Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r. 7[1]

Lisowie wstali skoro świt; trzeba było zawieźć panią Lusię na najwcześniejszy pociąg. Jechała do córki radosna, bo czy może być większe szczęście, niż to przeświadczenie, że Pan Bóg wysłuchuje naszych próśb? Zaginęła - a znalazła się, życie jej wisiało na włosku - a oto przyjdzie nam razem świętować!

Dotarła do Rostowa przed obiadem, to była pora, gdy Jagusia jeszcze spała w najlepsze. Wymizerowana, jak po chorobie, przybita, córka rzuciła jej się na szyję z trudem hamując łzy.

- Nie desperuj, córka, że nie stało się najgorsze, to łaska od Pana Boga. Teraz już będzie z górki.

- Mama, ale, co ta cholerna trucizna, te narkotyki zrobiły z mojego dziecka! Przecież ją nic ni interesuje, nic jej si nie chce. Cała buzia w liszajach, włosy jej obcięli - odrastają, ale są puste placki bez włosów.

- Spokojnie, wszystko potrzebuje czasu. Bóg nam dał taką naturę, że prze do przodu, do dobrego!Dziecko rośnie, skaleczysz się, to się zgoi, złamiesz rękę - zrośnie się. Przyjdzie ciężki kłopot - przeminie, a ty rozumu nabierzesz. Tak będzie i tu, tylko pomagaj modlitwą.

Mama Lisowa raczej czuła, niż wiedziała, że pomiędzy małżonkami coś zaszło, ale że córka omijała ten temat - nie pytała. Przyjechał Henio na ferie świąteczne, lecz był powściągliwy w rozmowie i raczej milczący. Wybierał sobie zajęcia w obejściu i nad czymś rozmyślał.

Nawet wspólna wyprawa wczesnym rankiem na niedzielną Rezurekcję nie rozwiązała mu języka.

Późnym popołudniem nareszcie dotarli goście; blady, szczuplutki Adam- bez cienia dawnego uroku - spłoszony i niepewny, za nim Przemek. Od samego patrzenia na niego humor się człowiekowi poprawiał; z uśmiechem od ucha , do ucha z wielką serdecznością w każdym geście . Na końcu wielka i ciężka Natalka ,żywo rozglądająca się dookoła.Mama Lisowa pobiegła do kuchni, by podać spóźniony obiad.Przemek pośpieszył za nią pomagać. Henio od nowa nakrywał stół, bo gości było więcej, niż przewidzieli. Ojciec pomagał wycierając sztućce i talerze.

- Usiądź sobie tato, a jak chcesz, to idź i połóż się póki co. - Adm uśmiechnął się ze wzruszeniem patrząc na syna.

Natalka zapragnęła wyjść do ogrodu, bo mignęły jej jakieś kwiatki, gdy wjechali na alejkę. Skinęła na Jagusię, ta wycofała się zmieszana.

- Z takimi włosami? Natalka pobiegła , wyjęła piękny ażurowy szal ze swojej torby i namówiła dziewczynę, by pozwoliła obwiązać sobie głowę eleganckim turbanem.W pełnym słońcu, wśród młodziutkiej zieleni Jagusia poczęła się uśmiechać, co było balsamem na serce matki. Gdy wracały z bukiecikiem pierwszych kwiatów, Mirka zagadnęła delikatnie:

- Nie myślałaś, Natalko, by uprawiać jakiś sport?

- Gram w drużynie hokejowej, stoję na bramce, od jesieni chodzę na judo; marzę o tym , by latać na szybowcach i skakać ze spadochronem, ale na to muszę mieć szesnaście lat. W oczach Jagusi było i zainteresowanie i podziw, po chwili rzekła.

- U nas w szkol była sekcja gimnastyki artystycznej, trochę zaczęłam chodzić...

- Wrócisz do szkoły i dalej będziesz chodzić. - rzekła mata z naciskiem, gdy były już na schodach.W progu stał Przemek, kłaniał się szarmancko i zapraszał

- Prosimy do nas, do stołu, piękne panie, bo rosołek stygnie!:

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania