Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.III r.6[7]

W drodze powrotnej, przemyślała wszystko i doszła do wniosku, że choć tak się nacierpiała, tak boleśnie odczuła wciąż nowe ciosy, to Pan Bóg okazał jej łaskę, bo najbliższe osoby żyją i z dnia na dzień mają się lepiej.Postanowiła, że swoją wdzięczność będzie okazywać czyniąc dobro.Zadzwoniła do Tomka, by zasięgnąć języka. Miał dobre wiadomości -Adam szybko odzyskiwał siły. Był w stałym kontakcie z ojcem i Przemkiem.

- Skąd on do nich dzwoni, ze szpitala?

- To oni dzwonią, przeważnie wieczorem, po kolacji, wtedy wołają go do dyżurki. Właściwie można by na tym poprzestać, ale że chorego należy pocieszyć, postanowiła zadzwonić.

Mąż był bardzo zadowolony , że się odezwała, mniej słysząc, jaki jest stan córki.Widocznie tak Przemek, jak i ojciec, przedstawiali łagodniejszy obraz.Opowiedział żonie, jaki mają plan i jak daleko już posunęły się uzgodnienia.

- A dasz radę chodzić do sąsiedniego budynku do Jagusi?

- Już dziś bym zadreptał, a to przecież jeszcze potrwa, nabiorę sił.

- Oby się udało. Będę spokojniejsza, jak będziesz przy niej czuwał.

Nastała chwila ciszy, po czym, tłumiąc wzruszenie rzekł:

- Dzięki. Od bardzo dawna nie słyszałem tak pięknych słów.

Tego wieczoru dłużej stała przed lustrem - We dwoje jednak łatwiej. - rozmyślała. Jednakże popatrzyła na przygarbioną sylwetkę; z ciała uciekło parę kilo,

; na wpadnięte policzki, poszarzała twarz i już nie podtrzymywała tej myśli,że łatwiej. Zacisnęła usta i rzekła do swego odbicia: Dam sobie radę!

Po fali ciepła, w połowie lutego wróciła zima . Dosypało śniegu, przymroziło; a że słoneczko już nieźle przygrzewało - śnieg, za dnia topniał i robiło się ślizgo. Któregoś dnia wracając ze szkoły, minęła objuczoną torbami panienkę. Szła śliską ścieżką na poboczu starając się ostrożnie stąpać. Tak, to starsza córka Bączyńskich - Luiza - pomyślała i zatrzymała się. Dziewczyna się wzbraniała:

- Pani i tak zaraz skręci do siebie, nie opłaci się wsiadać.

- Ładuj się, podwiozę cię do leśniczówki,

Dziewczyna wsiadła i rzekła z powątpiewaniem:

- Nasza droga fatalna, szkoda, żeby sobie pani coś uszkodziła.

- Zobaczymy, co się da zrobić - Mirka uśmiechnęła się do dziewczyny, a ta oblała się rumieńcem.

- Przerwałaś szkołę?Powiedz, co tam u was, mama zdrowa?

- Jestem po egzaminach zawodowych. No a w maju matura.Trzyma się mama, ale lewa ręka bezwładna.

- Może potrzebna rehabilitacja.

- No tak, tylko z tym dojazdem. U nas pracują robotnicy, remontują mieszkanie dla przyszłego leśniczego i z nimi czasem można się zabrać.

- To ciężko się żyje, jak teraz , zimą jest remont.

- My mieszkamy na pietrze, w dwóch letnich pokoikach; a nasz dobytej w większości w stodole.Wstawili nam żelazny piecyk i palimy dzień i noc

.Przyjechali na miejsce. Mirka, patrząc na niebosiężne drzewa dookoła leśniczówki , rzekła:

- Piękne miejsce. Luiza milczała dobrą chwilę po czym odpowiedziała:

- Wieść o tym, co się zdarzyło rozeszła się wieść po rodzinie. Odezwała się daleka krewna mamy z Łodzi, to osoba niepełnosprawna i już w latach. Ona nas bierze do siebie w zamian za opiekę do śmierci.

= Łódź - ładne, duże miasto; czeka więc was nowe wspaniałe życie

!Już na zewnątrz, zabierając torby, Luiza powiedziała:

- Bardzo, bardzo dziękuję Pani jest taka o dobra, a tyle się wycierpiała niewinnie. Słyszałam też o Jagusi..

Mirka pomachała na pożegnanie, zamknęła okienko i odjechała.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania