Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 46 "Wybaczam"

- Zobacz, zobacz, tato ! - krzyczała Rana, przyglądając się pięknemu, turkusowemu motylowi. Anbare szła trzymając Bajezyda za rękę. Podeszli do jasnowłosej. Władca przyjrzał się motylowi. Delikatnie go złapał. Ku zdziwieniu wszystkich motyl wcale nie odlatywał. Siedział na ręce sułtana, a mężczyzna zaczął coś opowiadać dziewczynce.

Młoda sułtanka patrzyła na nich z zadowoleniem. Nagle zauważyła biegnącego w jej stronę Osmana.

- Pani... książe, zaczekaj - wykrzyknęła zdyszana Firdus. Dziewczyna biegła za chłopcem.

An zaśmiała się. Jej syn wyglądał tak zabawnie. Odwracał się co chwilę, aby spradzić czy zgubił swą opiekunkę.

Brunetka przykucnęła i wyciągnęła ręce do synka.

- Chodż tu mój wspaniały książe - wyszeptała.

- Firdus się znupiła - powiedział chłopiec.

- Ah, Firdus się zgubiła ? - zapytała młoda sułtanka, gdyż nie dokońca zrozumiała co mówił chłopiec.

- Tam ! - dodał malec, wyrywając się w stronę drzew. Dziewczyna postawiła go na ziemi.

- To chodż, poszukamy jej - powiedziała łapiąc go za rękę.

Firdus stała oparta o drzewo.

Dyszała ciężko. Anbare poklepała ją po ramieniu.

- Widzę, że książe nie daje ci spokoju - zaśmiała się. Szatynka stanęła prosto uśmiechając się do młodej sułtanki.

- Teraz ja się nim zajmę - dodała brunetka.

An szła spokojnie z synkiem.

Zauważyli Ranę i sułtana.

Chłopiec podbiegł do swojego ojca.

- Osman - zawołał z uśmiechem Bajezyd. Anbare również do nich podeszła. Złapała za rękę małą sułtankę i sułtana. Spacerowali razem wąską ścieżką. Edirne było naprawdę pięknym miejscem. Rosło tam tyle barwnych kwiatów i roślin. Niezwykłe zwierzęta, które można było spotkać na każdym kroku. Również powietrze było rześkie i świeże. Słońce przyjemnie grzało.

Zbliżało się lato. Anbare czuła się wspaniale. Miała przy sobie wszystkie ukochane osoby. Potrzebowała takiego wypoczynku. Zdala od pałacu pełnego intryg i śmierci...

**********

Sułtanka Gizem siedziała w swojej komnacie, wraz z Melek i Gevherhan.

- Jak się miewasz ? - zapytała ciężarną.

- Czuję się naprawdę dobrze, już nie mogę się doczekać, aż wezmę w ramiona mojego syna, wspaniałego księcia - odparła. Pogładziła się po wypukłym brzuchu.

- Bezczelna, ona ma być matką księcia ? - pomyślała ze złością Gevher. Irytowała ją obecność Melek.

Popatrzyła na rudowłosą. Z każdym dniem jeszcze bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że Gizem nie jest jej matką. Uważała, że jej prawdziwą matką jest sułtanka Gulnihal. Znała ją od najmłodszych lat i bardzo kochała. Była do niej przywiązana.

- Gevherhan, nie uważasz, że już najwyższa pora, abyś i ty założyła rodzinę ? - zapytała Gizem.

Dziewczyna popatrzyła na nią zniesmaczona. Matka przywołała jej najboleśniejsze wspomnienia. Doskonale pamiętała jak skończyło się jej poprzednie małżeństwo. Straciła dziecko, a jej mąż zginął na wyprawie wojennej. Bała się, że znowu będzie przeżywać to samo. Tą samą rozpacz, ten sam ból. Wyszła za mąż z miłości. Sułtanka Gulnihal doskonale o to zadbała. Zawsze wspierała swą córkę.

- Gevherhan... - wyrwała ją z rozmyślań niebieskooka.

- Mam już nawet świetnego kandydata, co powiesz na wielkiego wezyra, Mehmeta Paszę ? - zaproponowała Gizem.

- No nie mogłaś wybrać gorzej ! - pomyślała z ironią.

- Absolutnie się nie zgadzam ! Matko, czy tak mało dla ciebie znaczę ? Chcesz mnie wydać za człowieka starszego o dwadzieścia lat ? - wybuchnęła.

- Mehmet nie jest starszy od ciebie o dwadzieścia lat, ale o dziesięć,

po za tym jest naprawdę świetnym, oddanym sułtanowi paszą - dodała dumnie. Do oczu niebieskookiej napłynęły łzy.

- Nie zgadzam się, nigdy za niego nie wyjdę, nigdy ! - zawyła. Wybiegła z komnaty. Rozpłakała się.

Nie kochała, nawet nie znała wspomnianego paszy. Bała się, że Gizem uda się wydać ją za Mehmeta. Nie darowałaby jej tego. Jak miałaby być żoną kogoś kogo nie kochała. Jak miałaby z nim żyć ?. Wzięła głęboki oddech i doprowadziła się do porządku.

- Choćby się paliło i waliło nigdy się na to nie zgodzę ! - dodała w myślach.

***********

Był piękny wieczór. Anbare siedziała na poduszce, wtulona w Bajezyda. Oboje patrzyli na palący się w kominku ogień. Młoda sułtanka rozmyślała nad jej planami dotyczącymi Kamerşah i Gizem. Sułtan pogładził ją po włosach.

- Nad czym to tak rozmyśla moja ukochana sułtanka ? - szepnął jej do ucha.

- Nie myśl już o tych ważnych, pałacowych sprawach - dodał.

- Czy on mi czyta w myślach ? - pomyślała.

- Masz rację Bajezyd, już nie będę, przyjechaliśmy tu aby wypocząć, a ja myślami wciąż wracam do codzienności - odparła. Władca westchnął ciężko.

- Ja również zajmuję myśli czym innym, mimo, że jesteśmy tutaj, z daleka od tego krwawego pałacu, i tak wciąż pamiętam - dodał. W jego oku ponownie błysnęła łza.

An przytuliła się do niego mocniej. Otarła palcem jego łzę.

- Nie myśl już o tym, nie zapominaj, że masz mnie, ja jestem przy tobie - powiedziała brunetka.

- Nie wiem jak długo przez te wszystkie okropne wydarzenia ci tego nie mówiłem, ale kocham cię, kocham najbardziej na świecie, kocham ciebie i tylko ciebie i nigdy nie przestanę, jesteś moją świetlistą gwiazdą, dzięki której mogę żyć - wyszeptał. Pocałował ją. Młoda sułtanka nawet nie protestowała. Poczuła, że wybaczyła mu. Znowu odżyło w niej to piękne uczucie.

Znowu było jak za dawnych lat. Czuła się tak jak w tą pierwszą, niezwykłą, wspólnie spędzoną, majową noc, do której wracała tylko wspomnieniami. Od tylu miesięcy unikała Bajezyda. Minęło ponad pół roku. Nie miała już nadzieji, wiedziała, że nie jest w stanie mu wybaczyć. Myliła się, za bardzo go kochała, aby pozostać obojętnym. Bajezyd objął ją mocniej. Zrzucił z niej ozdobę którą miała na głowie. Podniósł ją delikatnie, i położył na miękkim łożu.

************

Tego samego wieczora, Melek Hatun spacerowała po haremie. Z dumą patrzyła na wszystkie dziewczęta.

- Ty to masz szczęście, Melek - powiedziała Maisa.

- To prawda, że dostajesz od sułtana tyle prezentów ? - zapytała niska brunetka.

- Çesur Hatun, dlaczego siedzisz tam sama, nie chcesz z nami rozmawiać ? - powiedziała Maisa, do siedzącej w rogu czarnowłosej niewolnicy. Dziewczyna siedziała patrząc smutno w podłogę. Miała szesnaście lat. Była naprawdę piękna. Miała delikatną, różaną cerę oraz duże, błyszczące zielono-niebieskie oczy. Trafiła do haremu nieco ponad miesiąc temu. Sułtanka Kamerşah widziała w jaki sposób dziewczyna obchodziła się z innymi niewolnicami i służbą.

Mogłaby zrobić wszystko, aby tylko opuścić ten pałac. Wiele razy próbowała uciec, a gdy już została złapana, dosłownie biła się ze strażnikami. Popatrzyła srogo w stronę dziewcząt. Nienawidziła ich ciągłego gadania i śmiania się.

Imię to nadała jej właśnie Kamer. Idealnie do niej pasowało, oznaczało odważną. Çesur nie bała się niczego i nikogo. Była sprytna i nieugięta.

Byłaby wstanie poświęcić wszystko, aby osiągnąć swój cel.

Pochodziła z Rumelii. Jej ojciec był wojskowym, i od małego uczył ją jak być silnym i mądrym. Dziewczyna była doskonale wykształcona. Umiała też świetnie jeżdzić konno. Zaskakiwała wszystkich swoimi umiejętnościami. Doskonale władała mieczem. Była wychowywana raczej jak chłopiec.

Przez to porwanie, jeszcze bardziej

"pozbyła" się uczuć. Nikt, ani nic nie mogło jej zranić. Jej wzrok padł na stojącą obok Melek.

- Czego chcesz ? - zapytała wprost.

- Widzę, że pozjadałaś wszystkie rozumy, za kogo ty się uważasz !? - warknęła jasnowłosa. Od początku panowała między nimi burzliwa atmosfera. Czarnowłosa wstała.

- Widzę, że już do reszty poprzewracało ci się w tej pustej głowie - odsyknęła.

- Licz się ze słowami, mówisz do matki księcia ! - dodała triumfalnie Melek.

Dziewczyna zaśmiała się głośno na cały harem.

- Słyszałam, że dostajesz od sułtana mnóstwo prezentów - dodała łapiąc za jej kolię.

- To też od niego, bo zdaje mi się, że gdzieś już ją widziałam... a już wiem, przy zwłokach tej pięknej dziewczyny, która zginęła podczas buntu ? - parsknęła z ironią. Wszystkie dziewczęta zaczęły się śmiać. Çesur ośmieszyła ją na tle całego haremu.

- Uważaj Melek, na to co daje ci sułtan, podobno ciąży na nim klątwa - zaśmiała się czarnowłosa. Cały harem aż huczał. Nawet sama Firial Kalfa szczerzyła się gdzieś pośród dziewcząt.

- Nie daruję ci tego Çesur ! - warknęła blondynka.

- Nie daruję wam wszystkim ! - wrzasnęła wściekle.

Odepchnęła dwie niewolnice, po czym już chciała wyjść, lecz poczuła ból. Jęknęła głośno, łapiąc się za brzuch.

- Książe się rodzi ! - wyjęczała.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Hah, ale mi się przedłużyło "rano"
  • Tina12 31.07.2016
    Nareszcie An wybaczyła sułtanowi. Oby Melek urodziła dziewczynek.
    5 i czekam na cd.
  • Witam cię Tino i dziękuję za piątkę.
  • Tina12 31.07.2016
    Faize Anbare Sultan
    Nie ma za co.
  • Margerita 31.07.2016
    Pięć
  • Olga Undomiel 31.07.2016
    Oby Melek urodziła martwe dziecko lub sułtankę. 5
  • Tina12 31.07.2016
    Może nie martwe, ale niech jest sułtanak.
  • Tina12 31.07.2016
    Tina12
    Ups sułtanka.
  • detektyw 31.07.2016
    Bauahahahahsg costo pjest apoyeby zmaja anana wiekssza przewage nadwawzsszymin opowiadamai,dp
  • Afraid13 31.07.2016
    Wreszcie kolejna część. 5 :)
  • Zozole 31.07.2016
    Nareszcie! Super rozdział. Czekam z niecierpliwością na cd;5
  • Szalokapel 15.08.2016
    Ciekawe co bedzie dalej, zostawiam 5 i lece dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania