Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość r.24 [3]

– Czemu ma nie wrócić? Niedawno ciocia Jadwinia chwaliła Brygidkę, że nareszcie zaczęła jeść „ jak ludzie” A swoją drogą, to skąd u tak młodej dziewczyny takie zniszczone nerki?

– Mój Boże kochany, a skąd, jak nie z tej biedy! Czy one kiedy miały porządne buty na zimę? A droga do Pogórza wiecie, jaka jest. Zaszły do szkoły w mokrych, siedem godzin na lekcjach w mokrych przesiedziały i w takich wróciły. Młody organizm wszystko wytrzymał, ale przyszła ciąża, te wszystkie kłopoty, no i zdrowie wysiadło – skomentowała mama Lisowa i dodała:

– - Chróbska często od nóg się zaczynają. Mnie też lekarz zabronił przebierania nogami przy maszynie. Ojciec obiecał, że mi kupi elektryczną.

Tu młodzi spojrzeli na siebie porozumiewawczo – czas przystąpić do rzeczy!

A kiedy już przyszło do rozmowy, starannie obmyślanej, to się mama pokłóciła z zięciem tak, ze tylko błagalne spojrzenie Mirki i jej stan powstrzymał Lisową od wyjazdu.

Skończyło się tylko na trzaśnięciu drzwiami i dłuższym pobytem w łazience.

Później siedziała zagniewana tłumiąc w sobie złość. Jednakże miała przed sobą córkę ciężko oddychającą z powodu pokaźnego brzucha i emocji: opanowała się i rzekła w miarę spokojnie.

– Wiem, że się o mnie martwicie, możemy porozmawiać o leczeniu, tylko nie tak, jak z lekkomyślnym dzieckiem! Ja wiem jedno – muszę być zdrowa, bo będziesz potrzebowała pomocy. Na kiedy masz termin dziecko?

– Lekarz powiedział, że połowa kwietnia.

– – No to umówmy się tak: niech mama Zalewska przyjedzie zaraz, jak dzieci przyjdą na świat i pobędzie, jak długo będzie mogła. Ja przyjadę w maju. Wychowałam bliźniaki, to wiem, że pomoc jest konieczna. A twemu ile tego wolnego dadzą?

– Adam wyjrzał z sąsiedniego pokoju i już otworzył usta, ostrzegać, że do tego czasu to stan teściowej może być wręcz opłakany, ale żona tak na niego popatrzyła, że rzekł

– No to trzymamy za słowo!

Następnego dnia, już całkiem pogodzeni, zięć z teściową jechali do Białośliwia, by zabrać Grzelakową i Anulkę do Pogórza. Wszystko odbyłoby się według planu i życzenia Brygidki, gdyby oboje dziadkowie nie stanęli murem – dziecka nie oddadzą!

– To jest Szymcia córka, nosi nasze nazwisko, tu jest jej dom i nikt jej stąd nie ruszy – rzekł dziadek Zygmunt i nie pozwolił wejść Grzelakowej do pokoju młodych, choć przez cały czas swego pobytu bez przeszkód tam przebywała.

- Szymek owszem ma ciężko, bo mała tęskni za matką i często płacze, ale to nie powód by dzieciaka zabierać. Od tego my tu jesteśmy, by pobawić , nakarmić – słowem zastąpić matkę. A ona – zwróciła się do zdezorientowanej Grzelakowej – jak chce pomóc, to niech do córki co i raz pojedzie i lekarzom w rękę da, by ją jak najprędzej wyleczyli.

– Widzę, że mała jest w doskonałej formie, dobrze się dzieckiem zajmujesz, babciu. Faktycznie lepiej będzie jak ona tu zostanie, gdzie już przywykła, każdy kąt poznała- przemawiał Adam poważnie, tylko pani Lusia dostrzegła lekki uśmieszek pod wąsem.

– Nie upieraj się Krysia – łagodziła Lisowa – przecież dla ciebie to byłby wielki kłopot. Musiałabyś znaleźć chętną, by za ciebie chodziła do obory.

– E tam, przecież i Jasiek i dziadek Czyżewski by chodzili; ileż ona jeszcze będzie w tym szpitalu – tydzień, dwa? –odezwała się cicho Grzelakowa.

– Słyszała, co Adam powiedział? Dziecko tu przywykło i ma zostać. To jest lekarz i wie , co mówi! – rzekła pani Henia z mocą , weszła do pokoju i zamknęła drzwi od środka. Nie było rady, odjechali bez dziecka., ale pani Krysia biła się z myślami, czy dobrze zrobiła ustępując.

– Brygidka kazała zabrać, Szymek się na to zgodził, żeśmy razem rzeczy popakowali...

– Szymek jest teraz pomiędzy młotem a kowadłem, nie ma mu się co dziwić. W dzień się narobi, nocami mała płacze, chciał odsapnąć. Wkrótce przekona się, że tak lepiej, bo matka przywiązała się do dzieciaka, to widać – przerwał Adam.

– To jedno, a drugie, że dla niej nie honor, by wyszło, że sobie nie poradziła, na głowie stanie, by ją sąsiedzi chwalili i podziwiali – dodała Lisowa.

– A może i tak. Pan Bóg ma różne sposoby, aby człowiekiem pokierować – przytaknęła Garzelakowa – A pan to się niepotrzebnie fatygował; same, bez małej , to i pociągiem byśmy sobie wróciły.

– Zadowolony jestem, że się wybrałem. Szymon dał mi recepty na trudno dostępne leki; liczę, że mój ojciec pomoże przy swoich szerokich znajomościach. Wujkowi Łukowskiemu wiozę bardzo dobry aparat do mierzenia ciśnienia, rodzinkę odwiedzę, jak się maluszki urodzą , to się człowiek tak szybko nie ruszy z domu

– Mój ty Panie, takiego zięcia to by każdy chciał! Chłop ładny, jak malowanie, do tego mądry i dobry – rzekła Krysia, ale, że obok przejeżdżała jakaś wielka kopara współpasażerki nie dosłyszały komplementu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania