Wybacz mi cz 47
A ludzie, którzy przybywali zdawali się pochodzić z innego lepszego świata. Pozbawionego cierpień i ran na duszy. I wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, z tego, że to może dlatego moja mama uciekła od takiego życia. Ona tak jak ja czasami lubiła bujać w obłokach, a to wśród tych ludzi nie jest mile widziane. A tam w Nowym Yorku nie na ograniczeń. Każdy może być sobą, bez obawy na ludzkie obelgi. A gdy poznała, mojego tatę babcia prawie ją wydziedziczyła. Udobruchał ją dopiero fakt, że tata pochodzi z prawniczej rodziny. Gdyby mnie zdarzyła się taka bajka w realu jak mamie. Gdy tak sobie dumałam i obserwowałam ludzi zauważyłam dziewczynę może około dwudziestu lat. Ubrana była w czerwoną sukien a na głowie miała diadem. Chyba była jakąś księżniczką. Jeśli tak to musiała być jedną z tych nieszczęśliwych panien. Ponieważ płakała. Więc podeszłam do niej.
- Wszystko w porzątku?
- Tak. Chyba tak. A ty to kto?
- Lili Green wnuczka baronowej Lucy.
- A to ty zrobiłaś porządek z tym ruskim w restauracji. Dużo o ciebie słyszałam.
- A ja o tobie nic. Masz jakieś imie?
- Helen Bure. Jestem daleką kuzynką Jacka.
- To od niego tyle pewnie o mnie słyszałaś? A wracając do ciebie. Czemu chyba wszystko w porządku?
- Widze, że nie odpuścisz. To choć na taras, bo tu ludzie są jak szpiedzy.
I wyszłyśmy na wielki taras. Wszystkie ozdoby i ozdóbki zrobione były z marmuru. Usiadłyśmy więc na marmurowej ławce.
- To Helen mów co ci na duszy leży.
- Aż tak to widać?
- No.
- Bo dziś teoretycznie miał być najszczęśliwszy dzień życia.
- Zaręczyny? To gratuluje.
- Nie ma czego.
- Czemu?
- Aranżowane małżeństwo?
- To coś takiego jeszcze istnieje?
- U nas tak. I ja, jako że jestem jedyną dziedziczką fortuny księcia Jamesa Bure muszę wyjść za mąż za odpowiedniego kandydata. I wszystko byłoby dobrze, gdybym mogła sobie wybrać tego kandydata.
- Wybacz ale nie wiem, co czujesz. Ja zawsze mogłam wybierać sobie chłopaków sama.
- Zazdroszczę. Ja tylko raz w zeszłym roku przyprowadziłam chłopaka. I to nie byle kogo syna księcia Larego Nicolasa. A co zrobił mój ojciec? Powiedział, że to nie odpowiednia partia dla mnie.
- A więc kto jest odpowiedni dla ciebie?
- O ironio starszy brat Nocolasa Peter. Ale ja go nie chcę. Co mi z tego, że starszy podobno dziedziczy więcej. Ja tego nie potrzebuje, ja chcę tylko szczęśliwego życia. Z tym, kim ja chcę.
- To, czemu nie walczysz o swoje?
- To już nie ma sensu. Tata ogłosi nasze zaręczyny po kolacji. Peter ma kupiony pierścionek. Nic nie da się zrobić.
- Jak to nic? Dziewczyno, walcz o swoje! Idź i powiedz ojcu prosto w twarz, to co mi powiedziałaś! Każdy ma prawo do szczęścia!
- Chciałabym mieć tyle odwagi i determinacji co ty.
- To życie mnie taką uczyniło.
- Wiem co ci się stało. A ty pomimo tego nie jesteś jak te, które by z tego powodu płakały i siedziały w domu.
- Ja po prostu obiecałam to mojemu narzeczonemu. Ale nie o mnie. Idź i rozmów się z ojcem.
- Weźmy nawet pod uwagę, że tata się zgodzi. To Nicolas nie ma pierścionka!
- O to się nie martw. Ja coś wymyślę. Wiesz, co pogadaj z Nicolasem i biegnij do ojca. W końcu on też musi wiedzieć o spisku.
- Dobra. Trzymaj kciuki!
Mam nadzieje, że choć im się uda. Tylko muszę jeszcze skombinować pierścionek. I w tym momencie zajrzałam do torebki. A tam leżał złoty pierścionek, który Bil dał mi na naszą pierwszą rocznicę. Powiedziałam sama do siebie. Na pewno chcesz, bym im go dała? A w na tarasie usiadł gołąb. Bil nawet tam z góry ciągle mi pomagasz.
Komentarze (9)
Tylko wyłapałam drobną literówkę:
Wimem - wiem* :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania