Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r 11 [2]

U Mirki w szkole obowiązywał taki przepis, że maturzysta ma mieć wszystkie zęby zdrowe, Czekały więc z Pauliną w bocznym, szkolnym korytarzu, w długiej kolejce, przed gabinetem A że nie było czasu wcześniej przeczytać listu od Adama, dziewczyna pochłaniała jego treść, a kiedy skończyła, przytuliła się do przyjaciółki i rozpłakała.

– – Co się stało, Mireczko?

– - Ach ,jestem taka szczęśliwa – wyszeptała.

– Co on takiego napisał, że jest i do śmiechu i do płaczu?

-Pisze o wielu sprawach, wspomina nasze pierwsze spotkania..

– Długo chodziliście ze sobą?

– – Właściwie to wcale nie chodziliśmy. To może się wydąć dziwne, ale skądś wiedziałam, że on będzie mój. Od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam, a byłam wtedy smarkata. Najgorsze przyszło później i czekanie i utrata nadziei.. Z Bożą pomocą wytrwałam.

– Skąd można wiedzieć, że dany mężczyzna będzie twój? O takim czymś to tylko w książkach można przeczytać.

– Będziesz moją druhną, Paulina i zobaczysz, że nie tylko w książkach. Jak myślisz, Danka przyjmie zaproszenie?

– Myślę, że nie. Teraz ma w głowie egzaminy na uczelnie, no i karierę w przyszłości. Zauważyłaś, że przestała sprzątać?

– Ty w każdym razie nie zawiedziesz? Gdybyś tak przyjechała na dzień, dwa przed, bardzo byś się przydała.

– Bądź spokojna, przyjadę! - i nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo wyszła pielęgniarka i wywołała jej nazwisko.

Koledzy i koleżanki zapomnieli o bożym świecie, bo zdawali maturę; a dla Mirki były to tylko nudne procedury zabierające cenny czas. Najważniejszy był bliski powrót Adama i przygotowania do wesela.

List od ukochanego utwierdził ją w przekonaniu, ze dobrze postanowiła ze ślubem Częstochowie. Pisał, ze kupił piękny kostiumik i równie piękny strój dała ciocia Rozalia. Jakiego zamętu niechcący narobiła, ciocia dowiedziała się z oszczędnych w szczegóły listów brata, resztę wyjaśnił sam Adam. Zła sama na siebie, zadała sobie sporo trudu, by Adasia odnaleźć. Najpierw szukała go pod stary adresem, niedaleko placu targowego Maubert-Mutualite, tam gospodyni podała jej nowy adres przy Beulevard St-Michel. By przypieczętować pojednanie – zaprosiła młodych na miesiąc do siebie..

Gdy Mirka rozradowana oznajmiła w domu, że Adam przywiezie francuskie stroje ślubne, mama tylko machnęła ręką i zawołała córkę do pokoju. Wyjęła z szafy śnieżnobiały materiał, właśnie zamierzała szyć suknię ślubną. Mirka przytuliła się do mamy, obie miały oczy pełne łez. Wszedł tato, popatrzył, pomógł wybrać model z żurnala i zaproponował;

- Jadę do Szczecinka, jedź ze mną kupisz sobie welon i co tam jeszcze zechcesz i będziesz umundurowana. Dziewczyna przytuliła się do ojca

– – Jesteście tacy kochani, tacy dobrzy, dziękuję.. Tato tyko poklepał ją po ramieniu nie ryzykował żadnych słów, by nie pokazać wzruszenia.

Wieczorem przyjechał doktor Zalewski, by podać liczbę gości, którzy będą na przyjęciu po ślubie cywilnym i tych, co zamierzają jechać do Częstochowy. Przyznał się, że oboje z żoną odliczają dni do powrotu Adama. Mirka wyjęła z torebki kalendarz w którym wykreślała mijające dni. Popatrzyli sobie w oczy i pierwszy raz uśmiechnęli się do siebie. Przyszły teść zaproponował, by Mircia jechała z nim do Stargardu. Byłaby okazja, by się lepiej poznać, no i razem wyjechaliby po Adasia do Warszawy.

– Bardzo chętnie skorzystałabym z gościny, tylko że po drodze mam parę drobnych spraw do załatwiania - - odpowiedziała z lekkim uśmiechem – muszę zdać ustny z geografii, przygotować i wygłosić mowę dziękczynna po rozdaniu świadectw i jechać z tatą do Częstochowy.

– No i musisz nam pomóc zagrabić podwórko – dodał poważnie Piotruś.

– A chłopcy to pójdą i pobawią się na dworze - wkroczyła mam a.

– Tylko wyjdźcie, tylko nie przeszkadzajcie – już mam dosyć tego żenienia ! - zawołał Piotrek z sieni.

Doktor pił kawę i uśmiechał się, jak się mamie zdawało dosyć przychylnie. Odjeżdżając ponowił zaproszenie:

- Jak się uporasz z tymi , swymi sprawami , to koniecznie przyjedź. – przytulił Mirkę i szepnął: córeczko.

Nastała susza. Zboża marniały, w ogródkach dzień w dzień trzeba było podlewać, by warzywka przetrwały. Wszyscy czekali na deszcz.

U Lisów trwał remont; meble wynieśli na podwórko, a w pokojach schły ściany. Lisowa swoim zwyczajem martwiła się na zapas, że skoro teraz tak przygrzewa, to na samo wesele przyjdą deszcze. Pan Piotr póki co cieszył się ,że w Częstochowie wszystko pozałatwiali bez przeszkód, cierpliwie czekał końca bałaganu. W końcu wymęczeni do granic możliwości odetchnęli – wszystko wróciło na swoje miejsce, a mieszkanie było takie ładne, że sąsiadki przychodziły oglądać i podziwiać.

Mirka nareszcie mogła pojechać do Stargardu. Hołubiona, goszczona i obsypywana podarkami, nie mogła się nadziwić, że aż tak rozgorzały, przedtem chłodne uczucia przyszłych teściów Skoro świt wyjechali ze Stargardu, by dotrzeć na czas.

– .

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • befana_di_campi 15.02.2020
    Coś za dużo tych "przytulań" / "przytuleń"?...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania