Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 26[2]

Dobiegł końca bardzo dla Mirki pracowity rok szkolny; odpocząć nie było kiedy, bo została wysłana zaraz na początku lipca na kurs dla kierujących szkołami i przedszkolami. Adam musiał zająć się dziećmi i ogrodem. Planowali jakiś wspólny wyjazd pod koniec lipca, ale zaczął się istny korowód odwiedzających. Najpierw Paweł przysłał widokówkę z pytaniem, czy może wpaść, ale nie sam.

- Pewnie kolega i pewnie dawno nie strzyżony, bo inaczej zaprosiłby go do Pogórza. Nie był to jednak kolega, lecz koleżanka i już na pierwszy rzut oka Mirka oceniła, że to ciut więcej niż koleżanka.Paweł i Tosia zabawili tydzień. Panna Antonina pochodziła z Piły, ukończyła szkołę dla położnych i od roku pracowała w swoim zawodzie w Bydgoszczy. Była od Pawła starsza, ale, że on słusznej postury; a ona drobniutka, wyglądało,że wręcz odwrotnie.

-Powiedz , braciszku jak wyście się poznali? Znając twoją wstrzemięźliwość wobec dziewczyn, musiał to być dziwny przypadek

- Mirka zadała to pytanie, między jedną" kaczką" a drugą puszczaną na pobliskim stawku. Taką zabawę wymyślił Maciek sąsiadów, a że matka bała się, by dzieciaki nie powpadały do grząskiej wody, namówiła gości, by im towarzyszyli.Tosi kaczki nie wychodziły, zbierała kamyczki i podawała raz Jagusi, raz Heniowi. Odpowiedziała ze śmiechem:

- Wysiadaliśmy z pociągu i na stopniach przydepnął mi szal, taki długi, modny. On

podawał plecak jakiemuś koledze, nie patrzył pod nogi. Później dreptał za mną i przepraszał i przepraszał, aż mu pociąg do Szczecinka uciekł.

Paweł puścił swój kamyczek tak, że prawie przeleciał na drugi brzeg bajorka i uzupełnił relację:

-Poszliśmy do bufetu, wypiliśmy po herbatce i umówiliśmy się na wspólny powrót do Bydgoszczy.

Chociaż Tosia lubiła gotować i codziennie zaskakiwała domowników wymyślnym obiadem; a Paweł wysprzątał wszystkie pomieszczenia gospodarskie, Zalewscy pożegnali młodych z uczuciem ulgi.Nie mieli ani chwili dla siebie.Kiedy więc zadzwonił Przemek Żeliga z pytaniem, czy może przyjechać na parę dni z żoną i córką -gospodarze tylko głęboko westchnęli.

Żeligowie przyjechali nowym trabantem; Elwira szczupła, zgrabna elegancka -niewtajemniczonemu do głowy by nie przyszło, że to alkoholiczka. Niedawno skończyła trzymiesięczną kurację i póki co, wszystko było w porządku. Przemek zadowolony, chciał przyjechać głownie po to, by pokazać , ze i on ma szczęśliwą, normalną rodzinę.Zaraz po wspólnej kawce, Elwira przyniosła z góry - gdzie się rozlokowali, trzy rulony i wręczyła je gospodyni.

- To są moje obrazy; namalowałam je na zajęciach terapeutycznych. Rozwiń i powiedz, czy ci się podobają.

- O, Matko! Przecież to Budapeszt! - wykrzyknęła zachwycona Mirka rozwinąwszy pierwszy, najokazalszy. - Czekajcie, widzieliśmy to. To jest, no to jest Most Łańcuchowy - tak? Łączy Budę z Pesztem? Aleś to pięknie ujęła, tak, jakby z lotu ptaka?

- Tak. Były wpierw medytacje - mieliśmy przywołać obrazy, które nas zachwyciły i później się malowało z pomocą instruktorów. - odrzekła kobieta rozglądając się za Natalką.

-Patrzcie, jak ci się dobrali - rzekł Adam uchylając drzwi do kuchni - dwa maćki, co lubią pojeść. Dzieci w zgodzie i harmonii wyjadali z patelni mięso, co zostało z obiadu. Oboje mieli sporo kilogramów za dużo. Rodzice wrócili do obrazów nie przeszkadzając dzieciom.

- To mi coś przypomina, ale nie wiem, co to było - zastanawiał się Adam, rozwijając z Przemkiem kolejne płótno. - To było po drodze, podpowiadała Elwira

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bettina dwa lata temu
    Dobry wieczór

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania