Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 46

Zacząłem bardziej uważnie przypatrywać się liściastym drzewom. Porastały je ciemnozielone, matowe liście, długości około dziesięciu centymetrów i szerokości w granicach pięciu centymetrów, od spodu lekko niebieskawe. Prawie wszystkie osiągnęły wysokość ponad dziesięciu metrów, rosły bardzo gęsto obok siebie. Nawet najlżejszy wiatr powodował, że liście tarły o siebie i to z nich wydostawał się nieprzyjemny aromat.

Marcel podszedł do drzewa obficie obrośniętego czarno czerwonymi małymi kuleczkami, zerwał kilka i nam podał mówiąc.

- Owoce są jadalne możecie jeść, o ile się nie boicie, w smaku są słodko-kwaśne. Kora drzewa zawiera kwas pruski, nawet białe kwiaty na tych drzewach wydzielają nieprzyjemny zapach.

- Po co je posadziłeś? Nie lepiej było rozciągnąć drut kolczasty? – zapytałem.

- Może i lepiej, lecz ptaki nie miały by, co jeść. Dodatkowo czeremcha uświadamia ludziom, że są wrażliwi na piękno, tylko o tym często zapominają, a zwłaszcza, że posiadają w sobie wyższe wartości, dobry gust i smak. Przyśpiesza odkrywanie wrodzonych zdolności i wydobywa je na światło dzienne. Dodaje wiary w siebie, natchnienia i inspiracji twórczej. Pomocna jest przy pokonaniu wewnętrznych barier hamujących kreatywną realizację własnych planów. Pomaga w pierwszym kontakcie zakochanym. Dodatkowo oznacza się jedną z największych aktywności fitocydowych, lecz o tym wspomnę szerzej innym razem.

Mieliśmy z Donatą chyba jednak sporo szczęścia, że czeremcha nie pomagała nam w pierwszym kontakcie i wszystkich późniejszych. Rozmyślania przerwałem, ponieważ po minięciu drzew czeremchy, rosły obok siebie wysokie jałowce wytyczając krętą ścieżkę. Marcel szedł pierwszy, za nim Donata, a ja przeciskałem się na końcu. Niesionymi na prawym ramieniu i pod lewą pachą narzędziami zahaczając wiele razy gałęzie.

- Do nich chyba ciężko jest się przytulić – powiedziałem kilkakrotnie pokłuty przez ostre igiełki.

- Jałowce nie są do przytulania i odstraszania potencjalnych złodziei, tylko dla fitoncydów – odpowiedział Marcel zaraz dodając.

- I jak wam się podoba?

Ścieżka jałowcowa skończyła się nagle, wyszliśmy na sporą polanę, podniosłem wzrok, spojrzałem na Marcela, który coś wskazywał ręką.

- O! – wyrwało mi się jak zobaczyłem najbardziej niezwykły dom, jaki widziałem.

Wewnątrz jaskini o kształcie ślepego wysokiego tunelu, stał nieduży, jednopiętrowy, alpejski, drewniany dom, kryty gontem. Kamień stanowiący boczne ściany i łukowate sklepienie został wzmocniony zbrojonym betonem uformowanym na kształt kamiennych bloków. Bez dokładnego przyjrzenia się obudowie, wyglądało tak jakby ktoś obmurował grotę. Donata podobnie, jak ja, była zaskoczona widokiem, tylko sarny nie stały dalej przy nas, lecz pomknęły do swojego paśnika.

- Zapraszam do środka, a ja w tym czasie przejdę się do was po telefon. Zajmie mi to niewiele czasu, wasz dom stoi niecałe trzysta metrów stąd idąc skrótem, który wam później pokażę.

- Artur gdzie zostawiłeś aparat?

- Na stole –odpowiedziałem, wpatrzony w misterne rzeźbione wykończenie poddasza i okiennic.

Zanim na dobre ochłonęliśmy od niespotykanego miejsca wybudowania domu i zakończyliśmy podziwianie kunsztu obróbki drewna przez Marcela, on zdążył wrócić.

- Proszę – powiedział podając mi aparat.

Podziękowałem i sprawdziłem połączenia. Nikt nie dzwonił, Ernest wysłał tylko SMS-a przed samym wyjazdem. Szybko przeliczyłem czas potrzebny na pokonanie drogi z dozwoloną prędkością i wyszła mi przynajmniej godzina czasu do ich spodziewanego przyjazdu. Przez ten czas mogłem zobaczyć wnętrze domu Marcela i wziąć kąpieli przed wyjazdem po gości. Zaraz po wejściu do środka zauważyłem podobieństwo obu domów wzniesionych przez Marcela, tylko nasz był większy i wykonany bardziej w stylu podhalańskim. Wyposażenie i ozdoby w drewnie, niewiele różniły się od siebie, podobnie było z dekoracjami. Pod tym budynkiem była piwnica w naturalnym kamieniu i w tym celu została zaadaptowana naturalne niewielka jaskinia. Skały zapewniały stałą temperaturę w granicach ośmiu stopni, co gwarantowało doskonałe przechowywanie płodów rolnych i przetworów. Natomiast nasza została wykopana i wylana ze zbrojonego betonu, a dla zabezpieczenia przed wilgocią została odizolowana od gruntu. Dlatego temperatura w zależności od pory roku ulegała wahaniom, tak przynajmniej twierdził Marcel. Osobiście nie miałem okazji, jak na razie tego sprawdzić.

Zanim odprowadził nas do naszego domu, wręczył mi połowę posiadanych pieniędzy, szklankę herbatki mistrzowskiej, a po jej wypiciu zamarzniętą tylną ćwiartkę sarny mówiąc.

- Nie upolowałem jej, tylko postrzeloną przez myśliwego i mocno wykrwawioną dobiłem, nie mogłem patrzeć jak w męczarniach zdycha. Kiedyś każdy polujący za punkt honoru miał odszukać ranne zwierzę i je dobić, teraz strzela do następnego, a tamto zostawia, dla włóczących się po lasach psów, lub żeby zgniło. Mięso podzieliłem, zamarynowałem w ziołach i wcisnąłem do zamrażarki na lepsze czasy. Teraz przyda się doskonale, przynajmniej będziecie mieli wyśmienitą kolację.

- I co mam z tym mięsem zrobić?

Mogłem się po takim pytaniu spodziewać, pełnej instrukcji postępowania z dziczyzną. Przynajmniej dobrze się stało, że była obecna podczas tej rozmowy Donata, która wiedziała, o co chodzi. Inaczej mięso przy moim podejściu do pieczenia nadawałoby się tylko do wyrzucenia.

Marcel zabrał jeszcze jakieś pojemniki z potrawami, cześć wręczył Donacie, a sam znacznie większą ich ilość wziął. Zaraz za domem wprowadził nas w podobną krętą ścieżkę między jałowcami, jaką tutaj przyszliśmy. Kiedy jałowce się skończyły, ponownie przechodziliśmy między drzewami czeremchy, by po chwili zagłębić się w zwyczajny las i wyjść z tyłu naszego domu. Dopiero teraz miałem okazję zobaczyć zadbany ogródek warzywny.

- Marcel założyłeś ogródek, spodziewając się mnie? – zapytałem zaskoczony.

- Każdego roku od chwili wybudowania domu uprawiam tutaj warzywa, w oczekiwaniu, że w końcu powrócisz. Wcześniej karmiłem nimi leśne zwierzęta, a w tym roku je spożytkujecie.

- Będą przez nas głodne, koniecznie musimy dla nich na zimę kupić karmę – powiedziała przejęta Donata.

- Niczego nie trzeba im kupować, wystarczy tylko dać im spokój i nie zabierać ich miejsc, w których żerują, wtedy doskonale dadzą sobie radę. Dzikie zwierzęta przez miliony lat dawały sobie doskonale radę nawet przy niesprzyjających warunkach pogodowych i nagle ludzie zabrali im tereny, a w zamian rzucają ochłapy. Leśne paśniki są nie tylko do dokarmiania w czasie zimy i do liczenia poszczególnych gatunków zwierząt na danym terenie, jak nam się próbuje wmówić, w zasadzie pomagają myśliwym w polowaniach – odpowiedział Marcel.

Przyniesione z domu Marcela pojemniki ustawiliśmy na stole. Donata się nimi za chwilę zajmie, lecz w pierwszej kolejności poszła wziąć prysznic po dzisiejszym wysiłku. Byłem mile zaskoczony, że tak dobrze zniosła pracę w pełnym słońcu. Zanim Marcel poszedł do siebie zapewnił mnie, że najdalej za dwie godziny wróci. Jak wyszedł próbowałem za pomocą telefonu, jaki miałem do dyspozycji połączyć się z Internetem, koniecznie chciałem sprawdzić hasło fitocydy, o których wspomniał Marcel, lecz telefon przeznaczony dla osób starszych nie jest przystosowany do buszowania po sieci i po kilku próbach, zrezygnowałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 05.09.2017
    Świetne opisy natury i dowiodłeś, że można być w zgodzie z naturą. Nie niszczyć jej. W skale dom, drewno, kamień to jego podwaliny. Marcel jest bardzo mądrym człowiekiem. Wykorzystuje naturalne surowce i czynniki do egzystowania. Dzisiaj widzimy, że ogródki warzywne, chodzi mi o wieś przeszły do lamusa. Hodowla pojedynczych zwierząt, jak kur, gęsi, kaczek, królików też jest stereotypem. Wieś to domy i ogródki zaprojektowane przez architektów. Kwiaty, drzewa, krzewy to już nowe odmiany, której służą do ozdoby.Niszczymy powoli to co było naszą wizytówką polskości. Pozdrawiam 5)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania