Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłośc r.24 [2]

– Tomka wciąż nie było, aż nareszcie w sobotę podjechał pod dom nie swoją starą syrenką, tylko piękną wiśniową ładą braciszka.

Wyjmował z bagażnika torby i siatki, aż Mirka patrząca przez okno, zaczęła się denerwować, że mąż kazał nakupić tyle akcesoriów; pewnie do modernizacji ganku. Okazało się, że to nie farby i kleje, tylko wspaniałości z kuchni cioci Jadwini!

Gospodyni załamała ręce

– Kto to wszystko zje? Tomek rzekł krótko

– Mamusia mówi, że musisz się dobrze odżywiać! Tu macie bigos, tu świeżutki gulasz w słoikach, w tym pudełku jest pasztet z borowikami, a tu pieczeń – dzisiejsza! - Opróżniał torby i spoglądał na drzwi, jakby kogoś czekając.

Adam zamierzał skoczyć po Stasiów, Mirka wstawiła wodę na herbatę. Chcieli pogadać, co i jak będą robili, skosztować tego i owego. Tymczasem z góry zeszła wystrojona panna Lila, oboje śpiesznie, niczego nie wyjaśniając, wyszli i gdzieś pojechali.

Rano gospodarz twierdził, ze słyszał, jak Tomek lokatorkę przywiózł. Żona zaś utrzymywała, że dziewczyny nie ma. Pod wieczór Liliana skądś przyszła i zaraz poszła spać. Mirka westchnęła głęboko i rzekła

- A nie mówiłam?

– W co ten chłopak się pakuje? Na jaką cholerę mu ta panna? I jak to wczoraj wyglądało; żeby na pięć minut nie usiąść, nie porozmawiać?! To aż do Tomka nie podobne – denerwował się Adam

– A najbardziej boli cię to, że ganek sam będziesz malował, co?

Toteż, gdy w następną sobotę znowu przed posesją zatrzymał się wiśniowy samochód, Adaś aż podskoczył z uciechy.

– Jest Tomek! Nareszcie! Pojeździł pobrykał i w końcu się stawił. Wszystko sobie wyjaśnimy i bierzemy się do roboty – zacierał ręce.. Nim się obejrzeli, do samochodu wsiała Lila i pojazd zniknął na końcu alejki.

– Dajcie spokój, ludzie; co to się wyrabia?! Co ona zrobiła, że taki mądry młodzian do tego stopnia zgłupiał? Co to za zwyczaje? – zżymał się Adam.

-U wujka rzadko go widuję, nie będą go nachodził w jego kawalerce, no ale, jak tu się pojawi, to ja mu wygarnę!

W poniedziałek, skoro świt, musiał stawić się na dyżurze, więc w niedzielę po południu szykował się do drogi. Przyszła Renia, swoim zwyczajem z talerzem ciasta. Nagabywany poczęstował się, ale z paniami nie usiadł, zajęty pakowaniem. Sąsiadka poczekała, aż Mirka pożegna męża i zapytała

– Jest już, wróciła? – wskazała ruchem głowy na piętro.

- Chyba nie, w każdym razie ja nie widziałam ani Tomka, ani jej. ~

– – Jakiego Tomka? Przecież wczoraj zabrał ją Barański! Ten pożal się Boże inżynier z budowy. Mirka zrobiła wielkie oczy.

– – Ty może nie wiesz, Adam też takimi sprawami się nie interesuje, ale ona już od roku chodzi do Barańskiego. W każdym razie chodziła, jak oni wszyscy spali w barakach obok wykopów. Teraz ponoć Barański zamieszkał w szkole, u Baciarkowej, no ale spotkania, jak widać trwają.

– No popatrz, a ja go miałam za poważnego człowieka. Taki dystyngowany..

– A daj spokój ,łachmyta i tyle!. Nasz listonosz ma rodzinę w Banistowie; kiedyś mówił Stasiowi, że on ma tam żonę i dzieci! Diabli z nim, tylko Tomasza szkoda. Poznaliśmy go bliżej, jak tu gospodarował. Przemiły, uczynny chłopak. Stasiu był taki zadowolony, że coś się między nim a Lilą zrodziło, był pewien, że z Barańskim skończyła. A tu masz - pani nauczycielka , do tego daleka Stasia krewna; tu wszyscy wszystko wiedzą! No i popatrz kochana, cały dzień, cała noc – co taka dziewczyna warta? Co ty radzisz, Mirusia, przecież nie możemy udawać, ze nic nie wiemy i że wszystko jest w porządku.

– Mirka kosztowała ciasta, kiwała głową, ale nie wiedziała, co należałoby zrobić. Najchętniej wymówiłaby lokatorce mieszkanie, ale to było niemożliwe. Postanowiła przedstawić problem mężowi.

Liliana wróciła w nocy, rano poszła do pracy i w następne dni skrzętnie unikała gospodyni.

Tymczasem Adamowi udało się namówić Tomka do pomocy przy odnowieniu ganku; pozamieniał się dyżurami tak, ze i piątek i sobotę miał do dyspozycji.

W doskonałej harmonii pracowali do wieczora, później gość gdzieś wybył.

W sobotę podobnie. Mirka czekała na odpowiedni moment, by porozmawiać, ale wciąż nie było spokojnej chwili. W niedzielę zaraz po obiedzie obaj panowie odjechali. Ganek był pięknie odnowiony, ale gospodyni jakoś było ciężko na sercu.

Na początku marca przyszedł list z Pogórza, który bardzo Mirkę poruszył. Tato donosił, że zadzwoniła do niego, do biura Brygidka, że znowu jest w szpitalu i żeby przekazać matce, by przyjechała i zabrała Anulkę do siebie.

Gdy o tym powiedział w domu, żona postanowiła jechać z Grzelakową.

Jest okazja, by odwiedzić matkę, przywieźć poszyte kaftaniki dla dzieci, no i pomóc sąsiadce w podróży z dzieckiem .

Tato donosił też, że udało mu się namówić żonę na wizytę u lekarza. Tylko, że mama skierowanie do szpitala zostawiła na biurku, a doktora skrzyczała, że zamiast leczyć - odsyła ją do innych. I tu jest prośba do Adama, żeby z teściową poważnie porozmawiał.

Adaś, gdy wszystkiego wysłuchał nie mógł sobie darować, że przestał się interesować zdrowiem Brydgidki.

-Mogliśmy do nich podjechać, czasu było dosyć zanim wróciłaś do pracy. To było do przewidzenia, że po lekkiej poprawie zaniechała leczenia.

Dobrze, że wiem, będziemy ją odwiedzać, jak nie ja, to wujek Józek, albo ciocia Jadwinia. Poza tym trzeba próbować zostawić małą z dziadkami, może się uda.

To szansa dla wszystkich – rozważał i planował, że pojedzie z teściową do Białośliwia.

Mama przyjechała przed obiadem, posiedziała u Dalszewskich i zniecierpliwiona czekaniem na córkę, wyszła jej naprzeciw. A widząc ją nadchodzącą, wykrzyknęła

– Mirusia, pomału! Słońce śnieg roztopiło, pod spodem ślisko; a ty sadzisz, jak sarna!

– Raczej toczę się, jak beczułka. – śmiała się Mirka ściskając rodzicielkę.

Od pierwszego spojrzenia uderzył ją mizerny wygląd mamy; niczym się jednak nie zdradziła, by nie psuć jej i sobie radości ze spotkania. Postanowiła poczekać na męża, naradzić się, jak delikatnie, rzec można podstępnie, skłonić mamę do podjęcia leczenia, jak trzeba, to i w szpitalu.

Adamowi udało się zamienić poniedziałkowy dyżur na nockę, tym sposobem dysponował czasem i mógł zawieźć mamę do Białośliwia, a później obie panie do Pogórza. Tymczasem wypytywał teściową, co tam u Miłorzębów.

– Jakoś sobie radzą, Szymon z ojcem przy robocie, a babcia z Anulką. Gorzej będzie, jak się robota w polu zacznie, a ona nie wróci z tego szpitala.

– Czemu ma nie wrócić? Niedawno ciocia Jadwinia chwaliła Brygidkę, że nareszcie zaczęła jeść „ jak ludzie” A swoją drogą, to skąd u tak młodej dziewczyny takie zniszczone nerki?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Narrator 02.11.2020
    Bezbłędnie napisane. Będę musiał przeczytać poprzednie części. Lubię ten gatunek. Coś jak „Saga rodu Forsyte'ów”.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania