Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r.7 [1]

Przemek, gdy był na leczeniu w Sanatorium w Polanicy Zdroju, zaprzyjaźnił się z sympatycznym inżynierem – panem Wacławem. Pan ten onego czasu budował ze swoją firmą mosty na Węgrzech. Tam zakochał się po uszy w powabnej Węgierce. Firma wróciła do kraju – on został. Ożenił się i żyli zgodnie i szczęśliwie, tylko, że on ogromnie tęsknił za Polską. Po paru latach udało mu się skłonić żonę do wyjazdu. Zamieszkali we Wrocławiu, często odwiedzają teściów w Budapeszcie. Teść pracuje w znanej łaźni tureckiej - Szechenyl . Ma szerokie znajomości wśród pracowników z obsługi turystów. Pan Wacław już wtedy proponował Przemkowi wspólny urlop w Budapeszcie; teraz ten nareszcie nabrał chęci na taki wyjazd. Przekonał do wspólnego wyjazdu Adama, a Elwiry nawet nie trzeba było namawiać! Formalności zostały pozałatwiane, na pierwszą połowę lipca mieli obstalowany czternastodniowy turnus.

Mirka pociła się nad ostatnimi egzaminami na uczelni. Zadaniem męża było pakowanie walizek i odwiezienie dzieci do Pogórza.

Wcześniej był taki plan, że mama Zalewska przyjedzie do Rostowa i pomieszka z wnukami przez ten czas. Jednakże nastały upały a wraz z nimi gorsze samopoczucie u Pani Maryni i mąż nie zgodził się na wyjazd. Lisowie za to przyjmowali małych gości z otwartymi ramionami. Jak już zięć dotarł na miejsce; przez cały wieczór, z bliźniakami na rękach pokazywali zięciowi, co urosło w ogrodzie i chlewikach. Później dumny Pawełek pokazywał piękne świadectwo, a Piotrek na ten czas gdzieś wybył. Z samego rana, gdy dzieci jeszcze spały Adam poszedł do ogrodu i pięknie wypielił grządki. Przed obiadem mama wyszła przed dom i rozglądała się za wnusiami. Paweł z Heniem baraszkowali na kocu rozłożonym pod jabłonią; wyjaśnił, że Piotrek też tu był, ale mu się znudziło. Wziął małą na rower i pojechał do kolegów. Nadszedł Adam, teściowa załamała ręce.

– Bój się Boga, Adam, przecież żeś się spiekł, jak rak! Po coś tam tyle czasu siedział na takiej spiekocie?

– Dopiero teraz poczułem, że przypieka. Przecież jakoś trzeba wam się odwdzięczyć za dobre serce. Mirka mnie zaraziła tym bakcylem ogrodniczym, przedtem byłem całkiem zielony w tym temacie. U nas jest podział – ona pilnuje warzyw; moje są drzewka, krzewy, róże i do pomidorów mnie dopuszcza. A od reszty wara! U niej wszystko równiutko, pod sznurek!

– O tak – ona jak coś robi, to porządnie. A u nas aż wstyd, jak pozarastało. Ładnie to doprowadziłeś do porządku. No bo widzisz ojciec do późna w biurze, bo teraz nadzoruje księgowość w Ciłkach i Zalipiu. Chłopaków goniłam do książek, by świadectwa były jak najlepsze. A mnie znowu szyciem zawalili. Jest tu druga krawcowa, ale u niej drogo i byle jak i klientela wróciła do mnie! Adam rozciągnął się z lubością na kocu obok synka, a że plecy piekły, teściowa zarządziła:

- Skocz no Pawełku i przynieś ze spiżarni dzbanek z kwaśnym mlekiem. A że syna dobrą chwilę nie było, poszła sama. Przyniosła mleko kubeczki i koszyk z przyborami do szycia. Gdy zaspokoili pragnienie, niewiele zostało na kompresy.

– Marnie widzę tę twoją opaleniznę, zejdzie razem ze skórą – dogadywała teściowa robiąc okłady.

– Nieraz o tej porze, to już się było opalonym na brąz. A w tym roku, choć do rzeki mamy blisko, ledwo dwa razy Przemek mnie wyciągnął nad Wartę. Pracuje się na zmiany, do tego wciąż trzeba się douczać, bo jesteśmy przed specjalizacją i pod szczególnym nadzorem. Nie ma czasu! Jak przyjadę do domu podobnie – do Przychodni, często ktoś przychodzi po poradę do domu, no i żonę muszę odciążyć , by mogła się przygotować do lekcji i do zaliczeń na uczelni. No i też nie ma czasu dla siebie.

– Dzieciaki podrosły i widzę, że są w bardzo dobrej formie.

– Mamy nową opiekunkę.

- A co u sąsiadki, rodzinka im się powiększyła? - dopytywała mama poprawiając spodenki Heniowi.

– W połowie kwietnia urodziła im się córeczka. Nam udało się namówić do opiekowania się maluchami miłą starszą panią, u której kupowaliśmy, jajka, ser, śmietanę.

– Pamiętam; taki domek przed przejazdem kolejowym. Jest nadzieja, że odsapniecie na tych Węgrzech? Już wiecie, co tam jest w programie?

– Co by nie było, przymusu zwiedzania nie ma – o tyle, o ile. Poza tym leżymy i relaksujemy się. Choć znając Mirkę, nie popuści, będzie oglądać, fotografować, notować.!

– Latem, to chyba mniej ludzi choruje? – zapytał Pawełek podając Heniowi zagubioną w trawie piłeczkę.

– Nie dalej, jak przedwczoraj przyjmowałem na oddział dwóch młodzieńców. Chłopy na schwał – a dopadła ich ciężka choroba – zapalenie mięśnia sercowego.

– Z czego to się bierze? – pytała mama mozolnie nawlekając igłę.

– Jeden chodził z niewyleczoną anginą, drugi przesadzi z nurkowaniem w lodowatej wodzie, no i kłopot gotowy. Wbrew pozorom, dużo młodych choruje; nie szanują zdrowia, przeceniają siły organizmu, niepotrzebnie wyziębiają ciało itp. Zdrowie to skarb, a moda i te inne głupoty – to zabawa, gra – mało warta!

– Chyba wezmę małego do mieszkania, wygląda na zmęczonego tym upałem – mama zwinęła jakąś bluzeczkę, włożyła do koszyczka nożyce i nici. Henryś chwycił koszyk i poważnie niósł go do domu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania