Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 15 [2]

– Później szefowa pojechała do Warszawy, a myśmy odwiedzili ciotkę pod Radomiem – dodała Werka z ciężkim westchnieniem. –

Chodź Łusia do nas , co tam jeszcze szykujesz, wszystkiego jest dosyć - wołał żonę tato.

– Wyjrzałam na dwór, a tam deszcz zaczyna padać. Piotrek wziął dzieci do parku, w samych sweterkach. Idę po nich.

– Młodzież szykuje plac pod boisko do siatkówki, Stefka z naszymi też tam poszła – Werka zerwała się z krzesła – tak to w kwietniu jest, dopiero przypiekało i naraz zmiana. Nich pani zostanie z gośćmi, ja polecę i całą gromadę przyprowadzę.

Wojtek też zamierzał wyjść, wyjął portfel., żeby zapłacić za wózek.

– My żadnych pieniędzy nie weźmiemy, niech dobrze służy synkom – powstrzymała go Mirka – proszę usiąść, spokojnie poczekać, czegoś jeszcze sobie nałożyć.

– Skoro tak, to wypijmy po kieliszku; wódka ziołowa kupiona w Radomiu – i postawił na stole ozdobną butelkę. Wypili i gościowi język się rozwiązał, zaczął opowiadać o wizycie u ciotki.

– Mieliśmy wielką nadzieję na dobre nowiny i bardzo się zawiedliśmy. Przyszła pani Dudkowska do siostry, usilnie prosiła o pieniądze na podróż, że postanowiła wrócić do rodziny. Była niespokojna i ogólnie nie podobna do siebie. Jak już dostała gotówkę, zaraz wyszła, nawet herbaty nie dopiła. A na dole czekało dwóch dryblasów, wzięli ją pod ręce i gdzieś poprowadzili. Ciotka mówiła, że sama mało nie umarła ze strachu, że i na nią ktoś może czekać przyczajony.

– A mąż, a rodzina? Nikt się tym nie zainteresował, na milicję nie zgłosił?- pytał Adam z niedowierzaniem.

– Ach , ten mąż, to osobna historia – rzekł Wojtek i znów napełnił kieliszki.

– A co to za ludzie? Gdzie mieszkają? Pracują gdzieś? – zaciekawił się Lis. – Radom się rozbudowuje, niektóre , okoliczne wioski już są w obrębie miasta. Tak będzie i z tym osiedlem; na razie to ni wieś ni miasto. Ale na mój rozum to z tym wujostwem jest coś nie tak. On pracuje w tartaku, gdy tam byliśmy nie miał czasu, by z nami chwilę pogadać. W czasie obiadu – on z synem ucztował w pokoju, a my z ciotką w kuchni. Gdy Werka delikatnie zapytała, czy u nich zawsze tak jest odrzekła, że jeszcze jakiś czas się pomęczy, a później i ona będzie panią, bo się szykuje wielka zmiana.

– Jaka zmiana ?zapytali słuchacze.

– Ciotka wyjaśniła szeptem, że on chodzi na tajne zebrania i tam ich przygotowują do tego nowego . Kto przystąpi do tego ruchu, będzie sobie mógł wziąć na własność na przykład tartak, albo, co zechce.

– Czy oni wszyscy tam są nienormalni? – tato popatrzył na Wojtka, czy już się upił, że takie głupoty wygaduje.

-Na studiach miałem kolegów, jak to się mówi- z wyższych sfer. Oni też napomykali, że ich ojcowie – właściciele fabryk, majątków ziemskich, organizują się, by nastał taki ustrój, że im to wszystko zwrócą. Nawet ojca namawiali do tego, ale odpowiedział: Mam chleb, nie będę szukał bułek! – wtrącił się do rozmowy Adam.

– Jak w sam raz rząd na to pozwoli ! – zakpił tato. Wróciła Weronika, ale sama.

– Gdzie dzieci ? - zapytała Mirka gotowa biedź na poszukiwanie.

– Jak tylko spadły pierwsze krople deszczu babcia Zahotowa w te pędy pobiegła do parku i zwinęła całe towarzystwo do siebie. Właśnie zaczynają malować jajka.

– I Piotrek też tam poszedł? – tato uniósł brwi – Tu by się przydał, pomógłby w obrządkach.

– A ten drugi?

– Paweł przecież w internacie, jutro przyjedzie – wyjaśniła mama.

Panowie poszli wyjąć wózek z samochodu. Weronika dokończyła swoją porcję bigosu i zamierzała wyjść, ale mama wypowiedziała głośno, co ją nurtowało.

– Jak by ciotka wtedy, na świeżo wezwała milicję, to była szansa, by matkę uwolnić i tamtych schwytać.

– Ona do dziś dnia trzęsie się ze strachu na samo wspomnienie, ale ja byłam w Szczecinku na Komendzie, jak wróciliśmy. Znów mi obiecali, że wznowią poszukiwania. Daj Boże, bo czarno widzę przyszłość mojej mamy. Ona nie ma grosza, to nasza Alka dysponuje emeryturą po ojcu. Jak tamci tak potrzebują grosza, to co czeka mamę - ma swoje lata i z opowieści ciotki wynika, że jest chora. Tylko, że na początku, jak się związała z tą, bodajże, Wspólnotą Zbawicieli Świata, była zdrowa, normalna i wiedziała, co robi; a jednak nas zostawiła i wyjechała gdzieś w cholerę! A przecież Paulinka, co jest u Justki w Zalipiu nie miała wtedy nawet pięciu lat, a Dominik siedem. Weronika wytarła zalane łzami oczy i poczęła się żegnać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania