Poprzednie częściWybacz mi. - Prolog.
Pokaż listęUkryj listę

Wybacz mi. Cz 4

Gdy w głowie już, chociaż trochę poukładałam sobie, to co mi zasłał los. Oczywiście, że przedtem kłóciłam się z mym Aniołem Stróżem. Wykrzyczałam wszystko w poduszkę i wygadałam się Emmie. Biedaczka przeze mnie wzięła wolne w pracy. W szpitalu spędziłam jeszcze dwa długie, bolesne dni. Nie, żeby mnie bolało coś w związku z ciałem. Bolało mnie serce i dusza. Ale na ten ból nikt nie znalazł leku. Gdy nadszedł dzień mojego wyjścia za szpitala. Czułam strach, bo jutro będę na zawsze żegnała mojego Bila. I co, że dałam mu słowo. Ja tak nie potrafię, iść aleją życia w samotności. O godzinie jedenastej przyszła po mnie mama i babcia. Która stała się moją powierniczką, mym dobrym duchem.

 

- Witaj Lili.

 

Powiedziała mama, kładąc na łóżku torbę z szarą sukienką. Postanowiłam, że skoro zostałam zwolniona z czarnej żałoby. To uszanuje ostatnią wolę.

 

- Cześć. No to, co ruszamy, w drogę do nowego nieznanego życia. Które traktuje mnie jak intruza.

 

- Nie przesadzaj wnusiu. Kto wie co będzie jutro. A teraz raz, dwa przebieraj się. Czekamy w bufecie.

 

I wyszły. A ja przebrałam się, włosy spiełam w kucyk. A na łóżku zostawiłam karteczkę z napisem. OBYM TU NIGDY NIE WRÓCIŁA. PS DZIĘKI ZA OPIEKĘ. Gdy szłam korytarzem prowadzącym do bufetu, mijałam te same obrazki co zwykle. Tylko że moją uwagę przykuła jedna staruszka. Ta sama co wtedy, gdy pierwszy i ostatni raz odwiedzałam Bila. Podeszłam do niej. A była to bogato ubrana kobieta. Włosy chyba były farbowane na czarno, lecz w połączeniu z małą ozdobą wyglądały ślicznie.

 

- Wszystko w porządku?

 

- Tak moje dziecko. Nie martw się o mnie. Operacja syna się udała, to dla tego. Ale miło, że pytasz.

 

Upewniwszy się, że wszystko z nią dobrze weszłam do bufetu.

 

- To, co jedziemy.

 

- Tak.

 

I wyszłam nareszcie, wyszłam z mojego więzienia. Ale w głowie wciąż brzmiało pytanie. Co dalej? Mama zawiozła nas prosto do domu. A tam już czekała cała rodzinka, lecz mi niespecjalnie chciało się z kimkolwiek rozmawiać. Poszłam prosto do siebie. Zwyczajnie by sobie popłakać. A gdy włączyłam radio ,a z niego usłyszałam Hello w wykonaniu Adel to się totalnie rozkleiłam. Bo jeszcze trzy tygodnie temu przy tej piosence, tańczyliśmy na urodzinach mojej mamy. Siedziałam tak wpatrzona w okno do godziny drugiej. Bo wtedy moja matka zawołała mnie na obiad. Wiem, że nie chciała źle, ale chciałam być sama. No co zrobić zeszłam.

 

- Chodź, córeczko ugotowałam twoje ulubione nieamerykańskie danie.

 

- Spaghetti, tak dzięki. Ale nie obraź się, nie zjem wszystkiego.

 

- Rozumiem.

 

- Tato a jak tam filia kancelarii, którą otwarłeś w Szkocji.

 

Mój brat, jedyny próbował odwieść mnie od złych myśli. I nawet na chwile mu się to udało.

 

- A dobrze. Tylko widzisz będziesz chyba musiał, tam pojechać na jakiś czas. Bo interes musi mieć szefa.

 

- Tato, a może ja pojadę?

 

- Lili nie wiem, ty wiele przeżyłaś ostatnio.

 

- Feliksie przyda się jej, zmiana otoczenia.

 

Moja babcia jak zawsze niezawodna. Czemu ja ją tak rzadko odwiedzałam. No cóż, podczas gdy mama i bratowa rozmawiały o tym, że pies nie je. Tata i Luis jak zawsze rozmawiali o samochodach, pracy i meczach. A babcia wyszła na taras. Ja wyszłam z domu, wsiadłam do auta. I pojechałam by popatrzeć sobie na moją siostrę Statuę. Zaparkowałam samochód niedaleko portu. Wsiadłam na po dość długim oczekiwaniu na prom. I płynęłam patrząc jak słońce, chowa się w wodzie. Jedno mnie tylko dręczyło. Co będzie jutro jak ja to zniosę. Czy będę w stanie dotrzymać danego słowa i czy zrealizuje mój plan. Statua dumy dar Francuskiego narodu wyglądała tak jakby dzieliła się ze mną swoimi uczuciami. Gdy rejs dobiegł końca, pojechałam nad East River. Manhattan nocą to piękny świetlny spektakl, a most Brookliński, a właściwie jego odbicie zdaje się być autostradą dla podwodnego świata. Z mojego transu wyrwał mnie głos. Mojego kochanego braciszka.

 

- Lili! No nareszcie. Gdzie się podziewasz. Wszyscy ciebie szukamy.

 

- Ja musiałam pobyć sama. Z dala od domu, znajomych twarzy i tego ja, które było szczęśliwe.

 

- Uwierz mi to mnie. Ty tak na serio z tą Szkocją?

 

- Tak. Mam jeszcze prośbę.

 

- Mów jaką?

 

- Pomóż mi znaleźć ludzi, w których jest cząstka Bila. Nie mowie, że to ma być teraz już. Ale zrozum.

 

- To wcale nie będzie trudne. Kobieta, której synek leżał na oddziele dziecięcym zadzwoniła do mnie. I chce, jeśli się zgodzisz przyjść na pogrzeb.

 

- Jeżeli chce. A jej syn, co mu przeszczepiono?

 

- Wątrobę. On też chce cię poznać. Jeśli mu lekarze pozwolą, będzie jutro w kościele.

 

- Kochane dziecko. Będę szczęśliwa, gdy go poznam. No wracamy, bo Manhattan nie zaśnie. A ja robie się śpiąca.

 

I poszłam do samochodu, Luis poszedł do swojego. I po trzydziestu minutach byliśmy w domu. Gdy weszłam, kolacja już była na stole. Zjadłam jajecznice z apetytem. I ruszyłam do pokoju. Ze świadomością, że od jutra nic nie będzie takie samo.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Margerita 13.07.2016
    Pięć
  • Tina12 13.07.2016
    Dzięki
  • lea07 13.07.2016
    Bardzo ciekawie prowadzisz akcje. Nie przynudzasz, ani nic tym stylu. Jestem ciekawa co będzie dalej. Leci 5 :)
  • Tina12 13.07.2016
    Dzięki, ciesze się że nie jest nudno.
  • anonimowa 13.07.2016
    Pięć :)
  • Tina12 13.07.2016
    Dzięki
  • KarolaKorman 14.07.2016
    Jutrzejszy dzień dla bohaterki będzie trudny. Pogrzeb i jeszcze spotkanie z chłopcem :(
  • Tina12 15.07.2016
    Taka kolej rzeczy. Dzięki za odeiedziny.
  • Zagubiona 06.08.2016
    Czy tylko ja przeżywam zawsze takie smutne momenty... Strasznie szkoda mi Lili, biedactwo. Mam nadzieję, że przetrwa pogrzeb. 5
  • Tina12 06.08.2016
    Przetrwa. Dzięki że dalej czytasz.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania