uPARTA mIŁOŚĆ T.ii R.28[4]
od kiedy poznał tę Antosię, nauka poszła na bok. Byli razem na Sylwestra, później ona u nas spała. No i żeśmy widzieli, że to nie tak, jak u Piotrka - to jest cos poważnego między nimi.
- A co z Piotrka Anią?
- Na razie cisza. Nie odezwała się, nie zainteresowała.
:Poszły do mieszkania i jeszcze jakiś czas rozmawiały. Mirka przypominała sobie takie pogawędki w przytulnej, ciepłej kuchni; z filiżanką świeżo zaparzonych ziółek, czy taki czas, bez zgryzoty,jeszcze kiedyś wróci? Mama widać myślała o tym samym, bo rzekła.
- Byliśmy tacy szczęśliwi, pośród tej szarej rzeczywistości. Nie umieliśmy tego docenić, Panu Bogu podziękować, dopiero teraz to się czuje i do tego wzdycha. Wyszła do pokoju i wróciła z sakiewką.
- Pomyślałam, że trzeba trochę grosza uskładać, jakby się Paweł chciał żenić. No a teraz chcę to dać Bruzdom,; taki nasz wkład do pomnika dla Bronka. Rozmawiałam z ojcem, nie ma nic przeciwko, tylko jechać tam nie ma chęci, wymówił się ,zepsutym niby samochodem.
- Pogoda taka piękna, rowerem można pojechać - odezwała się Mirka.
- Towarzyszyłabyś ojcu? Tobie byłoby lżej, jak mnie.
- Mogę jechać.
- No to z samego rana pogadam z tatą, niech się trochę wcześniej urwie z roboty i po obiedzie pojedziecie - mama była bardzo rada, że jej plan będzie zrealizowany.
Pogodne, pachnące majowe popołudnie zielone sklepienie konarów nad głowami - gładka wyjeżdżona droga do Zalipia. Tylko ta misja, ten nieznośny ciężar na sercu; jechali w milczeniu, smutni, pełni obaw.
Z tej żywej wesołej Bruzdowej, co to miała czym oddychać i na czym usiąść - został cień.Na widok przybyłych cofnęła się w głąb kuchni, jakby zjawy zobaczyła. Chciała coś powiedzieć, ale tylko zrobiła nieokreślony ruch ręką i rozpłakała się.
Tato podszedł przytulił ją serdecznie i wyszeptał.
- Co ja ci mam powiedzieć , kobieto, nam też serce pęka z bólu.
Bruzdowa uspokoiła się, poprosiła, by usiedli, wypytywała o Piotrka.Ojciec wyjął kopertę, wyjaśnił cel wizyty i położył na stole, popatrzyła obojętnie i rzekła w zamyśleniu.
- Parę dni temu Bronek przyśnił się mojemu. Pocieszył ojca, że jest mu dobrze, że jest szczęśliwy i żeby nie rozpaczać... Mimo tego przesłania zza światów znów się rozpłakała. Goście poczęli się żegnać, głownie z obawy, by nie odrzuciła pieniędzy. Odprowadziła ich do furtki, niczego nie skomentowała, tylko podziękowała z głębi serca za odwiedziny. Kiedy już to najgorsze mieli za sobą, w drodze powrotnej mogli rozmawiać.
- W pierwszych dniach ludzie omijali nas, jak zadżumionych; na pogrzebie nawet Łukowscy nie podeszli, jedynie ksiądz parę dobrych słów do nas powiedział. Co jest takiego w niektórych ludziach, że mają satysfakcję, jak cię coś złego spotka? Bo Lisy za wysoko głowy nosili...
- Na szczęście u Bruzdów było dożo dzieci, dom nie jest pusty.
- Było pięcioro, dwoje już na swoim, Jadzia związała się z Ruskim i ma z nim wyjechać, jak mu się służba skończy. Tak, że w domu jedynie Jakub został, młodszy od Bronka
Gdy wstawiali rowery do szopki , Mirka rzekła:
- Dobrze, żeśmy pojechali, tak jakoś inaczej się czuję, jest mi lżej.
Mnie też - odrzekł tato i uśmiechnął się blado pierwszy raz od wielu, wielu dni.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania