Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r 19 [1]

Tu i ówdzie jeszcze leżał śnieg, w nocy trochę mroziło, ale w powietrzu czuło się nadchodzącą wiosnę Mirkę to uskrzydlało; teraz prawdziwie cieszyła się, że ma swój dom i kawałek ogrodu dookoła. Miała wiele planów i zamierzeń, ale wszystko trzeba było omówić z mężem, wiec czekała z niecierpliwością jego przyjazdu. Do tego miał przywieźć sadzonki pnących róż.

Rodzice obiecali, ze kupią, by oszczędzić młodym szukania i wydatków. Zdążyli już pojąć, że jeśli podczas odwiedzin syna, skupiają się na tym, co myśli i zamierza Mirka – to na Adasia nie trzeba długo czekać – wpadnie przy lada okazji. Jeśli jednak omawia się wiele ważnych spraw, a o synowej nawet się nie wspomni; to długo będzie mu do domu nie po drodze..

Dlatego, gdy Adam wspomniał o marzeniu żony, że by chciała tak, jak to widzieli w Paryżu przy Saint Bernard obsadzić ganek i frontową ścianę pnącymi różami – natychmiast się zaoferowali, ze kupią. Róże czekały, lecz biedny student był uwiązany na uczelni i biedził się przy zaliczeniach i egzaminach.

W środku tygodnia, pod wieczór, gdy pomarańczowe słoneczko kryło się za świerkami; najniespodziewaniej przyjechał Adam!

Mirka z Lilą siedziały w kuchni, lokatorka opowiadała o swych zmaganiach z nieznośnymi wychowankami, a gospodyni zapatrzyła się na piękny świat za oknem

Podjechał samochód. Adaś! Nareszcie! Wybiegła przywitać męża. Lila została w kuchni; nie bardzo wiedziała, jak postąpić – iść do siebie, zostać na miejscu, a może wyjść i przywitać gospodarza? Popatrzyła w okno i już nie mogła patrzeć gdzie indziej.

Ach, co za mężczyzna – szepnęła. Co za uroda! Wprawdzie kiedyś Renia wspomniała, że sąsiadka ma przystojnego męża, ale, że aż taki urodziwy – nie przypuszczała. Czuła, że nogi ma, jak z waty i coś ją ściska w dołku

Młodzi witali się czule, później zaczynała się chaotyczna rozmowa i znów uściski i całowanie. Zajęli się różami, rozprawiali o czymś gestykulując, śmiali się nie wiadomo z czego i znów tulili się do siebie.

Lila patrzyła na wszystko zazdrośnie – chyba się zgrywają, ileż się można witać? Wiedzą, że ja i Stasiowie ich widzimy i tak się czulą na pokaz – myślała. Tymczasem młodzi zapomnieli o lokatorce i całym świecie, byli po prostu szczęśliwi.

W końcu weszli do mieszkania.. Mirka dostrzegła lokatorkę i spoważniała.

– Adasiu, to jest właśnie pani Liliana Pawelec; a to mój mąż. Ach, chyba strzeliłam gafę roześmiała się i przeprosiła

Adaś podszedł, przywitał się, popatrzył przelotnie na zapatrzoną w niego dziewczynę; jakby żona przed chwilą rzekła: To jest ta szafka, o której mówiłam ci, że kupiłam... Taka obojętność, po zachwycie, który przeżyła, dotknęła Lilę, poczuła się zbędna i poszła do siebie. Czekała, że może ją zaproszą na wspólną kolację.

Młodzi byli zbyt zajęci sobą, by pomyśleć o czymś takim.

– – Gdybym wiedziała – rozmyślała – że przyjedzie, to bym się zrobiła na bóstwo, ale mówiło się o sobocie, a to przecież środa. Później leżała na tapczanie patrząc tępo w sufit; nie miała ochoty na jedzenie, czy jakieś zajęcie. W końcu doszła do wniosku, że gospodyni, mając tak przystojnego męża musi być pioruńsko zazdrosna, czyli on inaczej zachować się nie mógł! Dopiero ta myśl uspokoiła dziewczynę na tyle, ze mogła zasnąć – tak, jak leżała, w ubraniu.

Tymczasem młodzi rozmawiali o sprawach nic wspólnego z Lilą nie mających. Adam opowiadał żonie o swoich zmaganiach z profesorem od okulistyki. To był typowy karierowicz, partyjny krzykacz i lizus. Zajął stanowisko po wydarzeniach marcowych; gdy wspaniali profesorowie, kochani przez studentów i szanowani w klinice – powyjeżdżali gdzieś w siną dal z przyczyn bardzo niejasnych

– Powiedz , Miruś, jak to u nas jest? – gorączkował się Adam – świat idzie naprzód, kliniki prześcigają się w rozwiązywaniu problemów chorych, a my drepczemy w miejscu! Ten jest niewygodny, tamten za mądry, a ów ma inne zdanie, niż rektor. Duperele są ważne, nie wiedza, nie doświadczenie; - no powiedz, czy tak nie jest?

– Adasiu, ale takie biadolenie, narzekanie, to też dreptanie w miejscu. Nauczyłeś się, zdałeś i to jest najważniejsze.

– Nic nie rozumiesz, Mirka! – żachnął się.- Ja byłem bardzo dobrze przygotowany za pierwszym podejściem. Oblewał mnie, bo chciał mi udowodnić, że jestem zerem, choć byłem we Francji, choć widziałem najnowsze metody leczenia np. białaczki; nie chodziło mu o wiadomości!

– Diabli z nim, kochanie, najważniejsze, że masz to za sobą.

–Masz racje, diabli z nim! Na szczęście są i tacy z którymi mogę rozmawiać o badaniach doktora Floriana. Nawet chcą mi pomóc w pracach przez niego zleconych.

Dopiero późną nocą, leżąc u boku śpiącego męża , Mirka przypomniała sobie chwilę, gdy przedstawiała Lilianie Adasia —te pełne zachwytu oczy lokatorki.

Tak, tak i ja tak kiedyś się nim zachwyciłam, można powiedzieć zapomniałam się w tym zachwycie. Lecz, gdybym na tym poprzestała? Gdyby nie lata ćwiczeń, tych bolesnych wizyt u kręgarzy z nastawianiem kręgosłupa; zgań ze zniechęceniem, zwątpieniem? Chyba tylko mama nigdy nie zwątpiła i była pewna, że to pomoże, że nie będę garbata. Dzięki Bogu miałam też jakieś, nie wiadomo skąd płynące przekonanie, ze my jesteśmy dla siebie. A gdybym tak stanęła wpół drogi, nie zmagała się z sobą? Co by mi zostało? Pewnie tylko żebranie o uśmiech, o spojrzenie, bo o miłość przecież nie można żebrać.

Uniosła się na łokciu, popatrzyła w kochaną twarz śpiącego męża i przytuliwszy się do jego ramienia, słodko zasnęła.

Lila zaspała. Minęła się rano w korytarzu z Adamem; rozespana z rozmazanym, wczorajszym makijażem. Gospodarza owionął zapach niedomytego ciała- obrazu dopełnił widok pokoju, bo i tam zajrzał.

– -Najważniejsze pochopnie nie oceniać – powtarzał sobie, ale nie był zachwycony tym, że żona przyjęła Lilianę pod ich dach.

– Ostatnimi czasy, ilekroć poznawał jakąś kobietę, mimo woli porównywał ją ze swoją żoną. Ta konfrontacja, zawsze wypadała na korzyść Mirki.

Czy było możliwe, by jego najmilsza tak wyglądała idąc do pracy? Imponowała mu swoją żelazną konsekwencją Każdego wieczoru parę ćwiczeń, później kąpiel i oczywiście szczotkowanie włosów. Rano wystarcza jej krótka toaleta i już pachnąca, jaśniejąca świeżością może iść między ludzi

Adam miał parę wolnych dni; choć nastała zmienna pogoda z przelotnymi deszczami i watrzyskiem; każdego dnia lubili iść na spacer. Cieszyły pierwsze kwiatki, młodziutka trawa; Mirka przedstawiała mężowi swój plan zagospodarowania działki. Adam nigdy niczego nie siał i nie sadził, bardzo lubił słuchać, jak to u nich będzie,

.- Tak zahaczyć się w ziemi, to jest chyba początek stabilizacji życiowej, no nie Miruś? – Filozofia , to jedno, a chcąc się faktycznie związać z kawałkiem ziemi, to trzeba, kochanie i plecków nazginać i rączki pobrudzić, niestety – odrzekła łamiąc gałązki z baziami.

– Jutro zagrabisz obejście, pobielisz młode drewka i to będzie ten twój początek. Adam śmiał się, przytulił żonę i czuł się związany przede wszystkim z nią. Przed alejką prowadzącą do domu przystanęli. Po prawej stronie, przed domostwem zaorana działka; rzędy drzewek i krzewów. Po lewej –gmatwanina gałęzi, kupa obornika i krzywa szopka.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania