Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Sprzedawca Niepłynącego Czasu

Rześkie słoneczko ogrzewa mą twarz. Stoję na mostku nad niewielką rzeczką. I nagle jakby coś we mnie wstąpiło. Muszę to zrobić, by potwierdzić umysłową frustrację. Zdejmuję żółtą czapkę i daszkiem do przodu, rzucam w nurt. No właśnie! Płynie jak czas. Za chwilę zniknie pod mostkiem i wypłynie po drugiej stronie. Żeby tak można, pod owym mostkiem…

 

Ech! Po co i na co. I tak będzie płynąć i nic paskuda, nie zatrzyma.

Czy na pewno – słyszę głos wewnątrz czaszki. – Idź przed siebie – dodaje ów po chwili. – Nowy sklepik pobudowali.

 

Nie myśląc wiele, zaczynam maszerować z duszą na ramieniu. A jeśli to prawda i ktoś faktycznie potrafi zatrzymać czas? Macam odruchowo po kieszeniach. Nie mam karty, ale w zamian, znaczną gotówkę. Jakieś czary – kombinuję roztrzęsioną psychiką. – No nic. Widocznie przeznaczenie tak chciało.

 

Ni stąd ni zowąd, dostrzegam obiecany sklepik oraz to, że jestem w niewielkim miasteczku. Jakieś dziwnie mi znajome. Nie roztrząsam tematu, myśląc o możliwości spełnienia marzenia. Niewielu ludzi spotykam po drodze. A jednak wewnętrzny głos, nie nawijał głupot na uszy, co owe słowa słuchały. Spoglądam na szyld. Lakoniczny bardzo→”Sprzedawca Niepłynącego Czasu.” Aż klaszczę w dłonie. Masz ci los. To coś dla mnie. Patrzę też odruchowo w okolice dłoni. Mam na ręce starodawny zegarek. Jest godzina sześć po szóstej, gdy wchodzę do wewnątrz, po sześciu stopniach, w dół.

 

Tym razem, jestem deczko zdziwiony. Sklepik prawie pusty. Nie licząc małego pomarszczonego człowieczka, co wygląda, niczym wyrzeźbiony z korca zgniłych jabłek, w czapeczce na kształt zegarka bez wskazówek, siedzącego przy niewielkim, okrągłym biurku. Na obrzeżach widnieje dwanaście liczb, strasznie pokancerowanych. Z tyłu dostrzegam najzwyklejsze drzwi, bez żadnych ozdób.

 

–– Witam cię, młody człowieku –– słyszę miły głosik. –– Wiem co tobie trzeba i co mnie trzeba. Mnie gotówki – powiązanej z pewnym faktem natury niematerialnej – a tobie niepłynącego czasu. Chyba nie masz mi za złe, że tak bezpośrednio wyłuszczyłem sprawę?

–– Skądże znowu –– mówię tak bardzo podekscytowany, że nawet nie pytam, o naturę „natury niematerialnej.”

–– A zatem nie marnujmy czasu… he he… dajesz gotówkę i wchodzisz za te drzwi. Tam jest ładny ogródek, w którym czas nie płynie, chociaż strumyk, owszem. Jedzenia i picia, też wystarczy na długo. Nawet bardzo długo. Może nawet spotkasz innych ludzi, żeby ci nie było nudno oraz różne inne atrakcje.

–– Nawet lata całe, mogę tam być i się… nie zestarzeję? –– pytam z niedowierzaniem.

–– Oczywiście. Ze mnie porządna firma. Tylko radzę dokładnie przeczytać umowę, a w razie wątpliwości, dopytać o szczegóły. Nie w głowie mi, ingerencja w wolną wolę. Bez niej… mniejsza z tym.

   

Jestem taki podniecony, tym co mnie czeka, że owszem, umowę czytam, ale bardziej wzrokiem, niż umysłem. Oczywiście, nie dopytuję… „o mniejsze z tym.”Tym niemniej, przykuwa moją uwagę, jedno zdanie, że wyjdę o tej samej godzinie, co wszedłem. To mnie uspokaja, chociaż może nie powinno. Może powinienem dopytać. Zadać najważniejsze pytanie. Nie zadaję. Płacę należność i wchodzę do ogródka.

   

  

Epilog

   

Jestem na zewnątrz. W miasteczku. Spoglądam na zegarek. Dokładnie sześć po szóstej. Tak jak zapewniało pismo umowy. Czuję, że dość długo przeżyłem w ogródku. Absolutnie nie żałuję tego braku czasu, co tam spędziłem. Także tych miłych chwil, w określonych sferach doznań. Niepokoją mnie tylko dwa fakty. Po pierwsze: sklepik znikł oraz drzwi i ogródek za mną, łącznie z zawartością. Po drugie: nie odczuwam ciężaru na ramieniu, chociaż nie bardzo wiem, czego.

   

Jednak niepokój szybko mija, gdy w oknie wystawowym dostrzegam lustro. Nie zestarzałem się ani trochę. Pozostałem rześkim i młodym, jak owo słoneczko na początku opowieści, zanim usłyszałem wabiący głos. Normalnie skaczę z radości. Aż w tej całej euforii, przytulam i całuję jakąś obcą staruszkę. Kiedy kończę, owa starsza pani wyjmuję okulary, zakłada na nos i pyta jakby nigdy nic:

    

–– Tatusiu! To ty? Gdzie się tak długo podziewałeś?

  

I tłucze mnie laską po głowie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Aleks99 rok temu
    Z braku innego słowa napiszę, że tekst jest uroczy po prostu. Czyta się lekko, ale wymowa nie jest przez to naruszona. Wręcz przeciwnie, dla mnie dzięki temu całość tworzy spójne opowiadanie :)
  • Dekaos Dondi rok temu
    Aleks99↔Dzięki:)↔Wczoraj zapomniałem:)↔To fajnie, że moje dziwy, się Tobie spodobały)
    Pozdrawiam?:)
  • LaurazjanWolf rok temu
    Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem, ale wygląda na to, że czas na świecie płynął, a tylko dla bohatera się zatrzymał, prawda? Coś jak zjawisko dylatacji czasu? ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    LaurazjanWolf↔Dobrze zrozumiałeś. Może jeszcze coś więcej stracił. Gdyby dopytał... ale nie dopytał:)
    Pozdrawiam?:)
  • 00.00 rok temu
    Czyli zawiesił się w czasie. Spotkać tak własne dziecko, nie wyobrażam sobie tego. Można odebrać różnie, ten ułamek radości przekuty w stratę tego czego się nie doświadczyło w roli rodzica.

    Motyw ze staruszką oglądałam ostatnio we filmie, tylko ten zagubił się gdzieś w innym wymiarze kosmosu.
    Gdyby nie grawitacja, jacy byśmy byli okrągludcy. ?
    Pytałeś o avka, wygląda jak twarz z kamienia, takie kolory były kiedyś moje ulobione, właśnie w takim zestawieniu i tonacji.
  • Dekaos Dondi rok temu
    Zerko↔Napadło mnie zakończenie, ale z czegoś musiało wynikać:)↔Ano. Coś za coś. Chociaż akurat on, nie wiedział... za co. A miał szansę jak rzekłem wyżej, dopytać.
    Co do twarzy↔to zeschnięty płyn do prania, nieco wyparowany. I takie dziwo samoczynnie powstało)
    Pozdrawiam?:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Wyszedł zgodnie z obietnicą, o tej samej godzinie?. A że data inna...
    Czekałem na haczyk i był?
    5
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔Dzięki:)↔Chociaż taki haczyk, można było raczej przewidzieć? :)→Z pewnych zdań tekstu wynika, że stracił o wiele więcej. Chociaż gdyby dopytał... :)↔Pozdrawiam?:)
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi no tak, jeszcze dusza
  • Józef Kemilk rok temu
    Dekaos Dondi Tak mi umknęło jak i twojej postaci. Tylko czułem ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Józef Kemilk↔No właśnie... dusza, chociaż pewności na 100% nie ma:)
    Najłatwiej mi pisać w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym?:)
  • Bardzo klimatyczne opowiadanie, które czyta się z przyjemnością. Z zapartym tchem czekałem, jak się skończy. Zakończenie jest zaskakujące, a całość przypomina surrealny sen, zawierający niejeden zwrot akcji. W jednych miejscach ciekawszy, w innych straszniejszy, a w jeszcze innych - zabawniejszy. ?

    U mnie ostatnio też pojawiło się nowe, kilkuwątkowe opowiadanie, zainspirowane kilkoma snami, które uznałem za wystarczająco ciekawe, aby sklecić z nich utwór-wytwór ?. Zapraszam do przeczytania i do poszukiwania pewnego koloru. To może być wesoło spędzony czas. ?

    5, pozdrawiam ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Piotrek P. 1988↔Dzięki:)↔No jak zwykle. Pomieszanie trochę w klimatach:)↔Rzecz jasna, iż skorzystam z zaproszenia:)↔Pozdrawiam?:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania