Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r.15[2]

- Mirka tu ciężko pracuje, ale i mnie nie lekko. Moje studia i przyszły zawód, to zabezpieczenie dla naszej rodziny. W doskonałej komitywie przygotowali obiad, obudzili dziewczynę posiedzieli, pogadali i już trzeba było pakować torby i ruszać w podróż. Gotowi do drogi, wyszli na ganek. Babcia popatrzyła w niebo, po którym wolno ciągnęły ciężkie, ciemne chmury, na resztki liści na drzewach i westchnęła

– Mój Boże, jak to życie ucieka, dopiero było lato, a tu tylko patrzeć, jak śnieg spadnie.

– Co ty mówisz, babciu, jaki śnieg? Ja jeszcze zamierzam ogród zaorać i drzewka posadzić. .

-A któż ci to zaorze? Tu najpierw potrzeba jakiej maszyny, albo paru siłaczy, żeby to wykarczowali i dopiero jakiś kawałeczek dałoby się zaorać.!

- – Miruś, nie szarp się tak ze wszystkim. Pod koniec miesiąca będę luźniejszy, przyjadę na parę dni i pomyślimy o tym. A ty uważaj na siebie, nie chodź po dworze za dużo, żeby cię nie rozebrało.

Objął żonę na pożegnanie i długo tulił w objęciach..

- – Zostań z Bogiem dziecko, niech wam się wiedzie, jak najlepiej na tym waszym gospodarstwie. . Babcia wycałowała wnuczkę , a gdy Adam wsiadł do samochodu, dodała – Będzie dobrze, on bardzo jest za tobą.

Dni uciekały, zima nadciągała nieubłaganie, toteż Mirka goniła z robotą nie czekając, aż ktoś pomoże. Kupiła za bezcen parę drzewek , krzewy porzeczek i koniecznie chciała to wszystko posadzić.

Któregoś dnia, gdy Mirka wracała z pracy, wyszła do niej pani Renia, w ręku trzymała ładną kopertę z zagranicznymi znaczkami.

– Pani Mirko, nareszcie możemy zamówić u księdza chrzest, Boguś napisał, że przyjeżdża! – pokazała list i fotografię .

– Czy to ten pan z którym mam podawać Kasię do chrztu?

- Tak, to brat mojego męża – Bogdan. Jest ich tylko dwóch, rodzice nie żyją, a przyrodnia siostra wyjechała do Kanady – odrzekła Renia zapraszając gestem ręki sąsiadkę do siebie. – Deszcz siąpi, proszę do nas, do ciepłego.

– Chętnie, ale nie teraz, muszę majstrom zagrzać zupę.

– Nie ma komu grzać zupy, byli z Gminy i zabrali ich, bo mają awarię centralnego ogrzewania.

Wobec takich nowin, Mirka dała się zaprosić.

Przy obiedzie rozmawiały o chrzcinach ;Renia zwierzyła się, że naruszyli kapitał brata za dom i teraz się martwią czy nie zażąda zwrotu pieniędzy- to by ich pogrążyło w kłopotach. Mirka zerknęła na brodacza na zdjęciu i rzekła z przekonaniem, że ktoś taki z całą pewnością jest uosobieniem szlachetności. Rozmowa obudziła dziecko; chrzestna poszła do dzieciątka i wzięła je na ręce. Renia była zdziwiona, że czyni to z taką wprawą.

– Pomagałam mamie przy bliźniakach. Potrafię zając się maleństwem, jak będzie trzeba.

Teraz Mirka wyczekiwała niespokojnie wieści od męża, miała nadzieję, że nic mu nie wypadnie i na chrzciny przyjedzie.

Przyjechał, jak obiecał - wymęczony, ale zadowolony, bo pozaliczał bieżące i zaległe egzaminy. Sam z siebie poszedł do ogrodu, wkrótce dołączyła żona i Waluś; pracowali zawzięcie mimo ciemności i przenikliwego zimna.

Kiedy nareszcie skończyli, rozpalili pod blachą, byli bardzo zadowoleni i dumni z siebie. Po kolacji tulili się do siebie i ciepłej kuchni i nikt nie był im potrzebny; ale przyszedł pan Stasiu i bardzo zapraszał, gdyż przyjechała mama Reni do pomocy i pragnęła poznać sympatycznych sąsiadów.

Cóż było robić, poszli i siedzieli do późna. Rano Mirka wyrzucała mężowi, ze choć była okazja nie zagadał o chlewikach.

- Miruś, ty ich widujesz na co dzień, ty masz więcej okazji, wybacz, ale to nie byłoby w dobrym tonie.

– A w dobrym tonie jest oszpecanie posesji taką szopą ze świniakami , kurami, królikami i czym tylko chcesz?! Nie mówię, że trzeba było przy wszystkich, ale jak wyszliśmy na ganek mogłeś coś powiedzieć.

– Słyszałem, że Stasiu radził się Walusia, jak chlewiczek ocieplić; będę musiał nastawić majstra, by przekonał Dalszewskiego do rozbiórki, nie ocieplania.

– No, to jest myśl! Cieszę się, że przyjechałeś; Renia mi powiedziała, że o mały włos, a to ty byłbyś chrzestnym. Wybrali mnie, bo bardzo chcieli, by brat przyjechał.

Przyjazd Bogdana Dalszewskiego , choć zapowiedziany, narazie był pod znakiem zapytania. Jego okręt, nie mógł wejść do portu z powodu sztormu. Adaś wyjechał a chrzciny przesunięto o tydzień. Minęło parę dni i nareszcie chrzestny dotarł! Musiał przyjechać w nocy, rano , wychodząc do pracy Mirka zobaczyła przed gankiem nowy, piękny samochód.

– To pewnie tego tajemniczego Bogdana – pomyślała. Faktycznie to był on. Spał do obiadu, później spacerował oglądając domostwo, choć każde miejsce przywodziło na pamięć wciąż bolesne wspomnienia.

Po obiedzie siedzieli z bratową przy oknie i patrzyli na wirujące płatki śniegu. Chwilami zrywał się wiatr, rozwiewał chmury i pokazywało się blade, jesienne słoneczko. Mirka wróciła z pracy, ubrała ciepłą , roboczą kurtkę i ruszyła uprzątnąć resztki gałęzi. Bogdan , patrząc na to zapytał

- To ta sąsiadka, moja kumcia?

– Tak. To jest Mirosława Zalewska, żona studenta medycyny, niedługo lekarza. Bardzo sympatyczna osoba

.- A cóż ona tak walczy z tymi obmokłymi konarami? Zaraz będzie ciemno, zimno, co ją tak przypiliło z tą robotą

- – No widzisz, tamci dali pieniądze, żeby poszukać pilarza, by powycinał te dziczki przed domem. No to Stasiu skorzystał z okazji i u nas też pościnali. Nasze, jak leżąły, tak leżą, a oni swoje uprzątnęli. Mówiła, ze ma orkę zamówioną, a drzewka od dawna czekają zadołowane. Trochę późno na sadzenie, ale ponoć sprzedawali za grosze, to nie straci za wiele.

- To nie jest zajęcie dla kobiety, ten student powinien zająć się taką robotą.

– Ach, ten student, to taki elegancki pan – rzekła Renia sprzątając naczynia ze stołu.

- – Piękny, postawny mężczyzna, i wcale się nie wynosi nad innych – przyłączyła się do pochwał mama Reni, której nareszcie udało się ukołysać do snu małą Kasieńkę.

– Jest super, dał mi szczoteczkę do zębów; aż pani oglądała, taka ładna – odezwał się siedzący dotąd cichutko Maciuś.

Boguś nie bardzo słuchał , głównie przyglądał się uwijającej się kobiecie. Renia zaczęła z innej beczki

- – Stasiu teraz żałuje, że kazał pospuszczać te drzewa. Myślał, że weźmie ze szkoły paru starszych chłopaków i zrobią porządek – a tu wciąż, jak nie deszcz, to watrzysko. Niech który nadziębnie, to rodzice przyjdą z awanturą. Ja przy małej, on wraca późno i to wszystko śnieg zasypie.

Boguś pokiwał głową, po czym nałożył roboczą kurtkę brata i wyszedł na podwórko Renia była pewna, że weźmie się za znoszenie gałęzi z ich połowy, choćby tych przy samej drodze. A on podszedł do Mirki, chwilę rozmawiali, później ona wyniosła z szopy siekierę i pracowali razem.

Zapadały ciemności, na niebo wytoczył się przymglony księżyc, zaczynał dokuczać mrozek. Mirka rozpaliła ognisko, nie wiadomo skąd zjawił się Waluś,; Bogdan przyniósł butelkę rumu na rozgrzewkę. I tak wśród żartów, wesołego pokrzykiwania wyczyścili działkę na glans i podkopali co większe pniaki

Nazajutrz Mirka od rana wydzwaniała do Kółka Rolniczego prosząc by orka była wykonana dziś, bo jutro może zamarznąć na kość!.

Bogdan właśnie przechadzał się po podwórku, gdy nadjechał traktor.

- Robotnik

wziął Dalszewskiego za gospodarza i naradzał się z nim od czego zacząć. Bogdan pomógł zaczepić łańcuchy i powolutku powyrywali największe pniaki, później próbował orać. Szło fatalnie, korzenie strzelały spod pługa, a grubsze wprost zatrzymywały ciągnik. Traktorzysta wysiadł i począł szpetnie kląć, a gdy przyszedł Bogdan, oświadczył, ze tego zaorać niepodobna, bo zaraz pęknie lemiesz.

Marynarz poczęstował go wybornym papierosem, wszystko potwierdził, lecz usilnie zachęcał, by zrobił jeszcze jedno okrążenie. Po czym poszedł i przyniósł parę butelek piwa. Spocona i usmolona twarz rozpogodziła się; wypili po jednym, resztę pan Bogdan włożył do kabiny . Zniewolony duńskim piwem oracz zawracał, cofał, szarpał korzenie łańcuchem, klął, wyrzekał, ale z pola nie zjechał i zaorał wszystko najlepiej, jak było można. Powynosili wyrwane pniaki i działka została zabronowana!

Pani Renia z mamą obserwowały wszystko przez okno i nie posiadały się z oburzenia:

- - Goście przyjadą, na naszej stronie taki bałagan – przy szopkach błoto od kur i kaczek, za szopką rozgrzebane gnojowisko, do tego te zwały gałęzi. Czyż on tego nie widzi? Czy nie mógłby trochę porządku zrobić choćby przy drodze? Staś wróci o zmroku, a ten , jak głupi od rana na działce sąsiadki!

- Tymczasem Mirce udało się wyjść z biura nieco wcześniej, a widząc wynik pracy obu panów miała ochotę tańczyć z radości..

– Wspaniale, wspaniale! Tak się bałam, że traktorzysta zrazi się korzeniami i nie zechce orać – rzekła do Bogdana.

– No i się zraził i nie chciał orać – odrzekł przyglądając się jej w świetle dnia. Dziś wystrojona, wczoraj opatulona; jednakowo piękna – myślał.

– Zapłacił mu pan? Ile, ja zaraz oddam.. – patrzyła na smutną twarz, szare, dobre oczy i było jej żal tego mężczyzny.

– Trochę to kosztowało... – droczył się

– Już idę po pieniądze – rzekła poważnie.

– Buzi tu i tu i rachunki wyrównane – odrzekł bez cienia uśmiechu.

- Mirka przytrzymała rękoma rozwichrzoną brodę marynarza, wspięła się na palce i ucałowała w oba policzki. A on popatrzył z bliska w śliczne, fiołkowe oczy i pomyślał – Boże mój, czemuś takiej nie postawił na mojej drodze?

- Tego dnia, razem z Walusiem i Alkiem zdążyli wytyczyć rzędy, dwa dla drzewek, jeden przy drodze dla porzeczek i agrestu i blisko budynku dla róż.

Panowie nawet dołki pokopali, ale sadzić się nie dało, bo zaczął padać deszcz ze śniegiem.

- Następnego dnia było trochę cieplej za to wiało niemiłosiernie. Gdy Mirka wróciła z pracy, panowie już czekali na dyspozycje i niezwłocznie przystąpili do pracy. Wszystko zostało pięknie posadzone i obsypane wysokimi kopczykami, żeby nie przemarzło. Gospodyni zaprosiła pomocników na poczęstunek.

- – Daj Boże, żeby mi się to wszystko przyjęło, bardzo spóźnione to sadzenie – dzieliła się swoimi obawami.

– Będzie rosło, adwent dopiero po niedzieli, to w adwencie się nie sieje i nie sadzi – rzekł autorytatywnie Waluś.

Panowie majstrowie przyszli z sympatii dla gospodyni , w nadziei, że marynarz znów coś postawi, chcieli też wiedzieć, czy reszta prac w łazience – to teraz, czy dopiero wiosną. Decyzja Mirki mocno ich rozczarowała – nie ma funduszy na potrzebne towary.

Majstrowie na korytarzu minęli się z panem Bogdanem, rozglądał się i podziwiał postęp w wykańczaniu domostwa. Młoda pani domu oprowadziła go po wszystkich pomieszczeniach; do łazienki tylko uchyliła drzwi.

– Niestety nie damy rady wykończyć przed zimą, strasznie drogie te wszystkie kolanka, śrubunki, rurki – westchnęła

– Tak młoda i tak piękna kobieta nie powinna mieć takich problemów, od tego są mężczyźni. A pani nic tylko praca, remonty, majstrowie; jakby nie było przyjemniejszych zajęć na świecie..

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania