dzięki:)↔Nie jakby:))↔Zaraz poprawię, coś rzekł:)↔Pozdrawiam?:)
  • Piotrek P. 1988 dwa lata temu
    Świetna i odlotowa komedia ?. Jestem pewien, że coś bardzo podobnego kiedyś już tu czytałem czytałem ?.

    ⭐️ ⭐️ ⭐️ ⭐️ ⭐️, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi dwa lata temu
    Piotrek P.1988↔Dzięki:)↔Zaiste, zapewne czytałeś:)↔?↔Pozdrawiam:)?:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania