Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 64

Miasto, choć zabytkowe, było niewielkie. Na każdym kroku widoczna była zapaść gospodarcza po transformacji, która szczególnie dotknęła ten region Polski. Zagraniczne firmy i zakłady usługowe omijały te tereny gospodarczo nieatrakcyjnie. Społeczeństwo z braku możliwości zarobkowych popadało w nędzę i alkoholizm. Duża część młodzieży i osób lepiej wykształconych wyjeżdżała w poszukiwaniu swojego miejsca do życia. Dopiero w ostatnim czasie, kiedy rodziny wielodzietne dostały, w sumie niewielkie, pieniądze na dzieci w kwocie pięciuset złotych, pozwoliły im wstać z kolan i tchnęły nadzieję na lepszą przyszłość. Matki i ojcowie odstawili kielichy i ograniczali palenie papierosów w trosce o swoje dzieci. Osoby, które nigdy wcześniej nie odprowadzały własnych pociech do szkoły, teraz nie tylko tak robią, to jeszcze przychodzą po lekcjach i odprowadzają do domu.

Pod dyskontem sieci, której myśmy nie znali, w piątkowe popołudnie było sporo wolnych miejsc parkingowych, co świadczyło, że jeszcze tu nie dotarła masowa motoryzacja. Jednak w niedługim czasie i to się zmieni w miarę bogacenia społeczeństwa. Rzeka tanich, starych aut sprowadzanych z zachodu zaleje i te dziurawe ulice.

W sklepie byliśmy jedynymi klientami, którzy czytali uważnie etykiety produktów i tym zachowaniem zwróciliśmy uwagę obsługi sklepu.

- Nie muszą się państwo obawiać, w naszym dyskoncie dokładnie sprawdzamy i na półkach nie ma produktów przeterminowanych – powiedziała ekspedientka po podejściu do nas.

- To też sprawdzamy, lecz najbardziej interesuje nas wsad w produkcie, czyli co tam włożono i użyte konserwanty – odpowiedziała Donata, która w tym momencie czytała etykietę konserwy nazwanej mięsną, a w rzeczywistości było w niej wszystko oprócz prawdziwego mięsa, jeżeli nie uznawało się resztek oddzielonych mechanicznie od kości, jako mięso.

- Jeżeli państwa interesuje zdrowa żywność, to mamy ją dwa regały dalej, po lewej stronie – dodała uprzejma pani z obsługi.

- Dziękujemy bardzo za informację, lecz produkty ekologiczne są najczęściej oszukiwane z chęci sporego zysku. Dlatego wolimy poszukać pośród pozostałych tych dla nas najlepszych – stwierdziła Donata.

Kobieta zatrudniona w sklepie nic nie odpowiedziała, tylko wykonała nieokreślony gest ramionami i udała się do kolejnych prac z długiej listy czynności do wykonania tego dnia. Przez czas naszych zakupów kilkakrotnie widziałem ją biegającą między kasą, a półkami, na których wykładała towar i informowała klientów zadających pytania.

Zrobienie mądrych zakupów spożywczych zajęło nam sporo czasu zanim zapakowaliśmy je do bagażnika samochodu. Podczas zamykania klapy zapytałem Donatę.

- Kochanie masz może ochotę na kawę i dobre ciasteczko?

- Bardzo chętnie, sama miałam właśnie zaproponować, akurat nastała moja pora na małą czarną.

Przestawiłem auto na skraj parkingu, żeby nikomu nie przeszkadzało i wybraliśmy się na poszukiwanie cukierni, przy okazji zwiedzając miasto. W okolicach rynku budynki miały zabytkowe fasady, lecz tylko nieliczne były odnowione, może, dlatego te ładniejsze aż kuły w oczy swoim pięknem. W jednym z nich na parterze dostrzegliśmy cukiernię, w której w oknie wystawowym było zaproszenie na kilka rodzajów kaw z ekspresu ciśnieniowego, wyrabiane na miejscu lody z produktów naturalnych oraz ciasta domowe. Informacja podziałała na nas jak magnes i bez wzajemnego uzgadniania skierowaliśmy nasze kroki do lokalu. Już przy otwieraniu drzwi wnętrze kawiarni mi się spodobało, ponieważ wyglądało jak z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Wszystko było w niej zadbane i odnowione jakby prosto wyszło z fabryki, była nawet szafa grająca z płytami winylowymi, z której wydobywały się dźwięki chyba pierwszego przeboju Czerwonych Gitar. Zapach kawy i aromat ciepłych ciast zawładnął mną do tego stopnia, że musiałem się powstrzymać, żeby przepuścić przez drzwi pierwszą Donatę. Musiano tutaj serwować dobre produkty w przystępnej cenie, ponieważ stoliki w cukierni były wszystkie zajęte i z tego powodu humor mi się zdecydowanie popsuł. Niezdecydowanie zatrzymaliśmy się na środku lokalu, dwa kroki za drzwiami i zaczęliśmy się rozglądać za wolnym miejscem.

- Szukają państwo wolnego stolika? – zapytała szczupła, niewysoka, młoda kelnerka, ubrana w strój z epoki odpowiedniej do wystroju lokalu. Kierownictwo nie zapomniało nawet o charakterystycznej ozdobie przypiętej we włosach personelu.

- Tak, oczywiście – odpowiedzieliśmy, pierwsza Donata i w połowie słowa ja za nią.

- Proszę chwilę poczekać, zaraz zacznie się wydawanie zamówień i osoby, które wcześniej przyszły odebrać, zwolnią stoliki.

- Jakie zamówienia? – zapytałem, zaciekawiony.

- Najpóźniej do czwartku przyjmujemy mailowo, lub telefonicznie zamówienia na wyroby cukiernicze, jakich nie posiadamy w stałej ofercie i w piątek o siedemnastej wydajemy. Można wcześniej zapłacić, albo przy odbiorze. Wyboru dokonuje klient. Proszę przyjąć naszą wizytówkę – odpowiedziała, wręczając mi pod koniec wypowiedzi kolorowy kartonik.

Klienci, wzywani według numerów zamówienia, kolejno wstawali z krzesełek i podchodzili do lady po paczuszki. Niewielka część konsumentów płaciła przy odbiorze, widocznie większość opłaciła przy zamówieniu.

- Przepraszam, że dopytam po lekturze wizytówki, czy zrealizujecie zamówienie na każde ciasto i ciastko?

- Oczywiście, o ile są w danej chwili dostępne produkty, owocowe z mrożonek praktycznie przez cały rok, lecz ze świeżych tylko sezonowo – poinformowała mnie kelnerka.

Zaledwie po chwili stolik został zwolniony i w jej asyście podeszliśmy zająć miejsca przy stojącym niedaleko wystawy. Zanim usiedliśmy wróciła do nas i wręczyła nam menu, oczywiście mogliśmy nie zamawiać u niej, tylko podejść do lady i dokonać tam wyboru, a ona dostarczy nam do stolika. Oboje wybraliśmy opcję odwiedzenia stoiska, rozeznania się tam i podjęcia w tamtym miejscu decyzji, ponieważ zawsze można zapytać o smak, lub nadzienie, albo rodzaj kremu, czy posypki. W tym celu odczekaliśmy na zrealizowanie zamówień i podeszliśmy do lady. Różnorodność ciasteczek i ciast oszałamiała, choć nie były to wielkie ilości, prawdopodobnie każde zamówienie zostało powiększone o kilka sztuk. Wszystkie tradycyjne często występujące w cukierniach znałem, jednak za szybą dostrzegłem takie, których nigdzie nie spotkałem. Swoim spostrzeżeniem podzieliłem się z Donatą.

- Proszę mi powiedzieć, które z ciastek nie macie w swojej stałej ofercie? – zapytała moja dziewczyna sprzedawczynię.

Pomysł Donaty od razu mi się spodobał, zamówić i zjeść możemy, jakie są tylko dzisiaj, tym bardziej, że nawet gdybym chciał kiedyś poprosić o jakieś to nie znam nazwy. Oczywiście mamy też ograniczenia ilościowe, wynikające z naszej możliwości zjedzenia na miejscu i długości przechowywania w domu.

- Tutaj mamy wyroby występujące przeważnie w naszej ofercie, lecz i one w zależności od dni tygodnia ulegają zmianie – powiedziała starsza pani, w mojej ocenie emerytka, ubrana identycznie jak kelnerka tylko w długiej spódnicy, wskazując na ladę chłodniczą po lewej naszej stronie.

- Natomiast wyroby w tej gablocie są wykonane na zamówienie naszych klientów i dzięki ich pomysłowości oraz upodobaniom możemy zaproponować je państwu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 04.11.2017
    Narobiłeś smaku na ciastka. Ciekawa cukiernia i ciekawe rozwiązania. Moim zdaniem każdy powinien robić to do czego ma talent i sposób na pomysł. Dbałość o klienta i jakość wyrobów to duży krok w kierunku powodzenia. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania