Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r.1[1]

Od kiedy tato Lis przeszedł na emeryturę. mama zostawiała go na gospodarstwie, a sama jechała do dzieci.Najczęściej gościła u Pawła. Młodzi dostali mieszkanie w budynku stacyjnym, pięknie go wyremontowali i urządzili; jeśli na coś można było narzekać, to na cogodzinny odgłos przejeżdżającego pociągu. Przywykli i w zasadzie tego nie słyszeli.Paweł piastował zaszczytną funkcję - zawiadowcy stacji.Synek skończył sześć lat i był prawdziwą pociechą.Wszyscy razem troszczyli się o siebie nawzajem i byli bardzo szczęśliwą rodziną.

-U Mirki zrobiło się jakoś mniej przytulnie i rodzinnie.Henio uczył się w technikum leśnym, raz w miesiącu przyjeżdżał z internatu do domu. Jagusia zamieszkała z ojcem w Poznaniu, poszła do ogólniaka. Bywało, że i dwa miesiące nie przyjeżdżała do Rostowa, wciąż czymś bardzo zajęta.

Rodzice Wielkanoc spędzili u Pawła, a pod koniec miesiąca mama udała się do Zalewskich. Na miejscu okazało się, że źle trafiła - nie było ani Mirki, ani Reni. W związku z awarią reaktora atomowego w Czarnobylu, zarządzono powszechną akcję podawania dzieciom jodu. Renia pomagała rodzicom przedszkolaków Mirka czekała ze swoją klasą w gigantycznej kolejce przed przychodnią. Mamie, co prawda obiło się coś o uszy, że doszło do takiej katastrofy, ale uważała, że to daleko i że najbliższych nie dotknie. Dopiero Adam, gdy przyjechał pod wieczór, wytłumaczył teściowej, co się stało. Dodał też, że cała akcja jest spóźniona i pewnie mało skuteczna,gdyż nasze władze ukrywały przed społeczeństwem skalę zagrożenia.

- Ale, co ty opowiadasz?! Gdzież by kto miał sumienie tysiące ludzi, dzieci narażać na utratę zdrowia. Zastanów się, co mówisz.

- Widzę, że mama wierzy tak w nasze władze, jak w Ewangelię. - zakpił.

Pani Lusia poczuła się urażona i nawet nie skomentowała, że zięć planując przechadzkę po lesie wpierw wziął kąpiel i zmienił koszulę.

Skrzętnie ukrywane schadzki z panią Klarą trwały nadal. Adam, jak alkoholik, wciąż podejmował postanowienie, że z tym skończy, lecz, jak tylko nadarzyła się okazja gnał, by kochankę choć zobaczyć. Mirka uważała te wyprawy do lasu, jako niegroźne dziwactwo. - jak go to odpręża, to niech sobie pospaceruje godzinkę, czy dwie - myślała nieraz.Teraz sytuacja była niezręczna , ze względu na odwiedziny matki. Gdy przyszło do rozmowy na ten temat, broniła męża.

-Wszystko czuć tymi odczynnikami z laboratorium, dlatego się przebiera, przewietrzy się i wróci spokojniejszy i grzeczniejszy - usiłowała zamienić wszystko w żart.

- Czemu on Jagusi nie wziął ze sobą do domu? To jeszcze za młoda koza, żeby jej tak dawać wolną rękę. - wyłuszczała swoje zastrzeżenia nie bacząc na minę córki.

- Oj mamo, prędzej, czy później wymknie nam się spod kontroli, trzeba mieć zaufanie do dziecka i żeby uniknąć dalszych uwag zagadnęła:

- A co u Piotrka, daje radę z egzaminami? Niedługo koniec, pewnie ma ciężko.

- Zimą miał poprawkę z jakiejś etymologii, ale już wszystko naprostował. Ostatnio dałam wałówkę dla niego Stefci. Narzeczony miał ją zawieźć, to chętnie wzięli. Co to za dobre, spokojne i uczciwe dziewcze, to ze świecą poszukać. Węszył daleko , a pod bokiem był istny skarb - westchnęła mama.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania