Poprzednie częściSułtanka Faize roz 3 " W niewoli"
Pokaż listęUkryj listę

Sułtanka Faize roz 56 "Nie masz serca"

Anbare była zdruzgotana. To co widziała kompletnie nią wstrząsnęło. Dzięki tym obawom przeżyła. Wiedziała, że musi żyć dla Bajezyda, Humy, Rany i Osmana.

Zafir siedział w swojej komnacie. Cierpiał. Ta, którą kochał odwróciła się od niego, powiedziała, że już nigdy nie chce go widzieć.

Czuł ogromną pustkę. Tak bardzo ją kochał, miał złamane serce. Ale czego miał się spodziewać ? Miłości, oddania ? Ona jest sułtanką, a on tak naprawdę nikim.

Od tamtej pory totalnie zamknął się w sobie. Nie wiedział co robić, czuł, że wszystko stracone.

Do jego komnaty weszła sułtanka Gizem.

- Taki wielki żołnierz, a jakże wrażliwy - powiedziała złośliwie.

Szambelan odwrócił się napięcie.

Pokłonił się.

- Hmm, jestem ciekawa, co jest powodem twojego wielkiego wzruszenia - dodała.

- Do czego zmierzasz, sułtanko Gizem ! - powiedział zirytowany Zafir. Czuł, że rudowłosa coś knuje.

- Ostatnio nękają nas liczne zbiegi okoliczności... najpierw atak Çesur na sułtana, w związku z czym zraniła Anbare, oczywiście ty zabiłeś tą nieszczęsną, póżniej Anbare odzyskała twojego brata, ze względu na jakieś silne załamania psychiczne postanowiła się zabić, nie wydaje ci się to odrobinkę dziwne ? - dodała.

Mężczyzna patrzył na nią ze złością.

- Wszystko ma związek z tą lechistańską niewolnicą - powiedziała.

- Licz się ze słowami ! Sułtanka Anbare... - wyjąkał gniewnie.

Gizem zaśmiała się złośliwie.

- Widzę, że intuicja mnie nie myli, czujesz coś do niej ? Zakochałeś się, Hahahahaha - śmiała się.

Niebieskooki spuścił wzrok. Był wściekły, zacisnął pięści.

- Wiesz, nie spodziewałabym się tego po tobie, jesteś tak bardzo oddany sułtanowi, nie pomyślałabym, że go zdradzisz - powiedziała perfidnie.

Zafir podszedł do rudowłosej.

- Trzymaj się od Anbare z daleka !

Ona jest niewinna, nic do mnie nie czuje - powiedział pewnie.

- A czy ona wie o twoich

uczuciach ? Może do czegoś między wami doszło ? - powiedziała Gizem.

- Kończy się moja cierpliwość ! - dodał stanowczo Zafir, posyłając jej złowrogie spojrzenie. Odwrócił się tyłem, chciał wyjść.

Kobieta podeszła do niego. Położyła delikatnie ręce na jego ramionach. Mężczyznę przeszył dreszcz.

- Spróbuj tylko podskoczyć, jeśli nie wypełnisz mojego polecenia zginie i twój brat i Anbare - szepnęła mu do ucha.

- Czego ode mnie chcesz ! - warknął.

- Mam pewną propozycję, w sumie i tak nie będziesz miał wyjścia, od teraz służysz mi, chcę wiedzieć o wszystkim co planuje Gulnihal, Anbare i Ismihan, oraz mój syn, inaczej możesz pożegnać się z bratem, a twoja zdrada wyjdzie na jaw ! - powiedziała, uśmiechając się złośliwie.

- Nigdy ! Ale to przenigdy nie zdradzę sułtanek ! -mówił przez zęby.

- Masz jeszcze szansę, wybieraj szambelanie, życie, albo śmierć, jeśli to wszystko się wyda, Anbare zginie, a wraz z nią jej dzieci i ty ! - poinformowała Gizem.

- Jesteś okrutna ! Chcesz skrzywdzić własne wnuki, jesteś potworem, nie masz serca ! -wrzasnął Zafir, patrząc na nią ze wściekłością. Nie mieściło mu się to w głowie. Jak można być tak żądnym władzy i kompletnie zatracić siebie i swe uczucia. Jak można być tak zimnym i nieczułym nawet wobec małych dzieci.

- Wszystko zależy od ciebie, to czy będę potworem czy nie również - odparła Gizem.

- Nigdy nie ulegnę temu diabelskiemu planowi ! - dodał, wychodząc.

Zniesmaczona kobieta patrzyła jak Zafir odchodzi.

- Hmm, zaczynasz podskakiwać, zobaczymy co powiesz na to... - uśmiechnęła się lekko, gładząc się po podbródku. Rozsiadła się wygodnie na kanapie.

- Pora zadziałać.

************

Był wieczór. Anbare siedziała w swojej komnacie, wraz z Raną, Osmanem i Humą. Trzymała maleńką dziewczynkę na rękach.

Dziecko patrzyło na nią pięknymi oczami.

- Córeczko - wyszeptała, całując małe piąstki.

- Mamo, martwię się o ciebię - powiedziała troskliwie Rana.

Młoda sułtanka popatrzyła na nią z miłością. Jej przybrana córka tak się o nią troszczyła.

- Nie martw się, czuję się już lepiej, nie przejmuj się mną, poradzę sobie - odparła obejmując ramieniem dziesięciolatkę.

- Robisz się coraz piękniejsza, nigdy nie widziałam tak ślicznej dziewczynki - powiedziała, gładząc ją po twarzy. Jasnowłosa uśmiechnęła się lekko. Pokochała Anbare jak matkę. Przez ten rok przyzwyczaiła się do zaistniałej sytuacji. Do komnaty weszła jedna z pałacowych służących.

- Pani, Zafir bey chce się z tobą widzieć - przekazała.

- O tej porze ? Czego on chce ? - zapytała An.

- Nie wiem, pani, podobno to ważne, czeka w ogrodzie - odparła wenecjanka.

- W ogrodzie ? Dobrze, już idę - powiedziała Anbare, wkładając na siebie lekkie nakrycie.

Była zdziwiona. Nie wiedziała czego może się spodziewać. Zakazała mu przecież kontaktu z sobą, jednakże musiało być to naprawdę coś ważnego, skoro wezwał ją w środku nocy. Snuła różne domysły. Może ktoś dowiedział się o tym co ich łączy ? A może Zafir znowu wymyślił coś szalonego ?. Brunetka zawachała się. Stała wpatrując się w drzwi prowadzące do ogrodu.

A jeśli Zafir poprostu chciał się z nią tak poprostu zobaczyć ?. Nie mogła sobie przecież na to pozwolić. No, ale jeśli to coś ważnego ? Sprawa życia lub śmierci ?. Anbare zebrała się na odwagę. Przekroczyła pałacowy próg, znalazła się w ogrodzie. Rozejrzała się wokół.

Nikogo nie było. Szła alejką rozglądając się w poszukiwaniu szambelana. Robiło się coraz ciemniej i ciemniej.

- Czy on robi sobie żarty ? - pomyślała, dokładniej przyglądając się roślinom i drzewom.

Zmierzała w coraz większą otchłań. Zwisające gałęzie drzew wyglądały coraz bardziej złowieszczo. Młoda sułtanka zaczęła odczuwać lęk. Mocny powiew wiatru zciągnął z niej cienki płaszczyk. Dziewczyna pobiegła za nim. W końcu zatrzymał się na jednym z ogromnych drzew. An podskoczyła, łapiąc za jego skrawek.

- Mam cię ! - dodała. Zaczęła delikatnie wsuwać nakrycie.

Nagle usłyszała rżenie konia.

Obróciła się. Przeszła kilka kroków.

- Zafir - powiedziała cicho.

Gałęzie wielkiego drzewa poruszyły się. Z ciemności wyłoniła się postać ubrana na czarno. Młoda sułtanka spojrzała na nią z przerażeniem. Osoba ta miała zakrytą twarz.

- Kim jesteś ! Czego chcesz ? - powiedziała An. Mężczyzna zaczął się do niej zbliżać. Anbare odsuwała się od niego. Zaczęła biec. Oddychała ciężko. Odwróciła się. Tajemniczy mężczyzna zniknął.

Westchnęła z ulgą. Niespodziewanie poczuła, że ktoś złapał ją od tyłu.

- Myślałaś, że uciekniesz - usłyszała chrypliwy głos.

Zaczęła się szarpać i wyrywać.

- Zafir ! - krzyknęła przerażliwie.

Oprawca zakrył jej usta ręką. Związał jej dłonie i nogi. Dziewczyna spojrzała na niego wściekle.

Po chwili nadbiegł jeszcze jeden, zakapturzony mężczyzna.

- Firuz ! Gdzie ty się podziewasz ? Nawet nie potrafiłeś jej złapać, ciamajda ! - syknął, uderzając go w plecy.

- Nie mamy zbyt wiele czasu, pomóż mi - dodał. Mężczyżni podnieśli ją, sadzając na czarnego rumaka. Pojawił się też trzeci mężczyzna, prowadzący chłopca. Był to brat Zafira, również pożądnie związany. An zaczęła się kręcić niespokojnie. Starała się zrzucić z głowy koronę wraz z chustą. W końcu jej się udało. Bandyci posadzili chłopca na koniu, jeden z nich usiadł razem z nimi. Pozostali wsiedli na swoje konie.

Tymczasem Zafir obudził się. Miał straszne koszmary. Oddychał ciężko, podchodząc do okna. Usłyszał rżenie.

- Kto u licha wypuścił konie ? - pomyślał. Ubrał się prędko. Wziął do ręki świecę. Zaintrygowany wyszedł do ogrodu, rozglądając się.

Jego wzrok padł na leżącą na trawie chustę. Podszedł do niej i przyklęknął. Wziął materiał do ręki.

Obok niego leżała piękna, delikatna, rubinowa korona. Owinął chustę wokół ręki.

- Anbare... o nie ! - powiedział z przerażeniem. Wstał prędko. Wręcz pędził przez korytarze.

Wpadł do komnaty Anbare. Przejrzał całe pomieszczenie, szukając jej.

- Jasna cholera ! - zezłościł się rzucając na ziemię jedną z poduszek.

- Szukasz czegoś ? A może kogoś ? - usłyszał nagle. Stała za nim

Gizem. Uśmiechała się złośliwie.

- Co zrobiłaś z Anbare ! - wrzasnął.

Rudowłosa zaśmiała się.

- No cóż, sam do tego doprowadziłeś, nie chciałeś ze mną współpracować, teraz zginie i ona i twój brat, nic nie możesz na to poradzić - dodała.

Zafir podszedł do niej. Coraz bardziej przybliżał się do rudowłosej. W końcu przyparł ją do ściany.

- Jesteś wiedżmą, szatanem w ludzkiej skórze ! - wyjąkał.

- Mógłbyś bardziej się wysilić, nie są to moje najgorsze określenia - odparła beznamiętnie.

- Jesteś jak szatan, okropna, zimna żmija, która sprowadziła zło na ten pałac, to ty jesteś tym złem, jak nazwać człowieka, który zabił niemowlę, tego, który darzył cię miłością oraz ciotkę sułtana ? - powiedział.

- To ty jesteś szatanem ! Skąd to wszystko wiesz ! - dodała Gizem z przerażeniem.

- Jeszcze mało o mnie wiesz - dodał wychodząc. Bez namysłu pędził korytarzami. Chwycił za miecz. Wsiadł na konia. Popędził na ratunek Anbare...

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Tina12 07.08.2016
    Jak ja nie cierpie tej Gizem. Oby An. nic sie nie stało. Szkoda, że sułtan sie nie dowie o intrygach Gizem.
    5
  • Afraid13 07.08.2016
    Z nudów powtórzyłam wszystkie rozdziały... super. ^^ 5
  • Dziękuję, piszę już kolejny, będzie bardzo zaskakujący :)
  • Faize Anbare Sultan ups pomyliłam się to roz 58 będzie taki, bo w tym się nie zmieszczę
  • Olga Undomiel 07.08.2016
    Faize Anbare Sultan witaj. Jak zawsze masz 5
  • Zozole 07.08.2016
    Czekam ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡5
  • Ojej, dziękuję
  • Szalokapel 20.08.2016
    Ja również nie toleruję Gizem, wredna małpa. Coraz bardziej lubię Zafira, jest taki kochany... Super po prostu. Pzrzechodząc do treści, tym razem zostawiam 4. Było sporo błędów ortograficznych. Ze względu na godzinę resztę przeczytam jutro. :) Pozdrawiam.
  • Dziękuję za odwiedziny, aż przyszłam sobie powspominać starsze rozdziały i pobudkę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania