Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r.19 [2]

– Tak, fatalnie to wygląda - odpowiedział na niemy wyrzut żony- ale nie martw się, zawsze tak nie będzie. Wiosną przeprowadza się lustrację ulic, ktoś im w końcu uświadomi, że tak nie mogą mieszkać.

– Tym bardziej, że Stasiu jest kierownikiem szkoły. A ty nie pogadasz z nim o tym? Adam nie miał ochoty na pouczanie sąsiada. Za to przed samym odjazdem zaczął rozmowę o tym, co jego trapiło

 

– Ta nasza lokatorka... Może nie powinienem, ale zajrzałem do pokoju... Na długo podpisałaś umowę? Napomykał tak z ostrożna, bo nie chciał pokłócić się z żoną przed rozstaniem. Pośpieszyła usprawiedliwiać Lilę;

- Wiesz, jak to jest, wyjechała z domu, być może mama dbała o wszystko. A tu warunki są, jakie są; do pracy dosyć daleko, w szkole też bywa ciężko. Pomału się przystosuje, nauczy..

– – Tak, życie nauczy wszystkiego, tylko, ze to są bolesne lekcje – zakończył filozoficznie.

Wciąż było chłodno i deszczowo, ale wystarczyło parę cieplejszych nocy, aby zieleń wybuchła z taką obfitością, ze człowiek stawał oniemiały z zachwytu. Mirkę cieszyła ta uroda świata prawie tak, jak ptaków wyśpiewujących od świtania wokół domostwa.

Przed Wielkanocą tato zadzwonił, że całą rodziną wybierają się do Rostowa. Wspomniał, że mają mały prezent i wiele spraw do omówienia. Tym prezentem był nowiutki, zielony rower.

Mama pierwszy raz gościła u córki; trzeba jej było wszystko pokazać i o wszystkim opowiedzieć, a i tak miała mnóstwo pytań.

Bez entuzjazmu przyjęła propozycję zięcia, by spacerkiem pójść na wielkosobotnie nabożeństwo, bo wolałaby pogadać.

– Dała się namówić i była zachwycona. Przed kościołem płonęło ognisko; poważne, uroczyste, można powiedzieć – natchnione twarze wiernych i ten śpiew chóru

‘ Zmartwychwstał Pan Alleluja...”. Później weszli z zapalonymi świecami do ciemnego kościoła i znów było tak pięknie, uroczyście, że mama Listowa popłakała się..

– W drodze powrotnej chwaliła wystrój kościoła, śliczne hortensje, przemiłego księdza; a najbardziej to, że tyle dzieci uczestniczyło w nabożeństwie. Zaczęli wspominać, gdzie zdarzyło im się przeżyć szczególnie piękne uroczystości.

Mirka usiłowała przypomnieć sobie nazwę przepięknej katedry, którą zwiedzali z Adasiem chyba ze trzy godziny.

-To Sainte- Chapelle, podpowiedział maź. I tak tylko cześć obejrzeliśmy; nie sposób dokładnie zobaczyć setek scen biblijnych, szyja boli i głowa boli od nieustannego patrzenia w górę.

Katedra zaczęła powstawać w trzynastym wieku, a ma się bardzo dobrze. Pojechaliśmy Rue de Rivoli do Pla- Palaris du Louvre rano, a wróciliśmy późnym popołudniem. No bo moja żona chciała wszystko obejrzeć zapisać, zapamiętać – tak, że w końcu zapisywała nazwy sklepów.

- Przestań, bo zaraz cię palnę! – broniła się Mirka ze śmiechem. –A kto chodził , jak cielę po ogrodach Tuileriei i gapił się na rzeźby gołych bab?.

Tu Adam nie podjął tematu, bo do tego miejsca pierwszy raz zaprowadziła go Katie. Za to opowiedział, Jak go kiedyś ciocia Rozalia zawiozła do małego kościółka polonii francuskiej i jak tam polskie dzieci cudnie śpiewały pieśni maryjne. Po prostu łzy same płynęły po twarzy.

Chłopcy słysząc to, też zapragnęli pośpiewać, zaczęli „ Wesoły nam dzień dziś nastał..., ale, że wykrzykiwali słowa zamiast śpiewać, mama ich skarciła i szli już w milczeniu.

Pierwszy dzień Wielkanocny wstał mglisty i chłodny, dopiero koło obiadu nieśmiało wyjrzało słoneczko. Gdy panowie wrócili ze spaceru, a panie podały obiad – mama wróciła do wciąż czymś przerywanej rozmowy

- No więc, jak już mówiłam ojciec był u wujka Józefa w Poznaniu. Zawiózł zaproszenie na Przyjęcie chłopców, zrobił wspaniale zakupy i co prezentów rozmaitych nawiózł! Przyjedziecie to zobaczycie. Jak tak o wszystkim rozmawiali, to ojciec wspomniał, że będziesz potrzebował kwatery, jak będziesz w Poznaniu na praktykach – tu spojrzała na zięcia, który niezbyt uważnie słuchał.

– Adam zrobił wielkie oczy; o szukaniu praktyki w Poznaniu ledwie wspomniał i to w styczniu! A tu takie zaangażowanie, by miał gdzie mieszkać. Mirka słuchała w milczeniu delektując się świąteczną pieczenią. Spojrzała na swoja rodzicielkę, a ta skromniutko spuściła oczy; i już wiedziała o co chodzi – chcą go mieć pod kontrolą.

W rozmowie z teściem , owszem, opowiadał o swych planach, że jedną z praktyk chce odbyć w Poznaniu w szpitalu im. J. Strusia na ulicy Długiej, gdzie jest znany z osiągnięć, oddział hematologii, no ale to było teraz, przed godziną.

Ojciec ani słowem nie zdradził się z tym, że coś już próbował dla zięcia załatwiać. Adam nie drążył jednakże tematu, bo wszystko jeszcze było palcem na wodzie pisane. Najważniejszą sprawą, która zajmowała i jego, i rodziców była zapowiedź przyjazdu doktora Floriana Liebmanna

Nastała chwila ciszy; mama wróciła do zaczętego wątku.

– Zresztą, jak będziecie na Przyjęciu, to sami z wujkiem porozmawiacie. Acha, i babcia Henia bardzo prosi, byście po drodze zjechali do Białośliwia i ich zabrali.

– O, z tym może być kłopot, bo nie wiem, czy czasem nie pojedziemy prosto od rodziców, ze Stargardu. Już chciał napomknąć, że jadą tam w związku ze spodziewanymi odwiedzinami gościa z Francji, ale ugryzł się w język

Pod wieczór goście odjechali, a gospodarze, choć tak było miło – odetchnęli z ulgą. Pojedli nawiezionych przysmaków

i poszli spać razem z kurami.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania