Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłośćr 26 [4]

- . A co się stało?

– Ona pisze, a nie Przemek, bo on ma poharatane obie dłonie! Pojechał z wojskiem na poligon. Był wypadek, wybuchł pocisk; kiedy Przemek śpieszył z pomocą nastąpił drugi wybuch. Jeden żołnierz wciąż walczy o życie, drugi stracił stopę, a Przemek ma uszkodzone ręce. I Adam czytał dalej.

- – To już prawie miesiąc od tego nieszczęścia. Przemek prosi, bym przyjechał. Co on sobie pomyśli, ze nawet się nie odezwałem. Zastanawiał się chwilę zgnębiony i rzekł

- – Wiesz co, zaproponuję kolegom, że wezmę za nich dyżury w Święta i w Sylwestra, żeby mi dali teraz wolne. I pojadę.

– Pokaż im ten list, że nie zmyślasz – poradziła. W połowie grudnia Adamowi udało się załatwić krótki urlop i pojechał do przyjaciela. Dopiero teraz Mirka przekonała się, jak wiele znaczyła pomoc męża

- , a nawet sama obecność. A tu trzeba było przygotować dom do świąt, porobić zakupy, dopilnować dzieci; do tego praca w dwóch miejscach! Kładła się spać koło północy i zrywała skoro świt. Któregoś wieczoru, gdy ślęczała w kuchni nad sprawdzianami, podkręciła ściszone radio i zdrętwiała. Spiker donosił, że Wybrzeżu doszło do demonstracji stoczniowców protestujących przeciwko podwyżkom cen.

Rano wysłuchała wiadomości, że Władysław Gomółka ze względów zdrowotnych nie pełni już funkcji pierwszego sekretarza PZPR.. Wichrzyciele porządku publicznego demonstrują na terenie Trójmiasta i w Szczecinie. W biurze koledzy dzielili się tym, co usłyszeli w radiu Wolna Europa. Załoga stoczni gdańskiej demonstrowała pod gmachem Partii, padły strzały, są ofiary.

– Dlaczego on nie dzwoni – myślała trwożnie - przecież musi wiedzieć, że się martwię?!

Teściowie też nic nie wiedzieli i też bardzo się niepokoili. Rozmawiała z ojcem, powiedział, że jeśli tylko drogi będą przejezdne; przyjadą, by ją pocieszyć i wesprzeć. Na dwa dni przed Wigilią, pod dom podjechała taksówka, ż trudem wygramoliła się z niej Alinka; miała nogę w gipsie.

Na przywitanie powiedziała, że mąż na morzu, a ona potrzebuje opieki. Późnym wieczorem przybiegła Renia z nowinami:

W Gdańsku trwają starcia ludności z milicją; do tego bandy chuliganów napadają na sklepy i rabują. Właśnie, gdy Alina broniła swego sklepiku, została popchnięta, upadła i kość pękła. Szpitale przepełnione są rannymi.

Nigdzie nie można się dodzwonić – nałożyli jakąś blokadę telekomunikacyjną. Mirka słuchała tego blada, jak papier, ale choć wieści były straszne – troszkę jej ulżyło:

Może nic się nie stało, tylko Adam nie może się dodzwonić? Ale nastał nowy dzień i przyniósł jeszcze większy niepokój i zgryzotę. _ Przecież jutro Wigilia – mówiła sobie – on musi być na dyżurze. Jeśli nic by się nie stało , to by przyjechał przed tymi wszystkimi dniami, kiedy będzie w pracy. Nie zrobiłby tego mnie i dzieciom, żeby do domu nie zajrzeć. Strach o męża paraliżował, odbierał siły, a tu trzeba było iść do roboty. W Wigilię biura pracowały tylko do południa, mimo to współpracownicy wysyłali Mirkę do domu; żal było na nią patrzeć. Po bezsennej nocy ledwo trzymała się na nogach.

I wtedy zadzwonił telefon! Dzwonił Adam, że jest w Poznaniu, ze pracuje, ale jechać musiał pociągiem, bo mu podpalono samochód. Inne, stojące obok spłonęły, a jego nawet bardzo nie ucierpiał, ale jechać się nie dało. Mirka chciała o coś pytać, nie mogła jednak wydobyć głosu. Stający obok ukradkiem ocierali łzy wzruszenia, jakby ten Adam był ich bratem, czy krewnym.

W domu czekali już starsi państwo Zalewscy. Wiedzieli o wszystkim już od rana. Ojciec nawet chciał jechać do Szczecina przyholować samochód, ale matka nie pozwoliła.

– Dobrze, że Adamowi nic się nie stało. Samochód na razie zaciągnęli do pana Andrzeja, po Świętach się pojedzie i zobaczy, czy warto naprawiać – rozważał ojciec piastując bliźniaki.

Mirka skoczyła znosić potrawy z kuchni, siadła przy stole i zanim zaczęli wieczerzę, rzekła:

- Boże kochany, święta się zaczynają, a ile ludzi w kraju teraz gorzko płacze.

– Myślę, że milicja uszanuje świąteczny czas i już nic złego się nie zdarzy. Zresztą Gierek już wszystko trzyma w swoich rękach uspokajał ojciec.

– Żeby tylko Ruscy się nie wtrącili, jak on tak zacznie po swojemu rządzić. Pamiętam 56 rok, wkroczenie armii radzieckiej wisiało na włosku – odezwała się mama Zalewska - No ale dziś świętujemy Bogu dzięki w spokoju, pomódlmy się by tak zostało.

Przez pierwszy dzień Świąt wypatrywali gości z Pogórza, ci zjechali dopiero w drugi dzień przed obiadem, choć tato zapowiadał, że przyjadą na Wigilię. Okazało się, że dziadek Zyguś rozchorował się; babcia została sama z robotą, bo Brygidka z Szymkiem od paru dni gościli u Grzelakowej.

– Pomagaliśmy przy obrządkach i przy chorym, innej rady nie było. No ale dziś wieczorem młodzi wracają, wiec mogliśmy przyjechać do was - opowiadała mama Lisowa rozpakowując torby z prezentami. Gospodyni pośpiesznie szykowała świąteczny obiad, babcie niańczyły wnuki , a panowie rozprawili o polityce, jak wszyscy w ten gorący czas.

– Moim zdaniem dobrze, ze coś się nareszcie ruszyło. U nas w majątku to już takie dziadostwo nastało, że strach. Nastał nowy kierownik, co z tego, jak go zwierzchnicy krępują, ze niewiele może zmienić. Albo wziąć okolicznych rolników, ci tylko kombinują aby się wywiązać z obowiązujących dostaw – a chałupy im się walą, a na jakąś nową maszynę ich wciąż nie stać. No gdzie tu postęp?- wyłuszczał swoje racje Lis.

– Dobrze że się ruszyło, tylko niedobrze, że takim kosztem – odrzekł doktor – gdy na ulicę wychodzi tłum, tragedia wisi w powietrzu. Robotnicy, owszem idą swoim torem, a drugim cała hałastra zbirów, chuliganów i złodziei. Wczoraj robiłem opatrunek sąsiadce, dobrze nie uderzyła głową o bruk , gdy broniła przed napaścią swego sklepu. Adamowi podpalili samochód – przecież to nie robotnicy tak walczą. Lepiej, by było, by siedli do rozmów, nie demonstrowali.

– No mówiła nam córka, o tym wszystkim. Dobrze, że on cały i zdrowy! Tym sposobem rządzący są spaleni, muszą przyjść nowi, mądrzejsi i lepsi.

– Są spaleni, jak te ich gmachy! Adam mówił, że w Szczecinie niewiele zostało z siedziby PZPR.

– Może ten Jaroszewicz podreperuje gospodarkę. To frontowiec, a tacy potrafią rządzić; jak choćby pana szwagier.

– No właśnie a co u nich? – ale tato Lis nie zdążył odpowiedzieć, bo czekał świąteczny obiad.

W Sylwestra Adam znów był w pracy. Mirka nie miała ochoty na wizytę u sąsiadów. Siedziała z dziećmi i oglądała telewizję. Nastawał rok pełen nadziei, na lepsze. Przemówienie noworoczne Edwarda Gierka napełniło serca Polaków nadzieją i wiarą w sukces. Wiele razy przedtem słuchali podobnych obietnic – teraz jednakże zaufali!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania