Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 79

Wprost nie odpowiedzieli mi na moje pytanie, jednak wszyscy kolejno, kiedy byli w pobliżu swoimi gestami dodali mi otuchy oraz wsparcia. Przynajmniej dla mnie znaczyło to znacznie więcej niż gdyby padły zapewnienia o bezgranicznej i stałej pomocy. Doskonale rozumiałem i zdawałem sobie sprawę, że powinno się ofiarować komuś tyle ile się chce, a nie tyle, co on pragnie.

Dopiero, kiedy odsunęli się troszkę, dostrzegłem sporo leżących na podłodze bagaży, które przynieśli ze sobą. Widząc moje zainteresowanie torbami, walizkami, kilkoma kartonami Marcel wyjaśnił.

- Przywieźliśmy z sobą wszystko do wieczerzy wigilijnej. Początkowo planowaliśmy być przy drzwiach twojej sali, żebyś, choć w ten sposób nie był osamotniony. Teraz możemy rozgościć się tutaj, tylko w tym celu trzeba zmodyfikować zgodę dyrekcji.

Donata usiadła na łóżku, przytuliła się i została przy mnie. Pozostali zaczęli szykować kolację, oprócz Marcela, który poszedł uzgadniać z personelem zmianę miejsca planowanej biesiady.

- Kochanie szkoda, że nie mogę się przebrać do wigilii i kąpiel z goleniem też by się przydały – powiedziałem do Donaty.

Długo moja dziewczyna się nie zastanawiała, prawie natychmiast przystąpiła do realizacji mojej prośby. Pomimo moich zapewnień, że poczekam i nie jest to, aż takie pilne. Chociaż do toalety bardzo mi się chciało.

Pierwsze czynności Donaty, jako mojej opiekunki polegały na posadzeniu na toalecie, a następnie na podcieraniu i były wyjątkowo krepujące dla mnie. Gdzieś w mojej psychice była bariera, która odgradzała mnie przed wykorzystywaniem mojej ukochanej osoby do tych celów. Jednak wraz z upływem kilku miesięcy własnego kalectwa, moja godność została mocno nadszarpnięta.

Najbardziej bałem się zobaczyć odznak obrzydzenia na jej twarzy, gdyby tak się stało prawdopodobnie psychicznie nie pozbierałbym się nigdy. Tylko miłość czyni cuda i teraz na mnie przyszła kolej żeby przekonać się o tym.

Po raz pierwszy od wypadku załatwienie potrzeby fizjologicznej było jak kiedyś zwykłą niekrępującą czynnością.

Następnie przewiozła mnie do łazienki, tam moje blizny, gdy zostałem goły nie przeraziły jej podobnie jak kikuty. Kąpiel w jej wykonaniu stała się ponownie dla mnie przyjemnością. Kiedy Donata ochlapała się wodą, podczas mojego szorowania, odsunęła się od wanny. Płynnym zdecydowanym ruchem ściągnęła sukienkę i halkę ubraną na dzisiejszy wieczór. Moje oczy ponownie zobaczyły najcudowniejszy widok na świecie. Jej piękne ciało od ostatniego spotkania zaokrągliło się na brzuszku. Ubrana była w koronkowy biały stanik i majteczki. Natychmiast moje zmysły i penis zareagowały. Moja dziewczyna, kiedy dostrzegła z mojej strony oznaki gotowości, zrzuciła z siebie bieliznę. Początkowo kochaliśmy się ostrożnie, w ten sposób ponownie uczyliśmy się własnych ciał, by pod koniec dać się ponieść emocjom. W końcu zostaliśmy bez ruchu w miłosnym objęciu, w tym, że ja tylko kikutem.

Pukanie do drzwi łazienki i głos mamy Donaty zakłócił błogą chwilę.

- Czekamy na was z kolacją.

- Jeszcze troszeczkę – odpowiedziała moja dziewczyna, ja byłem za bardzo skrępowany by coś powiedzieć.

Donata będąc dalej goła, pospiesznie wytarła mnie ręcznikiem i na jeszcze wilgotny korpus z oporem wciągała czystą piżamę. Nawet nie siliła się z zawijaniem rękawów i nogawek, ograniczyła się do zaczesania długich jeszcze mokrych moich włosów. Z niemałym trudem wciągnęła mnie na wózek i przypięła pasami. Dopiero wtedy zaczęła się ubierać, a ja siedziałem i cieszyłem się tym widokiem.

Wózek inwalidzki szybko pchała prawie biegnąc i z takim pędem wpadliśmy na moją salę. Podczas przejazdu zauważyłem, że biesiada wigilijna w ośrodku dobiegła końca i część osób, które nie chciały, albo nie mogło usiedzieć na krzesłach wracało do swoich łóżek.

Wszyscy czekali na nas siedząc przy nakrytym białym obrusem stole, złożonym kilku stolików przyniesionych ze świetlicy ośrodka, obok pustych talerzy. Sala pachniała potrawami, a zwłaszcza zupą grzybową podgrzewaną na elektrycznej jednopalnikowej kuchence. Donata dopchała wózek ze mną do stołu między dwoma krzesłami, na jednym siedział Marcel, w tym czasie jej matka powiedziała do niej.

- Kochanie ostrożnie, wiesz, że musisz uważać.

Zwróciłem uwagę na jej słowa, lecz nie miałem okazji zastanowić się nad nimi, ponieważ w tym momencie pozostali wstali. Głośno wypowiedzieli słowa modlitwy i po uchwyceniu opłatków w dłonie zaczęli składać nawzajem życzenia. Kolejno podchodzili do mnie i życzyli mi wytrwałości oraz powrotu do domu. Dopiero podczas łamania się opłatkiem dostrzegłem nieznaną mi dziewczynę, która siedziała niedaleko mamy Mateusza.

- Kochanie, kto to? – zapytałem cicho Donaty, gdy pochyliła się nade mną.

- To jest Żaneta sympatia Ernesta.

- Dlaczego nie siedzą obok siebie tylko w oddaleniu?

- Ponieważ posiada grupę krwi identyczna jak ja i podobnie musi się trzymać w pomieszczeniu z dala ze względu na hapteny.

- Ona nie chodzi?

- Nie, tylko jest chora na stwardnienie rozsiane i ma problemy ruchowe. Jednak po zastosowaniu mieszanki ziołowej sporządzonej przez Marcela jej stan się poprawia. Jeszcze dwa miesiące temu tylko leżała, a teraz nawet na odległość kilku kroków chodzi. Jak poczuje się pewniej i odpocznie, to podejdzie, tylko trzeba dać jej trochę czasu.

- Dlaczego nie spędza świąt ze swoją rodziną?

- Jest najmłodsza z rodzeństwa, jak ojciec zmarł niedługo po matce nie chcieli się nią opiekować i umieścili w ośrodku podobnym do tego.

Zamilkłem, pierwszą ciekawość zaspokoiłem i nie wypadało mi drążyć tego tematu dalej. Dodatkowo swoim gadulstwem przeszkadzałem Donacie w jedzeniu i karmieniu mnie. Pozostali czuli się swobodnie, opowiadali o minionych wigiliach, wspominali stare świąteczne zwyczaje i wskazując miejsca na stole komentowali smak potraw. Miałem problemy z patrzeniem na stół, siedziałem za nisko.

- Marcel mam prośbę, posadzisz mnie wyżej.

Marcel skinął głową na tak, odłożył widelec z połową pieroga z kapusty, wstał i powiedział.

- Ernest podaj mi jeden koc, żeby położyć go na wózku Artura, siedzi za nisko i mało widzi.

Ernest wstał, złożył jeden z koccy w kostkę i położył go na siedzisku wózka w tym czasie, kiedy Marcel mnie uniósł. Dopiero od tego czasu siedziało mi się wygodniej i dalej widziałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 27.12.2017
    No i będzie dziecko. Donata jest w stanie błogosławionym.Jak cudownie prowadzisz czytelnika przez meandry miłości. Czy takie rodziny istnieją? Wprowadziłeś świąteczny nastrój i chwała ci za to.
    Wszystkiego dobrego przyjacielu z Opowi.
    Ukłony;)
  • Sevoos 27.12.2017
    Część 79?!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania