Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r.3 [1]

.Mirka radziła , by i on korzystając z ciszy i spokoju w domu, starał się odpocząć – ale nie dało się Terminy goniły – samo skompletowanie brakujących dokumentów w staraniach o stypendium. zajęło mu tydzień. Jednakże wszyscy, którzy papiery przeglądali, wyrażali opinię, że jest pewnym kandydatem.

Wrócił z wczasów wujek z ciocią i wkrótce okazało się, że pod wspólnym dachem jest ciężko i nieprzyjemnie. Adam rozważał, czy się nie wyprowadzić. Powstrzymywała go obawa, że taki krok obudzi podejrzenia u rodziny, postanowił zaczekać.

Unikał skrzętnie Ani, lecz po jakimś czasie zorientował się, że to ona go unika! – Pewnie kogoś ma – myślał – no i dobrze, wszystko rozwiąże się bez mego udziału.

Jednakże myślenie o tym sprawiało mu ból. Pragnął gorąco wyjechać, odpocząć od rozpamiętywania..

Teraz najlepiej było w domu; z wielką radością witał żonę i dzieci, gdy ich pan Piotr przywiózł. Okazało się, że po drodze zajechali do Białośliwia, do babci. Słuchał, jak u nich teraz miło i rodzinnie i bił się w piersi i poprzysięgał sobie, że nigdy nie będzie się wdawał w żadne romanse, byle tylko wszystko ucichło i w jego rodzinie też zapanowała harmonia.

Niby już było dobrze, a tu nowa zgryzota – w domu wujostwa, wśród stosu gazet znalazł kopertę adresowaną ojca ręką do Bondosów. Zdrętwiał! O czym i po co ojciec pisał do wujostwa?

A starsi państwo Zalewscy dziękowali wujkowi i cioci za rodzicielską troskę o syna. Podkreślali kilkakrotnie, że co było, to na szczęście minęło. Bardzo prosili, by nie komentować tego, ani teraz, ani w przyszłości; w szczególności przy Mirusi i Lisach. Zapraszali na kolejne odwiedziny niczym już nie zakłócone. Obiecywali zawieźć do Szczecina i nad morze. Mama chwaliła piękny wystrój mieszkania i wspaniałe wyposażenie kuchni.

Bondosowie odpisali w równie miłym tonie. Wcześniej zamierzali wypowiedzieć Adamowi lokum, teraz nie śmieli tego zrobić.

– Więcej go nie ma, jak jest; do tego chodzi, jak kot po gorącej blasze, aż mi go żal – przedstawiała mężowi zmianę frontu ciocia Jadwinia.

– Jak tu powiedzieć, że chłopaki się żenią, skoro się nie żenią. No i jak tu się brać za remont, kiedy na wczasach mocno przekroczyliśmy limit – wtórował wujek – niech jeszcze mieszka. – Jarek z Tomkiem mają wrócić przed samym Świętem Odrodzenia z jakąś delegacją radziecką; trzeba by pomyśleć o lepszym obiedzie , może zechcą kogoś zaprosić – rozważała ciocia.

– A co, pisali coś o tym?

– No tak napomykali – odrzekła z tajemniczym uśmiechem.

W połowie lipca nastały takie upały, że dopiero pod wieczór można było wyjść czy to do ogrodu, czy na spacer. W taki czas Zalewscy brali dzieci do wózka i szli w stronę Rąbina. To była ich ulubiona droga, o tej porze napełniona cudowną wonią nagrzanych słońcem drzew. Z jednej strony bowiem miało się stary bór sosnowy, a drugiej brzozowe zagajniki. Dzieci przeważnie wytrzymywały do pierwszej górki, później błogo zasypiały. Można było porozmawiać. Mirka żyła jeszcze sprawami Pogórza, a Adam wolał słuchać, niż mówić o tym, co u niego.

– Nie było by tak udanego pobytu, gdyby nie to , że mama nareszcie jest zdrowa. Bogu dzięki wróciły jej siły, ale prawie nie szyje.

– Zdążyłem zauważyć, że jest dobrze, energia ją rozpiera, co widać też po tym, że buzia jej się nie zamyka – przytaknął nie bez odrobiny złośliwości.

– Tato też jej to wytyka, ale patrzy w nią, jak w obrazek, na nowo zakochany i szczęśliwy. Wyobraź sobie, że wymogła na ojcu, by zadzwonił do Markowskiego i przez niego sprowadził Justynę Dudkowską! A kiedy już się dziewczyna pokazała, wzięła sobie do pomocy Fabisiakową i dalejże obu panienkom – Justynie i Werce Przemawiać do rozumu: -Matki nie ma, to waszym obowiązkiem jest zająć się młodszym rodzeństwem. Czyż Alka was nie pomagała wychować?

– A Dudkowskiej znowu nie ma?

– Nie było, aż milicja przyjeżdżała, ale nie było się czego czepić, bo dziewczyny wzięły rodzeństwo do siebie.

– Myślę, ze tę kobietę trzeba by leczyć, te liczne porody podkopały jej zdrowie psychiczne, jest zupełnie wyjałowiona z uczuć

- Musiało być kobiecie ciężko z taką gromadą; pamiętam, że ledwo które podrosło i nauczyło się dobrze chodzić, już szło do obory, do ojca i tam się pałętało.

– Po prostu nie dawała rady – stwierdził Adaś oganiając dzieci od much.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania