Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 6 [3]

– Cholera , z tym telefonem! – trzy razy byłem w telekomunikacji, jestem na pierwszym miejscu i ni czorta! – denerwował się Adam.

– Spokojnie, najdalej w czerwcu będziemy podłączeni. Linia idzie przy nowych blokach – wyjaśnił Stasiu. Póki co jedź, z żoną na pocztę i załatwcie, co trzeba.

– Wieczór mglisty, ani wiatru, ani mrozu, skąd ten chłopina ma takie prognozy, ze przyjdzie nawrót zimy?

– Lepiej mieć wszystko pod dachem i nich się to nie sprawdzi, niż odwrotnie – rzekł sąsiad i pośpieszył na spóźniony obiad do domu. W piątek od rana robota szła całą parą. Waluś przyprowadził dwóch kolegów, a po obiedzie dołączył Alek i pan Dalszewski. Znacznie się ochłodziło, chwilami wiał ostry wiatr, mimo to pracowali do zmroku. W sobotę było dosyć mroźno, ale słoneczko łagodziło ostrość powietrza. Żeby dokończyć przybijanie blach , pan Stasiu musiał przeciągnąć kable i zainstalować oświetlenie. Młotki dzwoniły o blachę do późnego wieczora, a poczęstunek z racji szczęśliwego zakończenia – trwał prawie do północy!

W niedzielę od rana sypał śnieg, a w poniedziałek rozszalała się taka nawałnica, że świata bożego nie było widać. Adam wyszedł oczyścić samochód przed wyjazdem do Przychodni i natknął się na majstra. Waluś uwijał się przy zabezpieczaniu otworów okiennych, by nie kurzyło do środka. Schronili się pod dachem.

– Aleś pan trafił z tą pogodą! Lepiej niż ci z radia. Skąd to majster wiedział, na Boga i to już w zeszłym tygodniu?!

– Moja mi powiedziała – śmiał się Waluś kontent z uznania. – Ona ze wszystkiego umie pogodę wywróżyć ; i z liści jak wyrastają i jak później opadają, z wrzosów, z łusek cebuli, ż dymu – czy idzie do góry, czy się ściele ku ziemi – i sam już nie wiem z czego jeszcze. Co po dachem, to bezpieczne. A tak to by nam cegła namokła, zamarzła rozmarzła i zaczęła się kruszyć – dodał zapalając papierosa

Adam też zapalił, choć był na dobrej drodze, by rzucić palenie. Waluś emanował radością, przyjemnie się rozmawiało z kimś tak totalnie zadowolonym. Przyszła zniecierpliwiona żona, trzeba było jechać do pracy. Tak, jak majster obiecał wielkie pranie, przed Wielkanocą Mirka mogła zrobić w letniej kuchni. Stasiowie przenieśli drób i świniaki do chlewika przy garażu. Zaraz po Świętach miała być rozebrana szkaradna szopa przed posesją.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania