Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r. 5[2]

2]Przy wspólnym podwieczorku, Sabina zwierzała się, co przeżyła w ostatnim okresie.

- W maju zmarł Julian. Wielu, mówi tak: Najpierw się rozwiodła, a teraz udaje wielką żałobę po mężu. Ale to nie tak. Serce boli, bośmy się przed jego odejściem pojednali. Wszystko żeśmy sobie wybaczyli - i kto wie, jakby przeżył, może bylibyśmy razem.

- Czy doszli, kto do niego strzelał? - zapytał Adam i dodał - Może się okazało, że ten pan Franciszek, który tu kiedyś był, maczał w tym palce.

- Dochodzenie wciąż trwa. Nic nie wykryli. Za tego pana Franciszka ktoś wpłacił kaucję, wypuścili go i rozpłynął się , jak mgła, widać nie miał czystego sumienia. Taki już widać mój los, że przez życie muszę iść sama - rzekła i rozpłakała się.

Mirka objęła ją i pocieszała:

- Posiedź u nas, odpocznij, a co życie przyniesie tego nie wie nikt.

- Nie, nie! Przywiozłam resztę długu i ruszam w drogę. Do Poznania, później do Warszawy i do Wyszkowa.

- Znaczy jedziesz do dziadka?

- Dziadek dobija do dziewięćdziesiątki i potrzebna mu opieka, dlatego zaraz po śmierci ojca, Monisia tam pojechała. Chciałam wziąć go do siebie, ale nie chce, ma swoje pszczółki, swój ogródeczek, u siebie jest panem. Moja córka tak długo tam bawi, bo kogoś poznała, planują wspólną przyszłość. No to jadę zobaczyć, co i jak.

- A interes się kręci? Prowadzisz dalej kawiarnię? - dociekał Adam.

- Jak najbardziej! Boguś tam rządzi i nieźle mu idzie, no i moja teściowa - Bielakowa bardzo pomaga. - uśmiechnęła się nareszcie.

Gość zapowiedział, ze niezwłocznie rusza w drogę, lecz następnego dnia, niespodziewanie przyjechał Tomek Bondos i Sabina przestała się śpieszyć

Okazało się, ze rodzice przystąpili do generalnego remontu mieszkania. Ciocia Jadwinia tak bardzo obawiała się o zdrowie syna, że wysłała go do rodzinki. Tomek opowiadał śmiejąc się:

- Wolno mi jeść, siedzieć w fotelu, chodzić na spacery i jeździć do przychodni, nic więcej.

Nazbierało się przy tej okazji dużo rzeczy zbędnych i te przywiózł, może się przydadzą. Mirka z Renią, wybierały, przebierały - a Maciek z Jagusią nosili kartony, worki, pudełka, - raz do Dalszewskich, raz do Zalewskich.

- Mogłeś wziąć Igorka, coś by pomógł

rzekła Renia.

- O, on potrzebny przy remoncie. Ja mógłbym całe zamieszanie przeczekać u siebie, ale mama bała się, że umrę z głodu. Przecież ona tylko pilnuje i przestrzega: Nie kręć głową, nie schylaj się, nie podnoś tego i tamtego. Widać jednak było, że ciocia Jadwinia wypuszczała syna na balkon, bo był pięknie opalony, co Mirka skomentowała:

- Tymczasem wyglądasz, jak okaz zdrowia, kiedy do pracy?

- Jeszcze miesiąc rehabilitacji i się zobaczy.Jarek ma przyjechać z Tatianą i jakimiś dzieciakami; póki nie znajdą dużego mieszkania, będą u rodziców - dodał i ujrzawszy nadchodzącą Sabinę, poszedł przywitać się.

Wieczorem Stasiu rozpalił ogniska i zaprosił sąsiadów na pieczone kiełbaski Jagusia przyszła z gitarą. Zapadł ciepły, sierpniowy wieczór z wielkim, pomarańczowym księżycem na niebie.Gdy zagrała, zaśpiewała, Mirkę ogarnęło takie wzruszenie, że nie mogła powstrzymać łez.

+

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania