Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłośc t.II r. 12 [4]

– Rozmawiałam z Brygidką, ona chce, byście wszyscy razem zabrali się z nami do domu. Szymek przetarł zaspane oczy i czekał na dalszy ciąg.

– Prosiła byś przyszedł, pomógł wszystko spakować, pozanosić do samochodu..

– Chce, żebym przyszedł?! - Parę lat starszy, ale wujek - siadł na łóżku , machinalnie sięgnął po kanapkę i wpatrywał się w twarz Mirki.

– – No bardzo chcą, obie z matką. A Anulka, jak się dopytywał, gdzie tatuś, rwała się, żeby ze mną przyjść. Zgnębiony chłopina odwrócił głowę i długo wycierał nos.

– No to bądź gotów, ruszamy przed obiadem! – i Mirka sfrunęła na dół prawie nie dotykając schodów, taka była szczęśliwa.

Zalewscy obawiali się, że chwilowo zażegnany konflikt wybuchnie na nowo, że pasażerowie będą kłopotliwi. Ci siedzieli cichutko na tylnym siedzeniu, jeśli coś mówili do siebie to szeptem; a głośno tylko do dzieci. Szymek piastował na kolanach Anulkę, Brygidka zajmowała się Heniem.

– Dzień był mroźny i jasny, blade zimowe słoneczko oświetlało zaśnieżony świat; Adam uśmiechał się do żony, zadowolony, że tak dobrze wszystko się ułożyło. Szybko dotarli na miejsce. Dziadkowie wyszli na podwórko i serdecznie, radośnie witali gości. Święta spędzili tylko we dwoje, bardzo radzi byli przybyszom. Babcia zaraz zawinęła się koło obiadu, popatrywała na drzwi, czekając na syna i synową; a że ci poszli do siebie i przepadli, wysłała Mirkę, by ich przywołał na wspólny posiłek. Brygidka przyszła z córeczką, ta przytargała torbę pełną zabawek – synowa przeprosiła, że oni nie głodni i że muszą się rozpakować.

– A cóż to za nowe zwyczaje? – oburzyła się babcia – tyle dni odpoczywali, zamiast przyjść , pomóc, poopowiadać poszli i siedzą, jak borsuki!

– Niech sobie posiedzą sami ze sobą; wciąż byli między ludźmi, może im się uprzykrzyło – rzekł Adam dyplomatycznie.

– U Grzelakowej roboty nie brakuje, oni tam nie leżeli, tylko pomagali – dodała Mirka. Dzieci , ledwo skończyły obiadek, poszły się bawić do pokoju dziadków. Był sposobny czas, by opowiedzieć o całym ciągu perypetii, jakie mieli z synem.

– – Calutką jesień żeśmy się z nim kłopotali; mało co nam pomógł przy wykopkach, tylko go gdzieś diabli po wsi nosili. Brygida się zamartwiała, że to przez nią; to mądra dziewczyna i jemu i nam nieraz powtarzała, że ona nie ma żalu, ani pretensji, że nie mają wspólnego dziecka. Mówiła, że rozumie jego niechęć do ewentualnego leczenia, przecież jej siostra latami się leczyła bez rezultatu. No ale on i tak musiał jakieś swoje racje udowadniać, pokazywać, jaki to on ważny, niezastąpiony! – relacjonował dziadek ściszonym głosem.

– – Józef z żoną przyjechali na Wszystkich Świętych, chcieliśmy , żeby ich zaprosili do Poznania, i z nim pogadali, ale okazało się, że oni mają dosyć swoich zgryzot. Tomkowa całą ciążę słabuje, a przecież na początku lutego będzie rodzić. Jarek chce, żeby go z tego PAP –u, czy jak tam – do Moskwy wysłali. To się Jadwini nie widzi, bo tam go Tatiana do cała ujarzmi – dodała babcia.

– A gdzie Szymek całe dnie spędzał, u kogo? – zapytał Adam.

– – Jest tu paru pijusów, Spółdzielnię Produkcyjną chcą zakładać; z nimi pił i radził.

– Po co im Spółdzielnia. Przecież teraz, jak Gierek zniósł obowiązkowe dostawy, to rolnik pracuje dla swego zysku. Gdzie były dobrze prowadzone Spółdzielnie, to działają dalej, słabe upadły, ale żeby ktoś nowe zakładał, to nie słyszałam . Trochę temat znam, bo jak pracowałam w GS -ie miałam z tym styczność. – rzekła Mirka.

– Przed Świętami trochę odetchnęliśmy, Szymek więcej w domu pomagał, w oborze porobił

– co trzeba i między nimi było i pewnie jest - lepiej. Daj Boże, żeby tak zostało.

– No tak, długo to trwało, ale chyba w końcu dotarło do niego, że musi szanować, to, co ma. Bo łatwo zepsuć, trudniej naprawić. To mu trzeba powtarzać, żeby cenił, to, co ma! – rzekł Adam wstając od stołu.

– A ma dobrą, wyrozumiałą żonę, ma wspaniałą córeczkę, nic tylko się cieszyć. – dodała Mirka .

Odjeżdżali serdecznie przez dziadków żegnani. Szymek z Bbrygidkę wyjrzeli z obórki i tylko ręką pomachali z daleka. Prószył śnieg, nastrój wciąż świąteczny, drogi puste i do domu coraz bliżej – to uskrzydlało kierowcę.

- Jest pięknie, za nami tyle różnych przeżyć, ale wszystko nam się udało, nie?

– Popatrz , Adaś tyle razy tędy jechaliśmy, a nigdy nie było tak romantycznie.

– Ach , żebym nie musiał dziś pchać się do Poznanie, dopieroż byłoby romantycznie... Henio zasnął, Mirka ułożyła go na siedzeniu, otuliła męża płaszczem i dodała

– - Tak bym mogła jechać i patrzeć godzinami, jakież te ośnieżone drzewa cudne! Pojutrze rodzice przyjeżdżają, chyba zrobię sernik. Babcia mi zapakowała sporo sera; do tego jajka, kawałek wędzonki. Oni są tacy szczodrzy, tacy kochani. Wszystko , co dają, to ich praca, staranie, dlatego jestem taka wdzięczna. Oby już wszystko tam dobrze się układało.

– Cieszę się rzecz jasna, że rodzice przyjadą, ale z drugiej strony to oznacza nowe biesiadowanie, świętowanie, znowu ani chwili wytchnienia. A przede mną ciężki czas – muszę skompletować dokumenty do specjalizacji; do tego na jakiś czas mam przejść na internę.

- Musimy zapamiętać ten lasek. Ciekawa jestem, czy wiosną będzie tu równie uroczo - zachwycała się Mirka, gdy minęli Rogoźno.

– Czy ty mnie słuchasz, kobieto?

– A ty mnie? – roześmiała się tym swoim wysokim wibrującym śmiechem, którego tak lubił słuchać.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania