Poprzednie częściOpowiw *** Jesteśmy?  Opoww
Pokaż listęUkryj listę

Opowiw *** Tajemniczo Ocalona

Tekst powtórkowy

 

 

Chciałbym opowiedzieć pewną historię, która utkwiła w mojej pamięci do dziś. Może właśnie dlatego, że jest taka nieskomplikowana w pewnym sensie. Otóż lubię spacerować przed siebie i spoglądać na świat. Szedłem akurat poboczem drogi, będąc coraz bliżej, jakiegoś niewielkiego miasteczka. Po prawej stronie miałem dość płytki rów, gdzie rosły różnego rodzaju krzewy. W pewnym momencie zauważyłem drewnianą kładkę, prowadzącą na przyległe pole.

 

Dostrzegłem po drugiej stronie, jakiś dziwny niewielki obiekt. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co to jest. Słońce zaszło akurat za horyzont i pomarańczowa poświata, dodawała temu miejscu, jakby magicznej tajemniczości. Przeszedłem po dziwnym mostku, by zobaczyć z bliska, co to takiego. Przyznaję, że byłem z lekka zdziwiony. A trzeba wam wiedzieć, że zdziwienie, rzadko kiedy mnie dopada. Taką mam naturę.

 

Miałem przed sobą: pomnik dziecięcej lalki. Mimo, że figurka była zrobiona z kamienia, to nie miałem wątpliwości, że patrzę na coś innego. Trochę większa, niż zwykła zabawka i z lekka podniszczona, jak to niekiedy mówią: zębem czasu. Ale jak już wspomniałem, dokładnie wiedziałem na co patrzę. Pod lalką widniało tylko jedno słowo, można by rzec wytarte dosłownie i w przenośni: Dziękuję.

 

Przyznać muszę, że stałem i patrzyłem, bo sytuacja była intrygująca. Dlaczego zwykła lalka, a ma swój pomnik. Dziwne to trochę, ale cóż, różne rzeczy na świecie bywają. Na pewno istnieje jakieś racjonalne wytłumaczenie. To przecież nie jest grób jakiegoś dziecka. Aż wyczuwałem namacalną wdzięczność, chociaż akurat tego typu odczucie, mogło być tylko złudzeniem. Nie mogłem tak stać w nieskończoność. Chciałem akurat odejść, gdy nagle usłyszałem za sobą kroki. Nawet mnie trochę strach ogarnął, tym bardziej, że zaczęło zmierzchać i wiatr był coraz dotkliwszy. Jakby szło na burzę.

 

Próżne byłe moje obawy. Do pomnika podeszła jakaś kobieta, z bukietem świeżych kwiatów. Włożyła do wazonu i z butelki, którą przyniosła, nalała wody. Stała tak przez chwilę, jakby znowu coś na nowo przeżywała. Dopiero po chwili zauważyła, że przy niej stoję. Po prostu nie mogłem nie zadać pytania.

 

– Najmocniej przepraszam, ale czy może mi pani powiedzieć, o co w tym chodzi. No wie pani… ten pomnik. Interesują mnie tajemnice z przeszłości. Za pewne dla innych, to żadna zagadka, ale dla mnie, jak najbardziej. Oczywiście nie musi pani mówić, jeżeli pani nie chce. Po prostu odejdę i nie będę głowy zawracać.

– Chętnie panu opowiem, ale trochę to potrwa. Ma pan czas?

– Nigdzie mi nie spieszno, w tej chwili.

– Ma pan szczęście, bo dzisiaj jest rocznica. Ja już tutaj nie mieszkam, ale kiedyś mieszkałam.

– Zakładam, że jako dziecko?

– Tak. Przejdę od razu do meritum sprawy, bo widzę, że pan faktycznie zainteresowany.

– Niewątpliwie.

 

– Mieszkaliśmy niedaleko, od tego miejsca. Rodzice kupili mi na szóste urodziny, piękny wózek i trzy lalki. Co prawda, ów pojazd nie był okazały, ale wtedy dla dziecka, stanowił prawdziwe cudo.

– Aż trzy?

– Co?.. no tak... aż trzy. Rodzice bardzo mnie kochali. Lubili patrzeć, jak wyjeżdżam codziennie z inną lalką na spacer. Nigdy nie brałam wszystkich trzech jednocześnie. Tylko niestety po jakimś czasie, jedną lalkę zaczęłam wprost nie cierpieć. To była taka prawdziwa, niczym nie zamącona dziecięca nienawiść. Nie pamiętam dokładnie dlaczego. Tak to z dziećmi bywa. A przynajmniej tak było ze mną. Rodzice byli załamani, moim zachowaniem. Nie mogłam znieść jej widoku, ale mimo wszystko, co trzeci dzień, wiozłam ją we wózku na spacer. Z tego co pamiętam, to życzyłam jej wszystkiego co najgorsze. Chociaż jak już wspomniałam, nie było żadnego racjonalnego powodu po temu, żebym miała ją aż tak nie lubić.

– I jak sądzę, pewne zdarzenie… tak?

– Właśnie. Rodzice zawsze ostrzegali, żebym nie przejeżdżała na drugą stronę jezdni, bo mogę wlecieć pod samochód.

 

Tamtego pamiętnego dnia, miałam w wózku tą najbardziej nielubianą. Dojeżdżałam do pobocza, wściekła na wózek, na nią i na drogę, gdyż straszne były nierówności i bardzo trzęsło. Postanowiłam przejść na drugą stronę jezdni, gdyż rosły tam przepiękne kwiaty, a ja chciałam nimi ozdobić dwie pozostałe lalki. Zaczęłam przechodzić zamyślona, widząc jedynie wspomniane kwiaty, ale gdy byłam w połowie jezdni, zauważyłam, że jej nie ma. Pomyślałam wtedy: rodzice mnie wyzwą, że ją zgubiłam. Muszę zawrócić.

 

Pobiegłam na pobocze, z którego wyszłam i w tym samym czasie, samochód uderzył w wózek. Mnie tam nie było, bo właśnie podnosiłam znienawidzoną lalkę. Gdybym po nią nie wróciła, to by mnie nie było na tym świecie. Wie pan, tak sobie myślę, że może ona wypadła specjalnie po to, żebym ją pokochała? Wiem… dziwacznie to brzmi... sama nie wiem, co o tym myśleć… tyle już lat minęło, a ja nadal nie wiem. A może rzeczywiście był to zwykły zbieg okoliczności, że jak zaczęłam przechodzić, to wypadła. Wiem jedno na pewno, że w ułamku sekundy, nienawiść przemieniłam w miłość.

 

Pokochałam ją całym sercem. Zmiana była radykalna. Jakbym dostała obuchem w głowę. Oczywiście, byłam wtedy dzieckiem, mogłam sobie to i owo wyobrazić… a może jakaś dodatkowa siła, wyrzuciła ją z tego wózka. Skąd mam to wiedzieć. To wszystko odbyło się bardzo szybko, jakby dopasowane w czasie. Po latach rodzice mi opowiadali, że siedziałam na poboczu, tuliłam lalkę, kiwałam się w przód i w tył i w kółko powtarzałam: kocham cię przepraszam. Do samego wieczora, nie chciałam ją wypuścić z rąk. Szczerze mówiąc, nie wiem, na ile ja tak dokładnie pamiętam, a na ile rodzice wiedzieli więcej, od jedynych świadków tego zdarzenia, a ja od nich.

 

– Jedynych świadków? To kto był tym drugim?

– Sąsiad. Wyjrzał przez okno, jak akurat zaczęłam przechodzić. Podobno coś do mnie krzyczał. Ale go nie słyszałam. Myślałam o kwiatach.

– To musiał widzieć, kiedy lalka wypadła i w jaki sposób.

– Był bardzo zdenerwowany. Tego szczegółu nie zapamiętał. I tak co roku, przyjeżdżam tu w rocznicę, a czasami częściej, jeżeli tylko mogę.

– Rozumiem, że ma pani ową lalkę do dziś, jako drogocenny skarb, bliski pani sercu?

– Nie uwierzy pan. Nawet pan pomyśli, jak mogłam tak postąpić.

– Nie wiem co pomyślę, dopóki pani nie powie.

– Podarowałam temu kierowcy.

– Kierowcy?

– Ktoś mi po latach powiedział, że to ja wyszłam nagle na jezdnię. On nie był winien. Szczęście, że wtedy za szybko nie jechał. Był cały roztrzęsiony. Przez długi czas nie mógł się pozbierać. Wozi ją do dzisiaj w samochodzie.

– Nie tęskni pani za nią? Przecież dla pani, to była ważna pamiątka.

– Owszem, tęsknię. Nawet bardzo. Ale wie pan… ona mi życie uratowała. Kto wie, może uratuje także jemu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania