Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r. 22.[3]

– W kuchennym oknie paliła się gromnica, rodzice siedzieli przy stole i odmawiali różaniec. Domostwa tonęły w ciemnościach, gdyż nie było prądu. Na warkot samochodu wybiegli oboje i nie bacząc na to, ze mokną w ulewie, wyciskali całe towarzystwo i pomogli pownosić rzeczy.

– Mama nie wyrzekała, jak zwykle: A nie mówiłam , nie prosiłam... W milczeniu dziękowała Bogu, że nareszcie ma ich wszystkich przy sobie.

Pan Markowski nie dał się zaprosić choćby na herbatę, obiecał, że w najbliższym czasie przyjedzie z żoną i wtedy się posiedzi i pogada. Wczasowicze dziwili się niezmiernie, że jeszcze nie ma dziewiątej, im się zdawało, że północ dawno minęła. W końcu ogrzani, nakarmieni, pokładli się spać – a kołysani spokojnym już szumem deszczu posnęli wkrótce słodkim snem.

o Nazajutrz świat wymyty do czysta cieszył się pięknym słoneczkiem. Mimo to, u Lisów było dosyć burzowo – przyjechała babcia Henia! Zbeształa zaraz od progu córkę, ze przetrzymuje brata, a przecież każdy głupi wie, że żniwa się zaczynają i chłopak potrzebny jest w domu.

o Obecność starszej pani wymiotła domownik z mieszkania. Pani Lusia z Mirką poszły do pałacu, do Stasi Fabisiakowej, żeby wziąć miarę przed uszyciem bluzki , no i posiedzieć, ile się da. Zaś tato z synami wybrał się do Zalipia po rowery, żeby za wcześnie nie wracać, mieli jeszcze po drodze załatwić drewno na opał u leśniczego.

Pani Henryka wzięła syna do pokoju i rzucając mu na ręce części garderoby, kazała się pakować.

o Adam od rana gościł u wujostwa, wujek co prawda odsypiał źle przespaną noc, ale ciocia była w doskonałej formie; chętna do pogawędki. Gdy Adam zapytał o Waldka, ciocia rozpromieniła się.

o – Nie wiem, czy słyszałeś, on się dostał, tak, jak sobie wymarzył… na Akademię Górniczo-Hutniczą do Krakowa! Chwilę milczała, czekała, że padnie pytanie co z Brygidką. Adam znał odpowiedź, więc nie pytał; ciocia sama podjęła ten temat.

– Od jakiegoś czasu chodził, jak struty i to też się szczęśliwie rozwiązało. Spotkał kiedyś w parku dziewczynę z tym waszym powinowatym.

o – Wiem, z Szymonem.

– Bardzo ładnie się zachowali, gratulowali mu indeksu , życzyli sukcesów na uczelni. Na koniec ten Szymon, czy jak mu tam, powiedział, że są po słowie i że zamierzają się pobrać. No to teraz Waldek im gratulował i życzył szczęścia. Mówię ci, Adam, synowi jakby kto wór z pleców zdjął, tak mu ulżyło!

Adam wrócił do teściów i korzystając z ciszy w domu zabrał się za tłumaczenie wyników badań, jakie poczyniono w ramach współpracy z polskimi badaczami nad szczepionką na białaczkę. To był plon wizyty doktora w Polsce. Związał się bowiem z koncernem farmaceutycznym i na jego zlecenie pracował. Tą pasją zaraził i młodego adepta medycyny.

Spokój w domu był pozorny, w sąsiednim pokoju babcia rozmawiała z synem. Szymek od dziecka był cichym pokornym dzieckiem, więc w prawdziwe osłupienie wprowadziła matkę stanowcza i ostra odmowa powrotu do domu. Wróciłby, ale pod jednym warunkiem. Babcia była tak wzburzona, ze wprost zaniemówiła z emocji.

– A jakie to warunki chcesz mi tu stawiać kawalerze? Chłopak mocował się chwilę z sobą, wreszcie drżącym głosem oznajmił;

o - Ja tu poznałem pewną dziewczynę i ona zgodziła się zostać moją żoną... Jeśli się na to zgodzisz ty i tato, to jutro jedziemy do domu.

Matka ochłonęła już z nieco z gniewu i słuchała tego z taką miną, z jaką się słucha dziecięcych niedorzeczności. Wysłuchawszy zapytała:

- A jak się nie zgodzimy?

– To do domu nie pojadę! – odpowiedział z takim wyrazem twarzy, jakiego matka nigdy u niego nie widziała. Zaszokowana brnęła dalej:

- I gdzie ty byś poszedł, synu?

– Mało to majątków dookoła? Już przepytywałam, robota jest i mieszkanie by się znalazło. Przyglądała się synowi niezmiernie zdziwiona, działo się coś na co nie miała wpływu. Nie mogła, jak przywykła od zawsze, pokierować całą tą sytuacją.

– Zrobiłbyś to? Zostawiłbyś nas samych? – zapytała a głos począł się jej załamywać.

– No to też proszę i tłumaczę, żebyś się zgodziła. Pni Henia wpatrywała się w twarz syna nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy.

– A co to za dziewczyna?

– Sąsiadka , Brygidka Grzela.. – ale nie dokończył, bo matka podbiegła, chwyciła go za ramię i z trwogą w głosie zapytała.

– Ta, co się truła?

– Ta sama, ale mamo...

– O, mój Boże, mój Boże! – babcia siadła na krześle i chwyciła się za głowę.

– Mamusiu, to jest dobra, porządna dziewczyna! Podli ludzie tak ją prześladowali, że życie jej obrzydło, dlatego. Ale jest śliczne dziecko i ona już wyszła z najgorszego.

– Przestań! – Szymon zamilkł przestraszony wyglądem rodzicielki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania