Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 58

Pod wpływem lęku dostałem bardzo wysokiego ciśnienia, więc przez ten wyjątkowo dla mnie długi czas nie potrzebowałem kawy. Dopiero byłem w stanie ruszyć się z miejsca jak usłyszałem, Marcela mówiącego.

- Poszedł sobie, możemy iść.

- To nie była policja? – zapytałem niepewnym głosem.

- Mówiłem, skrzekot – odpowiedział rozradowanym głosem.

- Z czego się cieszysz, że mnie na śmierć wystraszyłeś.

Dopiero jak to powiedziałem, spojrzał na mnie i odrzekł.

- Przepraszam za swoje zachowanie, przez emocje, jakie mną zawładnęły zapomniałem, że w sprawach lasu i natury jesteś kompletnie zielony. Skrzekot jest mieszańcem głuszca i cietrzewia. Tam gdzie teren przebywania cietrzewia pokrywa się z terytorium zajmowanym przez głuszca, dość często dochodzi do kontaktów międzygatunkowych w wyniku ich powstają bezpłodne mieszańce nazywane skrzekoty. Ojcem ich zazwyczaj jest samiec cietrzewia, a matką samica głuszca. Samce skrzekota mają ubarwienie podobnie do samców głuszca, jednak są mniejsze z wciętym ogonem. Samice podobne są do samic cietrzewia.

Dalej specjalnie nie orientowałem się, o co chodzi, moja wiedza zaczynała się i kończyła na tym, że są to ptaki podobne do domowego drobiu. Dlatego Marcel postanowił poszerzyć moje horyzonty w tym zakresie.

- Samiec cietrzewia ma czarny dziób, a pióra czarne o granatowym połysku. Natomiast skrzydła ma ciemnobrązowe z dwiema białymi pręgami. Nogi siwo-brązowe, upierzone aż po palce, pomaga mu to w chodzeniu zimą po śniegu. Nad okiem wyraźny czerwony fragment gołej skóry nazywanej różą, która wiosną podczas godów powiększa się, oraz charakterystyczny gon w kształcie liry.

Samica cietrzewia jest mniejsza od samca. Grzbiet jej jest brunatny z gęstym poprzecznym, rdzawym prążkowaniem. Spód i boki jaśniejsze i prążkowanie w tym miejscu staje się mniej regularne, natomiast ogonek wcięty.

Cietrzew jest wielkości kury domowej i tak jak ona lubi kąpać się w piasku. Jednak podczas silnych mrozów i grubej pokrywy śnieżnej nie chowa się do kurnika, tylko zakopuje się w śniegu. Jeszcze do końca dziewiętnastego wieku ptaki te dość często spotykało się w naszym kraju.

Natomiast głuszec jest największym żyjącym na swobodzie, niestety nielicznym ptakiem grzebiącym Europy. Samce są o połowę większe od samicy, dorównują w tym dużej gęsi. Głowa, szyja i kuper są czarne z szarymi podłużnymi cętkami, broda z dłuższymi i sztywnymi piórami, też czarna. Dziób żółty, zakrzywiony. Skrzydła i grzbiet brązowe z białą plamą na ramieniu. Ogon czarny z białymi plamami, długi i zaokrąglony. Wokół oka czerwona plama, która nabrzmiewa wiosną w okresie godowym tworząc czerwoną różę. Spód ciała jest czarny z drobnym białym deseniem. Na piersi zielonkawy, metaliczny połysk. Nogi są obrośnięte piórami. Początkiem września po bokach palców nóg zaczyna wyrastać rząd drobnych zrogowaciałych piórek, które pomagają ptakom utrzymać się na śniegu.

Samica jest mniejsza niż samiec, o ubarwieniu ciemnobrunatnym oraz płowym imitującym suchą trawę albo liście, ma słabo widoczną narośl w okolicach oczu. Grzbiet tułowia w rdzawo-białe poprzeczne prążki, głównie na piersi, od spodu prążkowanie jest wyraźniejsze. Gardło i wole jednolicie brązowe.

- Widocznie z populacją tych ptaków nie jest jeszcze tak źle, skoro krzyżują się z sobą – powiedziałem.

- Byłoby nie najgorzej gdyby łączyły się w pary we własnym gatunku, wtedy by się rozmnażały. Jednaki i tak jest nie źle, przynajmniej gdzieś w pobliżu pojawiła się samica głuszca, a to jest już prawdziwy sukces.

Nie chciałem spierać się z Marcelem, skoro on się cieszy niech tak będzie, lecz pożytku ze skrzekota oprócz wystraszenia mnie nie dostrzegałem. Donacie po powrocie do domu opowiem o spotkaniu z ptakiem, którego ze strachu nie widziałem, jednak może się zdarzyć, że ponownie nasze drogi się skrzyżują. Wtedy będę miał okazję pochwalić się świeżo zdobytą wiedzą.

Dopiero w domu Marcela mogłem ochłonąć z emocji, zaspokoić głód i napić się prawdziwej kawy. Zaraz po spóźnionym śniadaniu zabrałem się o przeglądania dokumentacji finansowo księgowej i przynajmniej przy tej czynności czułem się kompetentny i pewny swojej wiedzy. Trzeba zaznaczyć, że i w tym przypadku Marcel prowadził wszystko wzorowo. Kiedy znajduje on na wszystkie swoje liczne zainteresowania czas, tego nie wiedziałem.

Około czternastej dołączyła do nas Donata zaniepokojona moją przedłużającą się nieobecnością i martwiąc się, że wyszedłem z domu bez śniadania.

- Ugotowałam pyszną zupę grzybową, najlepiej będzie jak zrobicie chwilę przerwy i przyjdziecie zjeść zanim wystygnie – powiedziała moja dziewczyna na wstępie, stawiając owinięty dużym ręcznikiem frotte garnek z pokrywką na stole.

Marcel był gotowy w każdej chwili do podporządkowania się zmieniającej sytuacji, lecz ja nie i powiedziałem.

- Kochanie proszę, daj mi piętnaście minut.

- Dokończysz później, teraz siadaj do stołu – mówiła Donata i rozkładała trzy talerze na stole podane jej przez Marcela.

Marcel poszedł po chochelkę i łyżki, moja dziewczyna w tym czasie rozwinęła zawiniątko i uniosła pokrywkę. Momentalnie zapachniało intensywnie zupą chyba w całym pomieszczeniu. Donata przejęła chochlę, zamieszała w garnku, sprawnie napełniła talerze i po zajęciu miejsc zaczęliśmy jeść. Marcelowi wystarczyła jedna dolewka, a ja po trzeciej sam dolałem sobie kolejnej porcji. Skupiłem się ponownie z łyżką w ręku na pełnym talerzu, z którego unosił się aromatyczny zapach.

Pytanie Donaty wypowiedziane za moimi plecami, skierowane do Marcela, oderwało mnie od michy i przywróciło do rzeczywistości.

- Kto zrobił takie dziwne zdjęcie rodzinie Targowskich, na którym jest też mały Artur?

- Ja zrobiłem aparatem fotograficznym kupionym kilka godzin wcześniej na targach medycyny naturalnej. Sprzedający zapewnił mnie, że obiektyw ma odpowiednią polaryzację i fotografuję nim nie tylko ludzi, lecz i ich aurę. Było to pierwsze zdjęcie, jakie nim wykonałem. Po wywołaniu w ciemni kliszy i przerzuceniu na papier fotograficzny musiałem zmienić swoje plany. Wcześniej chciałem wywalczyć sądownie opiekę nad małym, lecz czarna aura wokół wszystkich Targowskich mnie powstrzymała, ponieważ przekonałem się, z jakimi złymi ludźmi mamy do czynienia – odpowiedział Marcel.

- Dookoła Artura jest aura żółta? – mówiła i pokazywała palcem na moją sfotografowaną sylwetką Donata.

- Dobrzy i zdrowi ludzie mają aurę w barwach występujących w tęczy, a kolor żółty w niej jest integralną częścią – wyjaśniał Marcel stając obok mojej dziewczyny przy ścianie obwieszonej podobnymi fotografiami. Chciałem i musiałem zaspokoić swoją ciekawość i zobaczyć ludzi na zdjęciach, miałem też nadzieję, że kogoś rozpoznam, więc odstawiłem talerz i wstałem od stołu i zbliżyłem się do nich. Cała ściana była pokryta fotografiami wielkości pocztówki, na których z wyjątkiem Targowskich i siebie nikogo nie znałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 17.10.2017
    No bardzo ciekawe jest opis cietrzewia i głuszcza. Fajne takie życie z dala od gwaru ulicznego. Czułam ten zapach zupy grzybowej i ten nastrój. Ciekawa też jest ta aura na fotografii. Czy rodzina Tarnowskich skrywa jakieś tajemnice? Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania