Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 9 [4]

– U starych Rogowskich żniwa, u młodych budowa domu – pełne ręce roboty. Jasiek dopiero w sierpniu ma przyjechać, no to dziadek tu gospodarzem. Mówiłam ci, że Sabina była? Wracała z wczasów w Kołobrzegu i zajechała; no i od tego czasu dziadek jakiś nieswój.

Mama zdjęła bliźniakom sandałki, nałożyła lekkie bamboszki, które oni zaraz zdjęły i ruszyły na pokoje na bosaka.

– Cicho łobuzy, bo dziadka obudzicie! – uspakajała matka.

– No i co, kolacji nie jadł, a ja sałatki narobiłam; dobrze, że chłopcy trochę sobie wzięli na to czuwanie.

Gdy wreszcie bliźniaki posnęły, można było spokojnie pogadać, tylko, że obie były już bardzo zmęczone. Mirka stanęła jeszcze przed otwartym oknem, popatrzyła w gwieździste niebo, oddychała pachnącym maciejką powietrzem i falami napływały wspomnienia lat tu przeżytych.

– Co tak stoisz? Zamykaj okno, bo komarów najdzie; dzieciaki poodkrywane, a od okna ciągnie – niecierpliwiła się mama.

– Aż żal zamykać. Noc taka piękna, pachnąca; księżyc jaśniuteńki – ociągała się zapatrzona w dal.

– No i dobrze, że księżyc wyraźny, pogoda na żniwa potrzebna... – rzekła mama i widocznie zasnęła, bo pytanie córki, czy są jagody, zostało bez odpowiedzi.

Nazajutrz po ranny deszczyku nastał piękny, ciepły dzień. Krzątały się przy warzywach, gdy nadjechał rowerem tato.

– O, proszę; to już do pałacu nie można na własnych nogach, trzeba rowerem? – żartowała córka.

– Dzisiaj rower bardzo mi się przydał – odrzekł tato poważnie – Najpierw załatwiałem sprawy z kierownikiem budowy, później musiałem pojechać do magazynu z materiałami budowlanymi. Okna przywieźli, ale faktur do biura nie oddali. No i już myślałem, że odsapnę, a tu telefon z Zarządu – coś pilnego do dyrekcji. To ja na rower szukać Ludmiły.

– – A co oni dziś nie urzędują? – zapytała mama przygotowując mężowi śniadanie. Maćkowiak od rana na polu, przy kombajnach, a Ludmiła oprowadza po terenie dwóch inżynierów; zdaje się geodetę i architekta. Wybierają miejsce pod przyszłą oborę. – Muszę się posilić, bo dziś znowu późno wrócę.

– – A dajże spokój, człowieku – wczoraj po piątej, dziś znowu późno, nawet z córką nie pogadałeś!

– No przecież jeszcze nie odjeżdżają, jeszcze się nagadamy. Acha, jak kawalerka wstanie, powiedz im, że jest robota w magazynie. Fabisiak szuka ludzi do przewracania rzepaku, żeby dosechł.

– Na razie, niech pilnują tej działki Łukowskim, jak tamci wrócą to się zobaczy. Nic im nie będę mówić. Do tego Mirusia chce iść na jagody.

– Niech idzie, ale z jednym, drugi niech wartuje! – śmiał się tato kończąc posiłek. – Jak jeszcze nie wybrali lokalizacji, to im powiem, by obejrzeli pastwiska dla cieląt, jak się jedzie do Zalipia, tam by było idealnie.

– Oni są od tego, nie ty! Mało masz swojej roboty? Rower też daj Madejskiemu, niech jeździ w ten upał, gdzie trzeba!

– Boguś w Szczecinku, dziś i jutro nowe szkolenie.

– Co ci z zarządu mają w głowach? Gorący czas żniw, a oni zwołują nasiadówki!

Tato przygarnął małżonkę, zrobił oko do córki, która właśnie przyprowadziła dzieci i rzekł:

- Jestem pełen uznania dla twych rad, ale mogłabyś jeden dzień nie marudzić?!

Z powodu suszy, jak panowała przez ostatnie tygodnie, jagody były drobne i podsuszone. Mirka z Pawłem z wielkim mozołem napełnili dwulitrową kankę. Posilili się i postanowili, że nadłożą drogi, ale zajrzą na ulubiony zakątek nad jeziorem, gdzie przed paru laty biwakowali I właśnie tam, niedaleko kąpieliska znaleźli dolinkę z taką obfitością jagód, że postawali zadziwieni i zachwyceni! Duże, jędrne, dojrzałe owoce wprost oblepiały krzewinki.

– Dziś tylko nałamiemy gałązek, by dzieciaki cieszyły się obskubywaniem, a jutro z samego rana przyjedziemy tu z Piotrkiem – rzekła Mirka zajadając się cudownymi borówkami.

– No. Weźmiemy wiaderko, jagody są bardzo duże, będzie szło, jak złoto – odrzekł Paweł mocując się z gałązkami, które nie chciały się łamać. I tak ubolewając, że nie trafili tu od razu i ciesząc się na jutrzejszy zbiór, wracali do domu.

Las, zroszony deszczem z rana, nagrzany słońcem za dnia – teraz roztaczał odurzająco piękną woń. Rowery sunęły lekko wyjeżdżoną, leśną dróżką – sama jazda była wielką przyjemnością.

W domu czekała ich niespodzianka – przyjechał Adam! Rodzice Zalewscy stęsknieni i ciekawi nowin z urlopu na Węgrzech, zapowiedzieli się na niedzielę. Trzeba było wracać, by ogarnąć mieszkanie i przygotować coś dobrego do jedzenia dla wymagających gości. – A jagody ?! – wykrzyknął zawiedziony Pawełek.

– Najważniejsze, że wiesz, gdzie jest ta jagodowa dolinka. Namówisz mamę, tatę i Piotrka i to koniecznie w niedzielę, póki są i póki nikt tam nie trafił – uspakajała zawiedzionego brata, który pomagał jej pakować ubranka, zabawki i cały sprzęt, jaki tu przyjechał razem z bliźniakami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania