Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r. 6[2]

Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje.

- Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi?

- . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce?

- Komu oddała klucze?

- Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczęście, że ją diabli gdzieś ponieśli. A naszą Aldonkę, pani pamięta z pierwszych lat!? Okaz zdrowia - a po jakimś czasie chora i chora. Dobrze, że się ten Jakub trafił, bo by też zmarniała. I pani tu chce zamieszkać?

Mirka szła do samochodu, a pani Pelasia za nią, przekonywała, ąz ta wsiadła za kierownicę.

- Dom, to dom! Kłopoty się skończą, a dom, jak stał - tak stał będzie. Jeszcze wam tam słoneczko zaświeci! Samochód ruszył i lekkomyślna dyrektorka reszty nie słyszała.Chciała urządzić się na nowym miejscu, nim dzieci wrócą po przerwie świątecznej. Pozostał ostatni kurs, pozostała rozmowa z Dalszewskimi, by palili w centralnym i trzeba było znaleźć kotka, bo gdzieś przepadł. Gdy już wychodziła, zadzwonił telefon.Dzwonił tato Lis.

- Skąd dzwonisz, tato, tak późno?

- Właśnie wracałem od kapliczki, zaszedłem do Grzesiakowej , na portiernię , bo ciekaw jestem, co tam u was.

Mirka opowiedziała o nocnych odwiedzinach pomijając kradzieże.

- Nabożeństwo jakieś było w salce katechetycznej?

- Nie, nie. Jak tylko tak się stało z Jagusią - tak matka dzień w dzień chodziła do kapliczki, co jest przy tej salce. Kwiaty postawiła, świeczkę zapaliła, pomodliła się, bo tak jej lżej Teraz leży zaziębiona, to ja poszedłem, śnieg odgarnąłem, pacierze odmówiłem i wracam.

- A Piotrek przy mamie?

- O z Piotrkiem to cała historia, nie wiem, czy masz czas słuchać.

- A tobie Grzesiakowa palcem nie grozi, że za długo gadasz?

- Poszła do domu zjeść kolację. To tak w skrócie ci opowiem. Nie wiem, jak u was, ale tu śniegiem dobrze sypnęło. Póki nie rozjeździli, nie odgarnęli, Piotrek musiał pieszo chodzić do roboty, do Zalipia. Wracał już o ciemku.Stefka ostatnio nie przyjeżdżała, a jak już to z narzeczonym. No i jakimś cudem tak się trafiło, że się spotkali, bo ona właśnie do siostry szła. Piotrek, choć w przemoczonych butach, zaprosił ją do kawiarenki. Pogadali; po jakimś czasie przyleciał, bierze kluczyki od samochodu. Matka krzyczy drogę zastawia - Przebież się - mówi - spodnie masz do kolan mokre. Gdzie cię niesie? A on, że do księdza jadą, bo od jutra misją być głoszone zapowiedzi przedślubne. A Stefka już wie, nie chce tamtego, tylko Piotrka. Później, jak nam wszystko opowiadał, to śmiał się i płakał na przemian. Taki szczęśliwy!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania