Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r.19[4]

Po jej wyjściu Mirka siedziała długą chwilę z twarzą ukrytą w dłoniach, bliska płaczu.

- Nie desperuj tak, córcia.Melania już taka jest, przecież pamiętasz; nikomu nie przepuści i na nikogo nie zważa.

- Ale mogliśmy się pofatygować po powrocie. Wszystko inaczej by wyglądało. Zamiast pomóc Waldkowi, pogrążyliśmy sprawę zupełnie.

- E,tam, pogrążyliście! A co więcej ty, albo Adam byście wskórali w sierpniu? Starzy Zalewscy gościli u nich przez trzy dni; któregoś wieczoru Marynia zaszła do nas na pogaduszki. Mówiła, że z Melanią jest taki kłopot, że nie chce przyjąć do wiadomości, że Waldka i tę panią, która na zdjęciu stoi obok niego, może coś łączyć. Myśli, że jak pokrzyczy, nóżką tupnie, to coś zmieni. Moim zdaniem, to chłopak przez nią wyjechał i przez nią bierze sobie starszą, by była i żoną i matką.

- Od kiedy pamiętam, ten chłopak był dziwnie chowany - z jednej strony spełniali jego zachcianki, a z drugiej nie mógł mieć swego zdania - dopowiedział tato, wyraźnie rozdrażniony wizytą Łukowskiej. Nie tak sobie wyobrażali wizytę młodych, nie o takiej gościnie marzyli przez długie tygodnie czekania. Ktoś nieśmiało zapukał do drzwi.

- Można ? - Grzelakowa stała w progu, a za jej plecami chował się zawstydzony chłopaczek.

- No co ty, Krysia. wchodź, nie stój w sieni.

- A bo gości macie, nie chciałabym przeszkadzać, ale muszę. Mirka wstała i serdecznie witała sąsiadkę.

- No daj rączkę. Jak się nazywasz mały elegancie?

- Bartos Rogowski - odparł cicho chłopczyk.

- Dawno żeśmy się nie widziały, proszę siadać - zapraszała.

- Z miłą chęcią bym posiedziała, pogadała, ale mam mało czasu, muszę iść do obory, a małego nie mam z kim zostawić.

- Jak to do obory? Przecież jesteś na chorobowym - zdziwiła się Lisowa.

- No jestem. Mam zwolnienie na cały miesiąc. Popatrz , Mirusia. jak mi reumatyzm palce powykręcał. Przez to wzięłam Bartka na ten czas do siebie. U Helci małe w lipcu się urodziło; i budowa i gospodarstwo i maluszek -to chcę ich trochę odciążyć. A do obory idę za Bernasiową. Była i prosiła, aby za nią robić dziś i jutro.

- Tu mieszkają jacyś Bernasiowie? - gość usiłował przypomnieć sobie takie nazwisko.

- Ty ich nie znasz, córcia. oni tu mieszkają od wiosny, w tym długim bloku za kuźnią. On traktorzysta a ona w oborze pracuje.

- Bardzo porządni ludzie, tylko syn nic nie wart - dopowiedziała Gzzelakowa. - żonę z porodówki przywiózł i poszedł pić. A w tych starych czworakach koło pałacu, to w piecach trzeba palić, jak i u nas. Po wodę do kranu chodzą dobre sto metrów. No to Bernasiowa mówi, ze tak synowej nie zostawi, tym bardziej, ze u nich jest też drugie dziecko najwyżej półtora roczne.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania