Poprzednie częściOpowiw *** Jesteśmy?  Opoww
Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Portal Niebiański

Autosatyra. Modyfikacja dawnego tekstu

     

 

Jestem brakującym ogniwem ewolucji, tylko nie wiem między którym, a którym. Zresztą nieważne. Tak właśnie pozytywnie myślę o sobie, od czasu, jak tylko zeskoczyłem z drzewa, próbując odrzucić daleko banana, symbol małpiego rozumu z nadgryzioną skórką Darwina. Na śliskim płaszczyku krzywego sufitu owocu, poszybował butem z przyczepionym ciałem i złamał kark, w newralgicznym miejscu ze skutkiem natychmiastowym. Przez to nie miałem konkurencji i spokojnie rypałem teksty na kamieniu dziejów.

  

Aż w końcu minęło trochę czasu i trafiłem na portal liter różnorakich, układanych w słowa pełne miłości, zrozumienia i szeroko rozumianej tolerancji. Ponadto wzajemnych stosunków międzyuserowych, oraz konstruktywnych wytrysków poglądów, tekstów takich, siakich i owakich, tudzież wychodzących poza meritum.

   

No całkiem jakbym do żółtego nieba trafił, chociaż czasami w trakcie remontu i burz, w przewidywalnych niestety miejscach przejaśnień i błyskawic. Co było troszku wesoło nudnawe i monotonne, mimo niewątpliwie odczuwalnej figlarnej empatii, dającej po oczach zefirkiem, tajfunem w piaskownicy i co godne podkreślenia, papierem ściernym. Niekiedy po gładkich liściach lotosu.

   

Tylko prawej ręki Piotra, nie widziałem. Pewnie cwaniak schował do pawlacza swoją jaźń, by obserwować siódmym zmysłem i w razie piorunów lub sygnału trąbki sygnałówki, natychmiast podjąć konstruktywne działania lub korygujące leki.

 

***

Właśnie słyszę znamienne słowa:

 

Tu nie ma wojen. Jest tylko pokój przerobiony na kuchnię, gdzie są przyrządzane różnorodne jedzonka, ku nasyceniu głodnych kiszek lub zyskaniu durnowatej biegunki

 

E tam… pieprzenie. Zdanie oderwane od jedynie słusznej linii narracyjnej, bo mojej.

  

Nagle widzę, że już wielu przede mną, zeszło z pożółkłych klonów i są rozwinięci ponad przydziałową miarę, bardziej niż ja, który to chodzi na okrągło w żółtej koszuli i czapce, by nie zatracić swojej tożsamości na słonecznym tle.

  

Wielu tu gołych, światłych i wesołych. Niektórzy w gustowne szaty przyodziani, cekinami IQ-(...)* obficie zdobione, z aureolą jasną nad jeszcze jaśniejszą głową. Każda błyszczy jak bezwstydny zad pawiana, aż od tego widoku, łezka nostalgiczna z czasów minionych, wzruszeniem i podziwem, źrenice me gładzi, po obrzeża tęczówek. Mnie owa aureola, opadła w tej chwili na oczy i zalatując wonią małpy.

   

Na szczęście czuję zbawienny przeciąg. Dmucha rozpędzona zaraza, absolutnym, nieskazitelnym rozmnożeniem ilości. Aż mi spieprzyło fluidalny pierścionek z poziomu gałek. Wreszcie dokładnie widzę, czego nie moglem ogarnąć wzrokiem. Na przykład te małe cudaki, podłużne, oślizgłe, co to pełzną z rozdwojonym językiem i lusterkiem wstecznym, by widziały, kto z tyłu za nimi biegnie, w wielbiących japonkach.

   

IQ-(...)↔Tu należy wpisać liczbę, odzwierciedlającą faktyczne możliwości osoby wpisującej, a nie pobożne życzenie.

     

No ale nie mogę wybrzydzać i bezczelnie osądzać, gdyż jestem takim jakim jestem, a co gorsza diabli wiedzą, jakim będę, w bliższej koszuli ciału, barwy wiadomej. Przecież właśnie owi czcigodni, wspomniani wyżej, potrafią docenić moje wspaniałe, wiecznie żywe jak Ilicz, teksty, bo mają bardziej czym, niż ja. A zatem wielu wchodzi jako jedno zintegrowane grono, na mają skromną stronę, by mieć pewność w nadziei, że to ostatnie dzieło i odetchnąć z ulgą.

  

No nie. Nie wierzę. Z jaką ulgą? Z rozpaczą prędzej. Przecież zapewne włażą po to, by rzewnie i rozkosznie tęsknić w poświacie jutrzenek, za kolejną wrzutką, przed kolejnym zachmurzeniem, na szczęście ze słodkimi, cukrowymi barankami, gdzieniegdzie chociaż.

    

Tu nie ma wojen. Jest tylko pokój przerobiony na kuchnię, gdzie są przyrządzane różnorodne jedzonka, którymi można nasycić głodne kiszki lub dostać durnowatej biegunki.

   

Taa… ble, ble, ble, już to gdzieś słyszałem. Dzięki i pozdrawiam! Nie jestem kucharzem, tylko znamienitym piewcą literackich poczynań. Ich strumienie tęsknych łez i moja mokra strona, są tego niezaprzeczalnym dowodem, na patelni ze skwierczącą weną.

  

Tworzę nadal, skoro pobyt na wytwory gładkiego mózgu, kwitnie oczekiwaniem, lecz mam na tyle oleju w tłokach, iż dopuszczam do siebie powaby krytyki i samokrytyki, wierząc, iż wynikną z tego związku, małe krytyczki, które wyrosną na duże, co tylko przyprawi mój umysł nacią radości, pewności siebie i nauką od bardziej światłych ode mnie,

  

Dlatego do upadłego od małego, nie pozwolę sobie tej zbawiennej przypadłości, żadnym imperialnym wrogom nieznośnie odebrać. Kocham zazwyczaj umiłowany samokrytycyzm, prawie całą miłością i będę o niego walczył do ostatniej słusznej kropli racji mej, a gdy zajdzie potrzeba w potrzebie, to i do trupiej deski, gdy to drzewcem od chorągwi ostatniej, wrogowi przywalę.

  

Chociaż lepiej żeby nie zaszła wspomniana wyżej potrzeba, bo póki co, nie posiadam narzędzi wojennych, jeno uzbrojony jestem w cierpliwość do znoszenia.

   

Dzisiaj zabrałem długopis do kibelka, lecz pamiętałem, by zapomnieć kartki. W czasie defekacji, napisałem wiersz na wstędze papieru toaletowego, o wyższości rozumu nad czymkolwiek, o czym może pomyśleć istota, kontemplująca w ubikacji. Po urwaniu z rolki i przeczytaniu, siedząc doszedłem do wniosku, że poemat jest do dupy. Zatem zrobiłem nim co trzeba, wrzuciłem z ciężkim sercem do muszli i spłukałem do kanalizy, wodospadem niespełnionego marzenia.

     

Gul gul gul. O żegnaj w rurze i dalej. Dzięki i pozdrawiam! No nie. Jam źle postąpił. Kalam umysł wytrwale. Przepraszam, o ty mój skrawku wilgotny, be be wodą nasączony i tym jednym, co mi tam w życiu codziennie wychodzi. Wyratuje cię, ze szponów mego zwątpienia. Przebacz, och przebacz.

  

Przez to pieprzone… przebacz, och przebacz, właśnie ganiam bestię pod miastem, by wyrwać przemoczoną kartkę po przejściach, ze szczurzego pyska. Wreszcie łapię bezczelnego złodzieja. Miętoszę go w dłoni, a on nie chce oddać, jeno istnieje bezczelnie i butnie, prosto w moja miłosierną twarz.

  

Po napięciu mięśni i przygotowaniach logistycznych, wyrywam mu z tyłu ogon, bo z przodu nie mogę namacać i wduszam ów między żółte, zawzięte zęby. Gdy zaczyna dławić przełyk i chichotać podniebieniem, to z uwagi na łaskotki otwiera paszczę, a ja dzięki temu incydentowi, mam możliwość wyszarpnąć co moje. Teraz muszę jedynie wysuszyć, wykruszyć brąz, przepisać na czysto i wstawić nowy, wspaniały tekst. Jak zwykle, ostatni.

 

Tu nie ma wojen. Jest tylko...

 

Zamknij megafon, jadaczko powtórkowa. Won mi stąd! – zaznaczam swoją obecność wobec natrętnego głosu, pojednawczą mową, z nacią kultury oraz szczyptą dyplomacji.

   

W zaległej ciszy, słyszę uszami pieśni aniołów oraz szum skrzydeł pod sklepieniem. Dźwięki zatopione w kołyskach ech, spływają nieustannie po ścianach, w powtórzeniach do znudzenia słuchu.

    

Szczury ubrane w białe tuniki, stają słupka, wznoszą wąsy ku górze, pulsują rytmicznie ciałami, tudzież żółtymi chorągiewkami i piszczą niemiłosiernie. Skąd nagle u diabła tyle czortów? Powyłaziły z wielu dziur?

   

Raptownie moje ciało maleje i obrasta sierścią. Jestem jednym z nich. Szczurem.

Też macham, ale po swojemu. Swoim rytmem, aczkolwiek leżący ogon, wzmacnia stabilność postawy pionowej...

 

***

...nagle jestem na zewnątrz.

Dostrzegam baner z uwagą.

Oraz rybę.

Zmuszam biedną, by odczytała wiadomość.

Spełnia prośbę↔”Przeczytanie tego zdania, grozi śmiercią”

Fajnie, że nie przeczytałem.

Po chwili ryba, ze skutkiem ubocznym,

czyli z możliwością mowy, zdycha.

  

Wali po oczach następny baner:

 

Nie wierzę, że powtórka. To by było za łatwe.

Czytam↔”Przeczytanie tego zdania, wskrzesi rybę”

O! Znowu fajnie. Odkupiłem winę.

Luz blues i fajerwerki.

 

Widzę kolejny baner:

”Za to ty odwalisz kitę”

 

I bądź tu człowieku dobrym.

Faktycznie, a łaj, o kuźwa. Wyrywam sobie z tyłka ogon

  

Tyle tylko, że nie musiałem stawać na dwóch łapach.

To – sądząc po moich decyzjach, zachowaniu i dokonaniach – mam już dawno za sobą.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • andrew24 ponad rok temu
    Pozdrawiam serdecznie 5* za ogrom pracy włożonej w napisanie.

    Miłego dnia
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Andrew24↔Dzięki:)↔To taki specyficzny humor:)↔Czy "ogrom pracy"→raczej nie:)
    Pozdrawiam😊
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Też miłego dnia życzę:)
  • Wzorowa Płaczlinda ponad rok temu
    Jak dobrze, że zeszliśmy z drzewa bez ogona. Niektórzy wciąż tam siedzą i co najgorsze dalej chcą rozkazywać
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Wzorowa Płaczlinda↔Dzięki:)↔Ano różnie bywa z tymi drzewami i ludzkością:)↔Pozdrawiam😊

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania