Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r. 10[4]

Już spakowany, zmienił decyzję - jedzie jutro. Nabrał przekonania, że żona czuje dokładnie to, co on. Przemożne pragnienie pojednania, zjednoczenia, oddania. Wyświeżony wykąpany, czekał niecierpliwie, aż zjawi się - ona - ta jedyna na świecie. Chwilami zapadał w drzemkę, wtedy sunęła do jego tapczanu lekka i zwiewna, równie spragniona, jak mąż. Wyciągał rękę, budził się z drzemki, wstawał. Otwierał okno, chłonął rześkie, jesienne powietrze, napływały wspomnienia. Ileż to razy stali tak przytuleni, zapatrzeni w noc, czując, jak w tym najbliższym, ukochanym, bije serce. Albo z bliźniakami na rekach, by im pokazał pierwszy śnieg, lub coraz żywszą zieleń na wiosnę.

- Byłem taki szczęśliwy - czemu tego nie szanowałem? Panie Boże, wybacz - pojednaj nas. Mamuniu moja najdroższa proś, módl się za nami Późnym rankiem zajrzała córka.

- Jedziemy do kościoła. Masz doglądać rosołu i pieczeni! - i już jej nie było.

wstał niezwłocznie; nagotował makaronu, obrał ziemianki i pięknie nakrył stół w pokoju. Udało się znaleźć jeszcze parę ostatnich róż, które stroiły stół.Panie przywiozły z piekarni ciasto czekoladowe, jego ulubione.Było niezmiernie miło, tak, że pragnąc, aby ten wspólny czas przedłużyć zaproponował:

=- Miruś, to pewnie taka cudowna, ciepła niedziela w tym roku; może byśmy się przespacerowali brzegiem lasu?

- Obiecałam córce pomóc przy zadaniach, do tego czekają moje sprawdziany. Idż sam. -głos suchy i rzeczowy, byłby go zasmucił, gdyby nie pożegnanie. Przy samochodzie pozwoliła się objąć, przytulić i pocałować . Nowa nadzieja zagościła w sercu.

Zapowiadana zmiana pogody nastąpiła po niedzieli. Mirka spoglądała w niebo przesłonięte ciężkimi chmurami i radowała się, że udało im się zdążyć ze wszystkim - i drewno było pod dachem, i warzywa wybrane, i jabłka i gruszki oberwane. Jagusia poszła po ostatnie spady, a ona napełniała słoiki owocami, które nie mogły czekać Nadbiegł, ujadając Dino, a zanim wtoczył się do kuchni, pijany Barański. Widok nędzy i rozpaczy. Sapał ciężko, w końcu przemógł się i wymamrotał:

- Przyszedłem , bo wiem, że u was pomieszkuje mój syn. Chcę się z nim spotkać. Mirka wskazała mu stołek z obawy, by się nie przewrócił. Postanowiła łagodnie uświadomić mu, że wpierw musi zrobić porządek sam ze sobą, a później się zobaczy.

- A jak się nazywa pana syn? - Barański, kompletnie zaskoczony, otworzył usta i wycierał wyciekającą ślinę.

- A imię swojej córki pan pamięta? Barański zerwał się z miejsca, jakby chciał rzucić się na Mirkę z pięściami.

- Cholerna babo, rozłączyłaś mnie z Lilianą, teraz odbierasz mi syna?! Machnął ręką- parę słoików spadło i rozbiło się.

- Ale odpokutujesz! Chłop cię rzucił, dzieciaki zeszły na manowce, masz za swoje!

Mirka zacisnęła zęby, otworzyła drzwi na oścież i krzyknęła;

- Precz mi stąd! Wynocha, ale już! O dziwo wyszedł bez sprzeciwu, choć nie bez trudności.

- Przyszła Jagusia słysząc hałas.

- Kto to był?

- Barański, bałaganu mi narobił, pogoniłam go.

- To był on? Przecież to jakiś ostatniej maści dziadyga. To był inżynier Barański? Widziałam, jak go pan Stasiu bierze do samochodu i się dziwiłam, że dla takiego kogoś zatrzymał się.

- Ano widzisz, córka, los dał mu wszystko: urodę, zdrowie, wielki rozum - wszystko na szczęśliwe życie. Co wybrał? Niby wolność przy boku pięknych pań, niby szczęście. No i tak kończy. Wciąż ma szansę, ale czy skorzysta?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania