Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 28

Złączeni dłońmi, w kompletnej ciszy, trwaliśmy kilkadziesiąt minut, przez ten czas oddech mi się uspokoił i mogłem jasno myśleć. Pot nie zalewał mi już oczu i teraz dopiero wyraźnie widziałem Donatę. Jej piękne włosy, mocno spocone, przylegały ściśle do głowy, jeszcze bardziej podkreślając bladość twarzy. Powieki miała przymknięte, lecz pod nimi widziałem wyraźnie poruszające się gałki oczne, wyglądało tak jakby o czymś śniła. Jej ręka zrobiła się znacznie cieplejsza, niż wcześniej, może zagrzała się od mojej, lub ja się ochłodziłem. Wydawało mi się, że jest za zimno dla chorej przy otwartym oknie, dlatego wstałem i je zamknąłem. Aparatura, podobnie jak ja złapała chwilę, oddechu i zaczęła żwawiej rejestrować. Dopiero, jak byłem pewny swojego głosu, powiedziałem.

- Donato, kochanie, przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, lecz nie z mojej winy tak się stało. Teraz opowiem dokładnie wszystko, co się działo od naszego rozstania, żebyś się na mnie nie gniewała, jak się obudzisz.

Chyba jej matka stojąca za drzwiami usłyszała jak mówiłem, bo cicho otworzyła drzwi, wniosła dla mnie tacę z jedzeniem i piciem. Nic nie mówiąc ustawiła ją na stoliku obok, gestem zachęciła mnie do poczęstunku i wyszła.

Początkowo opowiadanie śpiącej jakoś mnie onieśmielało, lecz po pewnym czasie mówiłem tak do Donaty jakby siedziała naprzeciwko mnie przy stoliku w kawiarni i słuchała z największą uwagą. Miałem jej tak dużo do przekazania, że nie spostrzegłem jak ten czas szybko leci. Za oknem zrobiło się ciemno, więc zapaliłem, stojącą na szafce nocnej, lampkę, która dawała światło przyjemne i nieoślepiające.

Jedną rękę miałem wolną i nią zajmowałem się powolną konsumpcją bardzo małymi kęsami. Nawet nie wiem, kiedy sen mnie zmorzył, lecz obudził mnie szept.

- Mamo tylko cicho, bo dopiero zasnął.

Uniosłem głowę i dostrzegłem leżącą na łóżku patrzącą na mnie Donatę. Jej piękne, duże, orzechowe oczy wysyłały w moją stronę blask, tańczących w nich ogników. Buzia promieniowała ślicznym uśmiechem i pomyśleć wszystko to przeznaczone było tylko dla mnie.

- Przepraszam, że ciebie obudziliśmy – powiedziała pani Rożkowa.

- To ja przepraszam, przyszedłem w gości i zasypiam – odpowiedziałem.

- Ernest przeprasza za nieobecność, lecz musiał iść do pracy – dodała.

Przypomniała mi tymi słowami rozmowę z solistką, dlatego zapytałem Donaty.

- Jak się czujesz?

- Świetnie.

- Przepraszam, lecz coś mi uciekło. Prosiłem dzisiaj w szpitalu piosenkarkę z zespołu grającego na weselu, żeby powiadomiła Ernesta, że czekam i nie mogę ruszyć z miejsca. Odpowiedziała mi, że od czterech dni nie ma go w pracy, wziął wolne i jest w domu przy umierającej siostrze. Okropnie głupi i niewybaczalny żart zrobiła.

- Powiedziała szczerą prawdę – oznajmiła poważnym tonem matka Donaty.

Głowa mi się kręciła na przemian w prawo i w lewo. Spoglądałem na matkę i córkę, lecz nie dostrzegłem, co jest nie tak w tych słowach. Przecież nikt normalny nie żartuje ze śmierci i nie istnieje cudowne wyzdrowienie, takie rzeczy nie zdarzają się w domu, tylko w jakiś świętych miejscach.

- Przecież nie ma takiej niemożliwości, żeby w jednej chwili umierać, a w drugiej cieszyć się dobrym zdrowiem, co innego na odwrót to często się zdarza – powiedziałem do pani Rożkowej, patrząc w jej oczy.

- Proponuję żebyś jutro porozmawiał z synem na ten temat, on ci wszystko dokładnie wytłumaczy, a ja tylko namieszam.

- O ile wcześniej nie zabije mnie Krzesimir za zniszczenie jego kolekcji.

Tą wypowiedzią zaciekawiłem kobietę i z tego powodu musiałem dokładnie wszystko jeszcze raz opowiedzieć. Chciałem to zrobić za szybko i część zdań wypadła chaotycznie, lecz Donata je uzupełniała.

- Przecież, gdy to mówiłem, ty byłaś nieprzytomna? – przerwałem, omawianie wydarzeń, pytaniem do Donaty.

- Oczywiście, lecz wszystko słyszałam.

Dziwne jest to nasze życie, mówisz do kogoś nieprzytomnego, lub będącego w śpiączce i on ciebie słyszy. Innym razem chcesz przekazać coś ludziom, którzy słuchają twojej wypowiedzi, a oni ciebie nie słyszą i na dodatek nie rozumieją.

Zanim opuściłem dom Rożków, na jej prośbę, przypilnowałem, stojąc pod drzwiami łazienki, kąpiącą się Donatę. Miałem wejść do wnętrza, gdyby coś niepokojącego z nią się działo. Przy okazji nasunęło mi się kolejne pytanie do Ernesta, dlaczego matka nie mogła jej towarzyszyć wewnątrz i jaka jest przyczyna, że nie zbliża się do córki na odległość nie mniej niż trzy metry. Donata po wyjściu z łazienki, usiadła przy zabytkowym stoliku z lustrem, gdzie czesała i suszyła włosy. Natomiast ja w tym czasie zostałem poproszony o przebranie pościeli w jej łóżku, na dodatek wypranej w pralni, a nie w domu. Następnie asystowałem osłabionej Donacie przy przejściu do kuchni, tam zrobiłem dla niej kolację i duży dzbanuszek herbaty. Z prawdziwą przyjemnością siedząc przy kuchennym stole, patrzyłem jak pochłania z wilczym apetytem wszystko do ostatniego okruszka. Gdybym nie widział jej, w jakim stanie była wcześniej, nigdy nie uwierzyłbym w tak błyskawiczną regenerację organizmu.

Podczas uzupełniania herbatą płynów w organizmie, Donata stale uśmiechała się do mnie, w ten sposób wyrażała swoje szczęście. Najchętniej pozostałbym z nią na zawsze, lecz musiałem zgłosić się jak najszybciej na komisariat, w przeciwnym przypadku mogą mnie zamknąć za naruszenie postanowień prokuratorskich. Tylko tym razem przed wyjściem uruchomiłem w swoim telefonie aplikację przeznaczoną dla rodziców dzieci, w ten sposób Donata zawsze mnie zlokalizuje nawet, kiedy nie będę w stanie przedzwonić. Nigdy więcej nie rozstaniemy się na tak długo, ponieważ w tym czasie każde z nas doświadczyło na sobie sporo nieszczęść.

Donata była pachnąca po kąpieli, ubrana w świeżą koszulę nocną, a ja przepocony z plamami soli na koszuli po intensywnym wcześniejszym wysiłku. Pomimo takiej różnicy w czystości usiadła na moich kolanach i obsypała pocałunkami. Widocznie jej tak bardzo nie przeszkadzał mój stan, jak mi, przy przytulaniu się do siebie. Zanim wyszedłem obiecałem zjawić się u niej najszybciej jak będę mógł.

Prosto od Rożków, taksówką, pojechałem na komisariat. Dyżurujący policjant z własnej woli zdemontował mi elektroniczną smycz i oznajmił.

- Postępowanie prokuratorskie w stosunku do pana zastało umorzone, więc od tej chwili jest pan wolnym człowiekiem.

Nawet nie pytałem się o szczegóły, ponieważ już ułożyłem układankę. Doskonale zdawałem sobie sprawę z przyczyny odseparowania mnie od otoczenia, a zwłaszcza od Donaty. Targowskich przerosło nieszczęście, jakie dotknęło ich syna i perspektywa opiekowania się dorosłym niepełnosprawnym dzieckiem. Koniecznie potrzebowali opiekuna dla Krzesimira, a ja jego wieloletni przyjaciel nadawałem się do tego najlepiej. Nawet nie miałem im za złe takiego potraktowania mnie, ponieważ oni nie znali innego sposobu, aby uzyskać zamierzony efekt.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 26.07.2017
    Czyżby Donata wracała do zdrowia. Na co choruje? Nagły zbieg okoliczności. Powrót do rzeczywistości dwóch bliskich Arturowi osób. A co że śledztwem? :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania