Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 20 [1]

Uparta miłość t.II r.20 [1]

 

Przed samą Gwiazdką, nastała taka gołoledź, ze wszystkie plany wzięły w łep. Starsi państwo Zalewscy, aczkolwiek bardzo chcieli, nie przyjechali na Święta do Rostowa. Adam, mimo, że drugiego dnia Świąt nie pracował, został w Poznaniu, z obawy, ze nie dotrze na czas do szpitala po wolnym. Mirka wyspała się za wszystkie czasy, nacieszyła towarzystwem swoich pociech; z lubością chłonęła błoga ciszę, zapach choinki i spokój.Jedynym urozmaiceniem była wizyta Reni. Sąsiadka przyszła z mała Julką i już od progu poczęła przepraszać, ze zostawili ją samą, że pewnie było jej smutno.

- - Nikomu tego nie mów Renia, ale wierz mi byłam bardzo rada, ze nikogo nie ma, ze świętuję tylko z bliźniakami. Widocznie potrzebowałam tych paru dni spokoju, naprawdę odpoczęłam. A jak mała?

- Cały czas jeździmy do kontroli. ostatnio zdjęli jej resztę opatrunków usztywniających, ale i tak lekko opada na tę nóżkę. Sama zobacz - i przez chwilę przyglądały się harcującej z Heniem dziewczynce.

- Może to się z czasem samoistnie wyrówna. Trzeba być dobrej myśli. Przed niedzielą będzie Adam, o ile skończy się ta ślizgawica; on ci coś konkretnego powie.

- W Wigilię Liliana dzwoniła, u was nikt nie odbierał. Przed Świętami przyjechali wszyscy Jarek już nie wraca do Moskwy, razem z Tatianą mają załatwioną pracę w Warszawie.

Więcej nowin przywiózł Adam, gdy przyjechał w sobotę.Bondosowie byli u niego w szpitalu, by przepisać leki w większości trudno dostępne Opowiadali o tym, jak urządzają się w nowym mieszkaniu, gdyż na powrót przenieśli się do Poznania.

- Powiedz, jak tam Lila, podleczona? jak wygląda?

- Wygląda pięknie. Można powiedzieć - olśniewająco. Naprawdę! Tylko że już wie, że to postępujący zanik mięśni, a poprawa bywa krótkotrwała. Zaimponowała mi, powiem ci, takim pogodnym spokojem , pogodną rezygnacją. Bliższych szczegółów mąż nie znał i trzeba było czekać aż do lutego, kiedy to w odwiedziny przyjechała babcia Henia. Lila nie mogła zostawać sama, Jarek z żoną wyjechali do Warszawy i wujek Józek poprosił matkę o pomoc.

- Ona to tak: i chora i nie chora. Człowiek chory to chory; a nie tak, jak ona - od rana przed lustrem! - relacjonowała babcia. - Nic tylko by się stroiła, przebierała; a ciuchów całe paki!Dzieciaka na ręce nie weźmie, nie upierze, nie ugotuje.Młodzi patrzyli na babcię z dezaprobatą, przeto dodała:

 

- Musi jej coś być, bo bywało, oddechu jej brakowało i łapała powietrze jak ryba. Strachu się pare razy najadłam, ale wzięła leki i przeszło

- Babciu, ona jest bardzo, bardzo chora - mitygowała Mirka.

- Powiedz, jak Tomek sobie radzi? - pytał Adam.

- Tomek chodzi, jak w kieracie. To telefon dzwoni, to do maszyny siada i coś pisze; to znowu gdzieś pilnie musi jechać. Do tego zakupy, po obiady jeździ na Rataje, tam też zawozi nieraz małego. Teraz biedak do Warszawy musiał jechać,bo mówił, ze będzie 49 województw! Jakieś szkolenia mają, żeby to wszystko w gazetach poopisywać Tydzień się przemęczyłam i wróciłam do swoich. Tego Igorka szkoda, drepce za matką krok w krok - a ona sie ogania przed nim, jak przed muchą. Mój Boże kochany, powiedz Adam, co to dalej będzie?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania