Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r.9.[2]

– Cicho! Nie zgrywaj się.

-_ Mam być cicho, czy grzecznie odpowiadać na pytania? – droczył się, trzymając ją w objęciach.

– Adaśku...

- Zawładnęłaś mną bez reszty – Wystarczy?. Jestem twój i dla ciebie, teraz i na zawsze.

– A czy jak wrócisz z Francji, będziesz mógł powiedzieć to samo? – zapytała cicho bojąc się podnieść oczu.

– Mireczko moja, przysięgam ci...

Wpadł Pawełek

– Czajnik gwiżdże i gwiżdże, nie słyszycie, czy co?! I popatrzył na młodych z miną człowieka, który wiele potrafi zrozumieć.

Adam w zasadzie nie chodził do kościoła; czasami wstępował tam, by zyskać spokój ducha.

Lisowie wybierali się na Pasterkę, postanowił jechać z nimi, głównie po to by być blisko ukochanej. Kościół był nabity po brzegi; ledwo przecisnęli się do schodów i poszli na chór.

Adaś zasłuchał się w grę organów, zapatrzył na smukłe, ustrojone świerki. Wróciły jakieś doznania z dziecięcych lat, wzruszył się, do oczu napłynęły łzy. Mirka poszukała jego ręki i mocno ją uścisnęła. A on pomyślał, że szczęście, to właśnie to.

– W drodze powrotnej w samochodzie panowała cisza; byli śpiący i zamyśleni, przepełnieni świątecznym nastrojem. Wkoło zaś była mroźna noc, na drodze ujeżdżony , twardy śnieg, a na niebie miliony gwiazd.

W drugi dzień Świąt, poranna msza odprawiała się już o ósmej, stanowczo za wcześnie dla wielu młodych. Mirka wstała bardzo wcześnie, mimo to nie była pierwsza – tato zdążył obrządzić, mama zakrzątnąć się przy garnkach; a Pawełek wrócił ze spaceru. Nie mógł spać spokojnie, gdy przy łóżku stały nowe buty.

Wróciła z kościoła i zaraz zabraa się za sprzątanie, za ją tato zganił, że nie szanuje świątecznego czasu. Mama potrzebowała pomocy w kuchni, lecz nie była zadowolona z jej starań.

Córka wystroiła się bowiem już na przyjęcie gości i robota szła jej niesporo.

Nałożyła długą, czarną spódnicę z gwiazdkami u dołu i szykowną , niebieską bluzeczkę z haftowanym kołnierzem. Mama kazała nałożyć na to szarą , włóczkową kamizelkę i całość wyglądała bardzo szykownie.

– Było już dobrze po obiedzie, na dobrą sprawę goście powinni już być. Mama odwróciła się od kuchni, gdzie kosztowała wszystkich smakowitości i rzekła

– Ojciec nie chce iść po Łukowskich, może byś z nim poszła po nich?

- No co ty mama, nie wypada. Są zaproszeni i już, poczekamy.

– Ale ileż można to wszystko na ogniu trzymać?

Stół był dawno nakryty, potrawy gotowe, a Adama i Łukowskich wciąż nie było. Zaczynało się już ściemniać, gdy nareszcie przyszedł Adaś, ale sam. Był jakiś nieswój, lekko podenerwowany.

Przeprosił za spóźnienie, oświadczył, że wujostwo lada moment nadejdą. O tym, że do ostatniej chwili czekał na rodziców i próbował dodzwonić się do domu, nie wspomniał ani słowem.

Siedli do stołu, ale i jedzenie i rozmowa jakoś szła niesporo. Wszyscy na coś czekali. Po dobrej godzinie Adaś uznał, że już nie ma sensu czekać i trzeba przystąpić do rzeczy. Wstał. Piotrek i Pawełek uznali, że to kolejny obrządek świąteczny i też wstali. Młodzieniec zaczął uroczyście, a głos mu drżał.

– Drodzy Państwo, mam zaszczyt, to znaczy my mamy zaszczyt oznajmić Państwu, że zamierzamy się pobrać. Proszę więc szanownych rodziców – tu Adam się skłonił, a bliźniacy uczynili to samo – proszę więc Państwa o zgodę na nasz związek

. Znów się skłonił i usiadł, bo dalszej części wystąpienia zapomniał.

Teraz powstawali wzruszeni rodzice, tato życzył młodym tego, by dotrzymali danego sobie dziś słowa, a mama nie mogła nic wyrzec ; tylko oboje wyciskała.

Adam sięgnął do kieszeni, wyjął czerwone pudełeczko, chwilę się mocował, by otworzyć, bo ręce mu drżały. Wyjął piękny pierścionek z błękitnym oczkiem i nałożył Mirce na palec. A ona stała śliczna, rozpromieniona i bardzo szczęśliwa.

– A buzi!? – wykrzyknął Piotrek, przekonany, że jak zwykle wszystko mu ujdzie.

– Byli już przy kawie, gdy przyszedł pan Łukowski. Przyniósł kwiaty, których Adam zapomniał, a które wręczył teraz Mirce jako swoje. Pogratulował obojgu i zasiadł do stołu.

Gospodyni wypytywała o żonę, odrzekł wymijająco, że głowa ją rozbolała; o rozmowie telefonicznej z ojcem Adasia nie wspomniał, by nie psuć pięknego wieczoru.

Blisko północy, młodzi odprowadzali dobrze podchmielonego wujka do pałacu.

– Nie chciałbym być teraz na miejscu wujaszka – rzekł Adam, gdy skręcili w boczną drużkę, by pobyć tylko we dwoje.

– Myślisz, że będzie zła, ze troszkę wypił?

– To też, ale jest coś gorszego. Awanturuje się od wczoraj, a chodzi o to, że Waldek prawie nie był na Wigilii, poszedł do Grzelaków. Obaj uznali, że matce wcześniej nie powiedzą; łatałem tę lukę, jak mogłem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania