Uparta miłość r.10 [1]
Pierścionek został w domu, Mirka pojechała do szkoły; o zaręczynach wiedzieli tylko najbliżsi Dziewczyna dużo czasu poświęcała na powtarzanie materiału; uznała, że może pomagać innym przy tej okazji. Pod jej kierownictwem spora grupa przygotowywała się do matury.
.
Paulina chadzała własnymi drogami, to sprawiało, że inni zabiegali o jej sympatię; do tego przyrządzała wciąż jakieś nowe przysmaki i bawiła towarzystwo
Danka, choć wyniosła i nieprzystępna , miała tę zaletę, że lubiła sprzątać.
Tym sposobem, choć bardzo się różniły, żyły zgodnie i ubolewały, że do końca szkoły blisko i że się rozejdą być może na zawsze. Mirka namawiała koleżanki, by chodziły na grupowe powtórki, Danka odrzekła
– Daj sobie spokój z tym tałatajstwem. Na maturze poda im się ściągę i po krzyku.
Paulina uważała, że skoro do tej pory nie zgłębiła tajników geometrii i matematyki, to i teraz nie zdoła wszystkiego pojąć, Mirka niezmordowanie ciągnęła swoją robotę.
Koleżanki żyły przygotowaniami do studniówki, randkami, strojami – a ją pochłaniała nauka i czekanie na listy od narzeczonego. Wszystko inne było obok, jakby za mgłą.
Tak minęła zima, nastało urokliwe przedwiośnie z dniami olśniewająco jasnymi i radosnymi. W domu trwały wiosenne porządki, mama odłożyła sporo ubranek po braciach, lecz, gdy córka chciała je zanieść Sabinie, fuknęła ze złością:
- Po co jej stare cichy?! Ona teraz ma, co chce!:
- O czym ty mówisz?
– To nie wiesz, że zeszła się z naszym agronomem i żyją, jak małżeństwo?
– Mamo, o ile wiem , jej małżeństwo się rozpadło. Próbuje sobie życie ułożyć na nowo. Sama chwaliłaś pana Romana, że tak troskliwie zajmuje się Sabiny dziećmi, więc czemu ją teraz potępiasz?
– Co innego, jak tam czasem zajrzał, a co innego jak razem mieszkają. To wstyd i zgorszenie!
Mimo wstydu i zgorszenia, Mirka poszła do przyjaciółki.
Pan Bojarski zastępował chorego kierownika Łukowskiego. Nim Mirka przyszła, miedzy Romanem i Sabina toczyła się taka rozmowa:
- To mówisz Romciu, że dałeś Kostka od Bruzdów do stróżowania? – pytała krojąc chleb na kolację.
Roman coś odpowiedział z pokoju, ale nie słyszała, bo dzieci baraszkowały po podłodze, więc wziął Bogusia na ręce i przyszedł do kuchni.
– Widzisz w tym cos złego? – zapytał i uważnie słuchał odpowiedzi, bo już nie raz Sabina trafnie podpowiadała, jak postąpić
– Oczywiście, że widzę! Powiedz mi czemu on nie poprosił o te robotę Starego ? No bo Łukowski dobrze wie, że Kostek chodzi do Kaśki Grzesiaków; a Grzesiak ma klucze od wszystkich magazynów – i nawozowego i zbożowego i tego nowego z paszami. Toż oni obaj by ci nocami pół zasobów wynieśli!
- Wobec tego, co radzisz?
– Weź Józka Majdów od kowala i daj go do stróżowania. Majdy od zawsze z Grzesiakami koty darli, to czego, jak czego – ale magazynów nikt nie tknie. A Kostka daj do kowala i już. Jak nie zechce, droga wolna, ty ludzi masz na jego miejsce.
– A jakich ja ludzi niby mam?
– No przecież było tu wczoraj trzech za robotą – stanęła z nożem w ręku wyczekując odpowiedzi.
– Odesłałem ich do Zalipia, ja nie mam mieszkań
.- No nie! - rzuciła nóż na stół – wiosna idzie, roboty do cholery, dwa nowe traktory przysłali, a ty ludzi odsyłasz?! Zdajesz sobie sprawę, ile jest pola do zaorania, jak przyłączyli do nas ten klin pod Ciłkami? To nie mogłeś się poradzić choćby Lisa? Przecież masz mieszkania, stoją puste.
– O których ty mieszkaniach mówisz Sabinko?
– Jedno nad stolarnią, a dwa następne za świniarnią, cały budynek stoi pusty, a tam to i trzy rodziny, pamiętam, mieszkały.
– Tam nikt nie chce mieszkać za tą świniarnią, tam gnojówka podchodzi pod samo podwórko.>
- No bo ciężkimi traktorami zepsuliście dreny, oba ostojniki na gnojówke zasypane, to nic dziwnego, że rozlewa się byle gdzie.
Jakbyś poprosił kierownika budowy, to z całą pewnością dałby ci ze dwóch ludzi i wszystko by naprawili. Oni z takim czymś mają do czynienia, jak kopią fundamenty
- Kiedy widzisz Sabciu, ja nie jestem jeszcze szefem, nie wiem, czy mogę tak radykalnie... – Ale gdybyś pokazał, że umiesz podejmować śmiałe decyzje, to i załoga i góra by widziała, że dasz sobie radę, jako kierownik!
– Rządzić to musi ktoś, kto ma lata praktyki, albo wyczucie, albo twardy, bezwzględny charakter, a co ja z tego mam? – popatrzył na nią bezradnie.
– Wiem, wiem, niewiele z tego masz. Jednakże jesteś wykształcony, masz wiedzę; ludzie też woleliby ciebie, jak kogoś obcego. Lis chętnie by pomógł, ja bym coś doradziła. Przecież Łukowski to nie żaden rolnik, to żołnierz, frontowiec.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania