Opowiw *** Wilk I OᙎIᙓᙅᘔKᗩ
Na zielonej łące w ciepłych promieniach słoneczka, przy szemrzącym strumyku i pod śpiewem skowronka, tupta nóżkami mała smutna Owieczka. Odeszła nieroztropnie od stada, chcąc uratować kapuścianego zająca. Biedne zwierzątko, zaatakowane przez wstrętnego głąba w asyście wrednych bielików, znalazło schronienie w cierniowych liściach kapusty, które to dotkliwie poszarpały agresorów.
Oswobodzicielka, po prostu krępujące więzy z apetytem zjadła, gdyż była po prostu odporna na takie, kłujące przeciwności. Zając z powydzieranym futrem ładnie miauknął, dziękując za ratunek i pobiegł głody polować na tłuste myszy, z dziesięcioma ogonami.
Owieczka będąc przy lesie o bliskich zapomniała. Możliwe, że otumaniona przedchwilną sytuacją, oraz dlatego, że coś w wieloramiennych krzaczkach, raptownie zauważyła. A że była ciekawską zwierzątką, podeszła w to miejsce, cicho na paluszkach, by zerknąć. Ujrzała strasznie strasznego wilka, który przestraszyłby pulsujące zlęknioną krwią beczące serduszko, gdyby owe takowym było.
Ale nie było aż tak, żeby uciec, przeto ujrzała zatem, a właściwie: za tym, bo za drzewem, Wilka. Tego samego, o którym mowa, w poprzednim zdaniu. Stał w przysiadzie pochylonym i nagle zasłowiał:
– Bez obaw Owieczko. Nic ci nie zrobię. Chyba zdążyłaś zauważyć, że jestem pluszowym wilkiem. No powiedz coś i przestań drgać.
– Drgam, bo igliwie strzepuje, głupolu. Widzę, żeś pluszak nieobyty, w kościach, krwi i mięsie, więc mniemam, że przez to dziwnie zmawiasz słowa. Kto cię tak urządził, drogi Wilku.
– Żebym to ja wiedział. Ujrzałem tylko błysk i jestem kim jestem.
– A za co?
– Za co jestem?
– Za coś plusiem?
– No w sumie nie wiem, za co plusiem. Może gdyby dobrze pomyśleć.
– Jeszcze ci metka na uchu dynda.
– Bom nówka.
– Odczarować można ciebie? – zabeczała.
– A znasz jakąś litościwą Wrużkę?
– Tak się składa, że znam, lecz przez ó zamknięte. Może dlatego nie ma takiej mocy, żeby mnie do swoich zaprowadzić. Zamknięta w niej pomoc i wyjść nie może.
– Jeżeli sprawisz, że odczaruje mojego plusia, to pomogę odnaleźć ci, ukochane stado.
– A nie przekąsisz po wszystkim, wdziękowieczków mych? Bo jakby co, to nie odczaruje.
– Przyrzekam na wszystkie świętości, że ciebie nie zjem.
– Wierzę ci jak ta głupia.
– Miło mi – zawilczył Wilk.
Owieczka przywołała wrużkę przez u otwarte. Przecież nie rzekła Wilkowi, że nie zna innej. Ta przybyła natychmiast i spełniła prośbę. Maskotka raz dwa, była znowu żywym zwierzakiem. Tylko metka nie uległa czarom i została stałą część składową Wilka. Jak wtedy, tak i nadal zwisała.
Łazili jakiś czas razem, szukając wspólnie rodziny i znajomych owieczki. Wspominali dobre czasy. Wilk taktownie po dżentelmeńsku, tłuste gąski, a jego towarzyszka podróży, zieloną trawę i starego capa, któremu kiedyś przywaliła z rozpędu, bo jej gmerał w kłębuszkach wełny. Tęskniła za rodziną całym serduszkiem. Pragnęła ich wszystkie jak najszybciej zobaczyć.
Aż razu pewnego, ujrzeli w oddali znajomą plamę. Zawyła łzami biedna ze szczęścia i podziękowała Wilkowi, mówiąc, że dalej to już sama trafi.
– Ależ moja miła. Nie puszczę cię samej. Tu złe wilki mogą grasować. Podprowadzę cię do stada i zaś sobie pójdę. Co ty na to?
– Och, dziękuję ci kochany Wilku – rzekła. – To bardzo ładnie z twojej strony, że tak się o mnie troszczysz. No to chodźmy prędko, bo serce mi wyskakuje w tamtą stronę, aż krwią tęskną sika.
– Serce, powiadasz. Krwią. – mruknął. – Masz rację. To już niedaleko.
Podeszli do stada. Wilk przez chwilę patrzył, na łzy szczęścia i radości, lecz gdy przestał, to jedną owieczkę zjadł i bezczelnie jeszcze beknął.
– Ty podły Wilku – zagrzmiała Owieczka – Jak mogłeś. Jesteś niegodziwy, wstrętny i nie głodny. Ale jakim kosztem. Zjadłeś członka rodziny. Nienawidzę ciebie, podrobiony pluszaku!!
– Przecież dotrzymałem słowa. Ciebie nie zjadłem.
– Koniec przelewek naszej krwi! – wrzasnęła złowieszczą ciszą!!
Pozostałe też miały podobne zdanie. Pulsujące i drapieżnie nieme, otoczyły wilka ze wszystkich stron. Stał tylko, nerwowo strzygąc uszami i metką. Miał w brzuchu pogryzioną owieczkę. Nie mógł nawet smyrnąć z takim ciężarem na sercu. Tak bardzo go wszystkie obeszły, że zniknął z oczu, gdyby takowe spoglądały z zewnątrz. Z tego całego harmidru wyskoczyły słowa:
– Widzisz Wilku, kto tu jest?
– Ano widzę – zakrzyknął przestraszony i aż beknął, tym razem cuchnąco z otchłani stresu.
– Wrużka. przez u otwarte. Otwarta na pomoc. Nam!
– Tylko nie to! O zgrozo litościwa! – zakrzyknął oznajmiony niechcianym zdaniem. – Wilki takiego odmieńca, rozszarpią na pluszowe strzępki?
– Ależ skąd. Mówię tobie, że ciebie nie zjedzą.
– Przyrzekasz?
– Niby drapieżnik, a mazgaj. Przyrzekam na matkę: Owcę i ojca: Barana. Wystarczy?
– Tak. Dzięki. Kamień spadł mi z serca.
– Tak się składa, że na nasze – odparła rezolutnie wkurzona Owieczka, z błyskiem w wełnie.
– Eee… nie rozumiem.
– To twój problem, żeś nie kumaty. Jesteś wolny, uciekaj szybko. Pókiśmy dobre!
Komentarze (9)
Chociaż czasami dziwnie piszę, całkiem świadomie?:)↔Pozdrawiam
Rewelka,
Pozdrawiam ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania