Opowiw *** LBnP↔63↔Gdy opadnie mgła
Przykucnięta w ciemnawym kącie, w smugach światła z odrobinkami kurzu, faktycznie grzeszy obrzydliwością. Na dodatek patrzy na niego, jakby chciała przeniknąć wzrokiem. Wyzwala zatrzymującą myśl, a ta szybuje pod sklepieniem umysłu i nie pozwala odejść. Maszkara cuchnie niemiłosiernie, a poza tym taka wstrętna, że nawet jego pokręcona wyobraźnia, nie pozwala oczom zrozumieć, na co właściwie patrzą. Jest czymś w rodzaju mgły. Nieustanie pulsuje, na przemian pęcznieje, kurczy mgielne ciało, jakby gardziła swoim kształtem, człowiekiem.
***
Wszedł do starego, opuszczonego magazynu. Zardzewiałe ramy okienne, z ostrymi szpikulcami powybijanych szyb, sprawiały wrażenie uśpionych, rudych wiewiórek. Coś go pchało w to miejsce. Przychodził dość często, tylko po to, żeby połazić, popatrzeć po kątach i wyjść. Lubił niepokojącą atmosferę, niczym rozlaną tajemnicę, którą ktoś zapomniał wytrzeć. Brudne skrawki świata, stada pajęczyn na wszelkiej maści metalowych rupieciach, dodawały jeszcze większej niesamowitości.
***
Zauważył to, jak tylko wszedł. Siedziało przy stercie powyginanych drutów. Chciał od razu uciekać, ale coś przykuło uwagę. Zastanowiło. Mgielne obrzydlistwo miało oczy. I te oczy były smutne. Takie przynajmniej sprawiały wrażenie. Zupełnie nie pasowały do reszty. Wstrętnej i paskudnej. Pomyślał, że gdyby podjęło atak, to nie miałby żadnych szans, przeżuty i wchłonięty do środka. Może jedynie kupka niestrawionych kości, by została.
A jednak siedział na metalowej, zardzewiałej skrzynce i nie próbował uciekać, nieustannie obserwowany. Czasami chłopiec schylał głowę, by na maszkarę nie patrzeć, lecz cały czas czuł świdrujący wzrok, jakby myślało, co z nim zrobić. Gdy tylko spojrzał przed siebie, widział nieruchome, prawie ludzkie oczy. I ta niepokojąca cisza.
***
– Pamiętasz matkę?
W pierwszej chwili nie wie, kto zadał pytanie. Po prostu usłyszał w głowie. Dopiero po chwili kojarzy, że nie jest sam. Tylko ono mogło zapytać.
– Mamę prawie nie pamiętam. Umarła jak byłem zupełnie małym.
– A wiesz w jaki sposób?
– ...
– Chcesz wiedzieć?
– A muszę?
– Nie… ale wolałbym, żeby tak.
– Czy mnie… straszysz?
– Jeżeli naprawdę nie chcesz, to ci nie powiem.
Zupełnie nie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby mama umarła jakoś dziwnie. Nie tak normalnie jak wszyscy.
– No i co. Chcesz wiedzieć ?
– No dobrze. Chcę.
– Tylko uprzedzam, nie będzie przyjemne.
– A co od ciebie może by przyjemne. Wystarczy spojrzeć. Mimo wszystko… powiedz.
– Została na śmierć pobita. Sprawcy siedzą teraz za kratkami.
– Mamę niewiele pamiętam, ale życzę im najgorszych rzeczy. Jak oni mogli pomyśleć, żeby zrobić coś takiego.
– Nienaturalnie zabrzmiała twoja reakcja. Jakbyś musiał wygłosić odpowiednią kwestię, pasującą do sytuacji.
– To z nerwów.
– Czyżby? No właśnie. Myśleli w tym czasie. Niestety. Możesz mi pomóc, jeżeli zechcesz?
– Pomóc? Takiej szkaradzie? Przecież nie wiem nawet kim jesteś. A jeśli kłamiesz i to ty zabiłeś moją matkę.
– Ja? A niby jak? Jestem tylko kawałkiem mgły.
– Takie obrzydlistwo do wszystkiego zdolne. Chyba rzygnę na ciebie.
– No cóż. Rzygaj. Już gorzej wyglądać nie będę.
– ...
– Jestem ich myślami i odwrotną stroną sumienia. Tylko oczy są moje.
– Odwrotną stroną?
– To taka, które dręczy, ale człowiek ma to w dupie.
– Nie dosyć że maszkara, to jeszcze wulgaryzuje.
Nie wie zupełnie co robić. Przecież może w każdej chwili uciec. Ciało szkarady takie… rozlazłe, że raczej ścigać nie będzie. No tak. Bo niby w jaki sposób, jak samo przyznało. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał. Co za głupoty mu wciska! Gatka brudna szmatka.
– Wiem, że trudno zrozumieć i wątpię, byś uwierzył w to co usłyszysz. Jestem zlepkiem brudnych myśli, które mieli w głowie, kiedy bili twoją matkę, a na które nie miałem żadnego wpływu. Dlatego wyglądam jak wyglądam. Moje niby ciało jest jakie jest. Obrzydliwe. Na dodatek bardzo męczące.
Codziennie przeżywam ten sam koszmar, lecz nie mogę rozproszyć samego siebie. W pierwszej fazie nie było tak strasznie. Nawet mogłem spojrzeć z szerszej perspektywy. Niestety. Z każdym dniem wyglądałem paskudniej. Mogłem już tylko siedzieć w ukryciu. Widziałem ciebie, ale nie chciałem straszyć. Jednak nie mogłem dłużej wytrzymać. Pomyślałem, że może mi pomożesz.
– Pomóc? Chyba wierzę, że jakoś tam cierpisz, lecz jak mógłbym pomóc? No jak?
– Odpowiedź jest prosta, lecz realizacja trudna. Bardzo.
– Czyli...
– Wybaczyć.
– Niby komu?
– Wybaczyć im, że zabili twoją matkę.
– No nie! Pogięło ciebie, czy co?
– Uprzedzałem, że trudna.
– A mama wybaczyła?
– Nie jestem myślami twojej mamy. A nawet gdyby, to odeszły razem z nią. Jej nie wskrzesisz, lecz ze mnie możesz zdjąć cierpienie. Rozproszyć w nicość.
– Czego ty ode mnie żądasz? Mgła ci na mózg padła.
– Bywa, że we mgle trudniej zmylić drogę. Nie widać fałszywych drogowskazów. Jest jakby naszym umysłem, w którym błądzimy lub nie.
– Właściwych też.
– Co? No tak. Owszem. Jeśli nie przewędrujesz całej, możesz nie wiedzieć, czy była właściwa, dopóki mgła nie opadnie.
– Czyli żądasz ode mnie niemożliwego?
– Nie żądam, tylko proszę. Zrozumiem, jeżeli odmówisz. W końcu kim jestem dla ciebie. Nikim. Cuchnącym brzydactwem. Jeżeli jednak uczynisz to… częściowo, to próżny trud. Nie możesz przebaczyć trochę, bo tylko pogorszysz sprawę. To już lepiej wcale. Rozumiesz?
– Nie. Pokrętnie gadasz.
– Jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć. Czasami, w takich sytuacjach, dochodzi do… przeniknięcia.
– Co to znaczy?
– Lepiej dla ciebie, żebyś nie wiedział.
– A jednak straszysz.
– Nie. Mówię jak jest. No więc co?
– Z czym?
– Wybaczysz?
***
Spowija go biel tak gęsta, że coś na kształt oddechu ma problem z przydatnym wspomaganiem. Mgielne zimne włosy, dociskają krawędź umysłu do ostatnich cząsteczek myśli, stanowiących przezroczyste rozbłyski tożsamości. Nagle jest na jasnym stadionie, wypełniony po brzegi zamglonego horyzontu. Trwa mecz. Tak naprawdę zauważa owe zjawisko, kreowane przez cienie niewidzialnego światła i obiektów poprzedzających. Dlatego mimo wszechobecnej bieli, widzi kształty i wie, że coś o coś jest grane. Wokół wszystko wiruje. Zmienia kształty. Czuje wewnętrzne przeistoczenie. Dostrzega wysoki filar w znajomym bucie. Zostaje wykopnięty na aut. Po chwili czasu, słyszy: spalony. A gdy mgła opada, zostają tylko popiół i oklaski.

Komentarze (6)
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/#reply
Zapraszam do oddania głosów.
Pozdrawiam.
"niczym rozlaną tajemnicę, którą ktoś zapomniał wytrzeć"
"Bywa, że we mgle trudniej zmylić drogę. Nie widać fałszywych drogowskazów." - najlepsze (subiektywnie) fragmenty, jak zawsze :)
"Tylko uprzedzam, nie będzie przyjemne.
– A co od ciebie może by przyjemne. Wystarczy spojrzeć. " - ach, ta dziecięca szczerość :))
Mocne. Trudne. Cieszę się, że przeczytałam.
Ale przeskok na koniec. Czy właśnie doszło do tego... przeniknięcia?
Pozdrawiam :)
To szczerze dwa dawne teksty, trochę zmienione. A "przeskok" niejednoznaczny raczej:)
Pozdrawiam😆:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania