Uparta miłość tII r. 15 [3]
– Pod wieczór wrócił Piotrek z bliźniakami.; byli najedzeni, zadowoleni i bardzo dumni, bo nauczyli się pisać woskiem na jajkach! Przynieśli w koszyczku parę pięknych pisanek. Chłopak nie czekał na cierpkie uwagi – poszedł obrządzać;
– dzieci też zapragnęły karmić świnki, króliczki, kaczki i kurki. Adam ubrał im kurteczki i poszedł z nimi na podwórko. Mama sprzątała ze stołu, gderając;
- Tego najbardziej nie lubię – naszykować, nagotować, napiec i nie ma komu jeść. Smutno nam będzie w Święta, szkoda, ze tak się ułożyło.
– Może chociaż latem znajdziecie czas, by dłużej zabawić – dodał tato. – Pewnie wpadniemy, ale , czy na dłużej, nie wiem. Zapisałam się na kurs prawa jazdy, zgodziłam się też popracować choć na jednym turnusie półkolonii. Do tego chcemy zaprosić Bondosów, by pobyli u nas parę dni i odpoczęli. Adaś przełożył sobie trudny egzamin z nefrologii na lato, ojciec obiecał, że pomoże w przygotowaniach. No to jak on będzie się uczył, to ja pojadę z dziećmi nad morze – sami widzicie ile tego w planach; wy musicie przyjechać.
– Jak skończy specjalizację, to będzie kardiologiem?
– Tak chciał, ale jest zapotrzebowanie na internistów i musiał się dostosować
– U nas mają być przeglądy majątków w związku z dożynkami, będzie trudno. – rzekł tato z westchnieniem.
– Nazajutrz młodzi poszli do Łukowskich ; a że Waldek był w domu, było o czym gadać, no i zasiedzieli się tam. Gdy wracali, spotkali się z Pawłem; zamaszystym krokiem, z plecakiem na plecach zdążał do rodzinnego domu. Przywitali się serdecznie. Chłopak nabrał wielkomiejskiego szlifu, choć zaledwie parę miesięcy był w Bydgoszczy. Na szczęście – jak skonstatowała siostra, został dalej skromnym, cichym młodzieńcem, nie afiszującym się ani swoim wyglądem, ani w pewnym sensie awansem społecznym.
W kuchni tato uwijał się przy garnkach, szczęśliwy, że nastaje świąteczny czas, a on ma swoich najbliższych w komplecie w zasięgu wzroku. Usilnie zapraszał wszystkich do stołu.
– A mama gdzie? – zapytali.
– Nie kazała na siebie czekać, wszystko przygotowała i poszła pomóc Helence.
– A nie Grzelakowej?
– Przecież Krysia pojechała do Katowic, Jasiek się żeni! Nie mówiła matka? A jakże, w Wielką Niedzielę jest ślub i wesele. Dla Helci już przyjechać te cztery kilometry na rowerze, to wyczyn, bo znów jest przy nadziei; a tu roboty huk czeka, dla jednej osoby za ciężko.
– My jesteśmy po obiedzie, dziś w Wielki Piątek trzeba zachować umiar – wzbraniała się córka. Piotrek z Pawłem oraz bliźniaki nie mieli zamiaru zachowywać umiaru i zasiedli do obiadu.
– No to wy pozanoście do samochodu te koszyki, kartony i wszystko, co mama przygotowała, bo jak nie, to ja oberwę – rzekł tato poważnie.
– No, bez przesady, po co aż tyle wszystkiego!– protestował Adam.
– Mama wie swoje; rano upiekła jeszcze dwa króliki, jednego dla was, drugiego nam, żeby nie zabrakło jedzenia – śmiał się ojciec.
Gdy gospodyni w końcu wróciła, młodzi byli gotowi do drogi
– – Mój Boże, czas ucieka, życie mija, a my spotykamy się coraz rzadziej i na coraz krótszy czas – rzekła tuląc do serca córkę. Mirce też łzy stanęły w oczach, bo gdzie Święta były bardziej świąteczne, niż tu? Gdzie się tak śmiały w ogrodach pierwsze kwiaty , świeciły z daleka świeżo pobielone drzewka? Gdzie tak do czysta wymiatano każdy zakątek obejścia? Gdzie się całą rodziną szło, jeszcze nim dzień wstał, na poranną,, mszę?
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania