Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r. 27[2]

2]

 

Minął tydzień, pogoda poprawiła się; Adam przyjechał przed niedzielą i spoglądał na żonę niepewnie,trochę poczekał, nim wyjawił, czego się obawia.

- Ojciec dzwonił, że zamierzają przyjechać do nas na tydzień - odetchnął, gdy żona odpowiedziała:

-Wiem, mama rano dzwoniła i pytała, czy są grzyby.

- No i co? po tym maratonie z gośćmi, nie jesteś zła?

- Takie, widać lato w tym roku nam pisane - damy radę, dzieciaki już się cieszą.

- Trochę jestem zły na ojca, bo wiosną obiecywał, że załatwi nam wspólny urlop w Pradze, później zmienił zamiar, a ja czekałem, urlop przekładałem - niczego nie wyjaśnił. Teraz, kiedy lato się kończy chce być z nami, ale w Rostowie! - utyskiwał Adam rozpakowując torby z zakupami.

Kiedy rodzice przyjechali , żadne sprawy nie były ważne - oboje wyglądali nietęgo. Ojciec mocno utykał, gdyż bolał go kręgosłup, a mama skarżyła się na serce.Adam chciał ojca zbadać, , prosił też, by pokazał leki, które zażywa - tato ofuknął go i przekonywał, że idzie ku dobremu, chciał to poprzeć wywodem naukowym, ale urażony syn nie chciał słuchać.Jednakże wieczorem, kiedy ból był nie do zniesienia, zgodził się na interwencję młodego doktora. Adam zawczasu, będąc w przychodni zaopatrzył się w potrzebne leki i maść. Wymasował bolące kręgi, podał inne leki, położył ojca na twardym posłaniu i skutecznie przekonał, że jutro będzie lepiej. Jakoż faktycznie, ku radości całej rodziny - niedzielny ranek ojciec przywitał prawie bez bólu!Troskliwie pielęgnowany niedzielę przeleżał; w poniedziałek zaś chodził, jakby nigdy nic i ogłaszał, że to dzięki wnukom, ich obecności i miłości wyzdrowiał.Faktycznie Jagusia była wciąż przy nim, coś mu tam opowiadała, śpiewała, wierszyki deklamowała Henio wolał towarzyszyć babci, razem kisili ogórki. Babcia mówiła, a on słuchał

Następne dni były trochę zamglone, ale cieplutkie.

Mirka wstała bardzo wcześnie, by przygotować teściowej wszystko do obiadu, musiała bowiem stawić się w księgarni i omówić dostawę podręczników. Zdziwiła się, bo teść był już w kuchni, ubrany, tylko z nałożeniem skarpetek miał problem.

- Tato pozwoli, ja pomogę.

-Mowy niema!Nie patrz , dziecko, na moje wygibasy, dziad się ze mnie robi i tyle. A wokoło tyle pięknych pań, aż wstyd.

- To chyba mamę ma tato na myśli - uśmiechnęła się synowa - bo ja i Renia jesteśmy zajęte, Alina, co prawda męża ma daleko, na morzu, ale jest przy nadziei. No to kto zostaje?

- Tej Aliny to bym nie chciał nawet, jakbym miał o dwadzieścia lat mniej i nawet jakby mi dopłacali. -tato wytarł pot z czoła, ale był rad, bo skarpety były tam, gdzie trzeba. Można było wyruszać do lasu.

- A śniadanie? - Mirka zagrodziła teściowi drogę.

- No przecież jadłem. Puść kotku, bo mi ludzie grzyby wyzbierają - widząc jednak nieprzejednaną postawę gospodyni usiadł do stołu.

- Tę Alinę najlepiej omijać z daleka, wokół niej są jakieś niedobre wibracje, jest odpychająca, choć Pan Bóg nie poskąpił jej urody. Więcej nie mogę jeść, bo nie będę mógł się schylać. Daj mi jakiś nożyk i ruszam!

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania